Problem wywołany lotami marszałka Marka Kuchcińskiego został rozstrzygnięty właściwie w ostatniej chwili, na dzień przed sejmowym głosowaniem w sprawie jego dymisji. Tym samym udało się partii rządzącej odciąć – przynajmniej częściowo – dopływ politycznego paliwa dla opozycji.
Jeszcze wczoraj nie wierzyłem, że dojdzie do dymisji marszałka Kuchcińskiego. Wydawało mi się, że PiS, które nie zareagowało natychmiast na problem, znalazło się w trudnej sytuacji politycznej, z której nie ma dobrego wyjścia. Bo dymisja, choć pożądana, byłaby uznana za sukces PO, czego obóz rządzący chciał zdecydowanie uniknąć. Z kolei dalsze utrzymywanie marszałka na stanowisku dawało opozycji ogromne porcje życiodajnego paliwa przed wyborami do Sejmu.
Skalkulowano widocznie, że z dwojga złego lepiej nakłonić marszałka do natychmiastowej dymisji. Wprawdzie PO może przypisywać sobie część zasług, ale będą to zasługi mocno na wyrost. Inicjatywę ponownie bowiem – choć dosłownie w ostatniej chwili – przejęła partia rządząca. Jarosław Kaczyński uzasadnił ją nie tyle naciskiem opozycji, co wsłuchaniem się w głosy opinii publicznej i „potrzebą służenia Polsce oraz Polakom”. To zasadny argument, bo nie ma chyba żadnych wątpliwości, że w ciągu ostatnich dni o lotach marszałka Kuchcińskiego zdołała się już dowiedzieć cała Polska. I raczej nie przyjęła tej informacji z entuzjazmem.
Wydaje się zatem, że pożar został ugaszony. Szkoda jednak, że trzeba było tak długo na to czekać. Niestety, marszałek Kuchciński zamiast natychmiast jasno odpowiedzieć na stawiane mu zarzuty i przyjąć wszystkie możliwe konsekwencje, przeciągał sprawę w nieskończoność, wydawał pokrętne oświadczenia, narażając tym samym nie tylko swój własny wizerunek, ale również dobre przedwyborcze notowania obozu rządzącego. Tak, to prawda, marszałek nie złamał prawa, ale z pewnością naruszył dobre obyczaje, które nakazują z umiarem korzystać z przysługujących przywilejów. Nie ma żadnego powodu, aby obóz rządzący i jego wyborcy mieli ponosić konsekwencje niefrasobliwości jednego, choćby nawet ważnego polityka PiS. Chodzi oczywiście o konsekwencje wyborcze.
Jarosław Kaczyński potwierdził, że Marek Kuchciński wystartuje w najbliższych wyborach z Krosna i będzie to „najbardziej demokratyczna metoda oceny jego osoby”. Słowa te musiały zabrzmieć dość upokarzająco dla polityka, który przez ostatnie lata był formalnie drugą osobą w państwie i który zaczął sprawiać wrażenie, jakby wydawało mu się, że wszystko jest dane raz na zawsze. Marek Kuchciński miał jednak wystarczająco dużo czasu, aby wybrnąć z tej sytuacji w zupełnie inny sposób. Wybrał inaczej. Niech będzie to przestrogą dla innych.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/458511-konsekwencje-zostaly-wyciagniete-niemal-w-ostatniej-chwili