„Reparacje są kwestią odpowiedzialności i moralności”, powiedział prezydent Andrzej Duda w wywiadzie dla niemieckiego „Bilda”, w nawiązaniu do wojennych, „olbrzymich szkód wyrządzonych Polsce” przez Niemców. Pochwalił proces niemiecko-polskiego pojednania, ale zwrócił uwagę, że Polska dotąd nie doczekała się zadośćuczynienia za doznane krzywdy i straty. Jak podkreślił, sprawą zajmuje się polski parlament i to on „wystawi rachunek”, co niemiecki tabloid wytłuścił w tytule. Zupełnie innym tonie przemówił eksprezydent Aleksander Kwaśniewski. Ów minister do spraw młodzieży w czasach Polski tzw. Ludowej, odpowiedzialny za wychowanie młodzieży w duchu socjalistycznym, a później szef postkomunistycznej lewicy, usiłuje być dziś bardziej papieski niż sam papież. Jego zdaniem temat reparacji jest „zamknięty”:
„Żadnych reparacji nie będzie. (…) Pamiętajmy, że po wojnie zostały zmienione granice na korzyść (sic! - podkreślenie moje) Polski, a część terytoriów była niemiecka”, stwierdził w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej”. I dalej:
„Jeśli temat reparacji miałby podnieść również kwestię doliczania w tym rachunku ziem zachodnich polskich, to Polska byłaby w kłopocie”.
Były prezydent powinien wiedzieć, o czym mówi lub milczeć. Cóż bzdury! Pomijając zrujnowanie kraju i wtrącenie w wyniku wojny w sowiecką strefę wpływów, w której on sam był reprezentantem „wiodącej siły” PZPR, namiestników Moskwy, w porównaniu z okresem sprzed wojny Polska nie zyskała, lecz per saldo straciła znaczną część terytorium. Odświeżę zatem pamięć nie tylko eksprezydentowi i przypomnę, co wyłożył Niemcom nie kto inny, tylko tak poważany za Odrą, ale także przez Kwaśniewskiego szef polskiej dyplomacji Władysław Bartoszewski.
Było to w kwietniu 1995r. Polska, która siłą „Solidarności” wyjęła pierwszą cegłę z berlińskiego muru, co utorowało drogę do zjednoczenia Niemiec, nie została zaproszona na symboliczny wymarsz aliantów z Berlina. Na głowę kanclerza Helmuta Kohla posypała się w scalonej już Republice Federalnej tak wielka fala krytyki, że w ramach rekompensaty poproszono ministra Bartoszewskiego o wygłoszenie okolicznościowego przemówienia na specjalnej sesji obu izb niemieckiego parlamentu (Bundestagu i Bundesratu) w Bonn. Było to jedno z lepszych wystąpień polskich polityków, jakie słyszałem. Bartoszewski mówił o „zmowie Hitlera ze Stalinem”, o „najkrwawszej i najokrutniejszej wojnie w dziejach Europy”, a także o popadnięciu Polski „w stan nowej zależności” z taką bezwzględnością, że parlamentarne audytorium wbiło w fotele.
„To, że Polska nie została uznana w 1945r. za jedno z państw zwycięskich, było koncesją polityczną zachodnich aliantów na rzecz Stalina. (…) Państwo polskie >przesunięto< o kilkaset kilometrów na zachód, zmniejszając w ostatecznym efekcie jego terytorium o jedną piątą. (…) W efekcie Polska przed 1939r. Miała 389 tys. kilometrów kwadratowych powierzchni, po zwycięskiej zaś wojnie 312 tys.”
— tyle Bartoszewski o stratach terytorialnych. W obszernym, bezkompromisowym przemówieniu podkreślił z naciskiem, że: „Mówienie o >godzinie zero< zaczyna w Polsce mieć sens dopiero od roku 1989”.
O stratach materialnych nie mówił, nie wyliczał i nie zgłaszał żadnych roszczeń. W chwili, gdy wygłaszał to przemówienie w sali posiedzeń plenarnych w Bonn, a było to jeszcze przed przeprowadzką rządu RFN do Berlina, Polska dopiero ubiegała się o przyjęcie do NATO i Unii Europejskiej. Z politycznego punktu widzenia nie był to czas na zgłaszanie roszczeń i ubieganie się o odszkodowania, z czym notabene wystąpili wobec Niemiec nieco później amerykańscy adwokaci. Nie zmienia to faktu, że rachunki z przeszłości pozostają rachunkami nieuregulowanymi:
„Z perspektywy wielu Niemców, Polska z jej przesuniętymi w 1945r. na zachód granicami wydawała się niemalże beneficjentem wojny”, wywodził Bartoszewski. Jak się okazuje w kontekście wypowiedzi eksprezydenta Kwaśniewskiego, nie tylko „z perspektywy wielu Niemców”… Pominąwszy kwestie rzekomych „korzyści” terytorialnych, tereny tzw. poniemieckie, które pod względem historycznym były sporne od zawsze, został podczas wojny zrujnowane, odbudowa niektórych miast trwa do dziś, obiekty przemysłowe zdemontowane i wywiezione przez Rosjan, a w zostawieniu z obszarem utraconym na wschodzie, tzw. odzyskane nie są ani tak bogate w surowce naturalne, ani tak żyzne. Ale już samo ich porównywanie jest absurdalne, czy można bowiem zakitować nonsensownym argumentem „zmiany granic na korzyść Polski” rachunek niepowetowanych strat, tragedii naszego narodu - w wyniku wojny śmierć poniosło tylu obywateli RP, ile liczą dzisiejsza Litwa, Łotwa i Estonia razem wzięte - cofnięcia kraju na półwiecze w rozwoju, bezpowrotnej utraty wszelakich dóbr, w tym kultury, skarbów narodowych itd.?
Obskurantyzm Kwaśniewskiego jest wręcz szokujący. Niemieckie media skwapliwie wykorzystują upolitycznianie kwestii reparacji i wciskają ją w buty jednej opcji.
„Jeśli PiS wygra ponownie wybory parlamentarne, problem reparacji lub kierowanych do pojedynczych osób odszkodowań z pewnością powróci”, nawiązuje „Dziennik „Frankfurter Allgemeine Zeitung”. Autor Gerhard Gnauck pyta sam siebie, „co jest właściwie celem polskiego rządu?”, i sam sobie odpowiada: chodzi o obawy Polaków, że nastąpi „redystrybucja winy”, bo wobec Polski też zgłaszane są roszczenia wynikające z „ciemnych plam w jej własnej przeszłości”.
„Chociaż w Polsce nie było zorganizowanej przez państwo kolaboracji, to jednak polski antysemityzm w warunkach biedy i przemocy czasów wojny, wzmacniany i wynagradzany przez władze okupacyjne, doprowadził do licznych ofiar wśród polskich Żydów”, wyjaśnia Gnauck niemieckim czytelnikom, że postulaty dotyczące restytucji mienia żydowskiego są dziś silniej artykułowane przez żydowskie organizacje niż w przeszłości. Bardzo to sprytne odwracanie kota ogonem i próba przekształcenia „aspektu” (Gnauck) polskich roszczeń przez autora „FAZ” w - jak to ujął - „wielostronny konflikt”.
Jak będzie, zobaczymy, jedno wszak już jest pewne, z czego zdają sobie sprawę także Niemcy: kwestia reparacji to nie tylko lekcja o historii, sprawcach i ofiarach, lecz także o bieżącej polityce i postawach ludzi, którzy się nią zajmowali i zajmują…
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/462528-obskurantyzm-kwasniewskiego-nie-zna-granic