To nic nowego pod słońcem, że opozycja będzie próbowała wykorzystywać politycznie każde głośne, negatywne wydarzenie, które można choćby cienką nicią połączyć z rządzącym obozem. Zasugerować jego wpływ na to wydarzenie, choćby rządzący robili wiele, aby zapobiec incydentom, noszących w sobie poważne zagrożenie dla porządku społecznego czy niebezpieczeństwa dla zdrowia i życia ludzi.
Tym razem jednak obóz rządzący i jego odpowiedzialne za to organa państwa nie przewidziały bezwzględności i przebiegłości opozycji, która za pośrednictwem swojego rezydenta politycznego, prezydenta Białegostoku Tadeusza Truskolaskiego, nie licząc się z ewentualnymi przykrymi skutkami dla ludzi z obydwu stron światopoglądowej barykady, sprowokowała sytuację, która nosiła w sobie wymarzone warunki do wywołania konfrontacji z użyciem przemocy. Oczywiście nikt nie był w stanie przewidzieć, czy do takiego starcia dojdzie, a jeśli tak, jak ono przebiegnie i jaka będzie jego skala.
Jednakże zadaniem policji było takie rozdzielenie potencjalnych agresorów, bez mózgowych „patriotów” od przebiegłych prowokatorów, idących w „Marszu Równości”, udających niewiniątka, przeciwstawiające się dyskryminacji, walczące o tolerancję i swobody seksualne, aby żadna ze stron nie miała jakiejkolwiek możliwości zbliżenia się do siebie. Nawet na odległość rzutu kamieniem czy jajkiem.
Jeśli ktokolwiek z opozycji włączył się logistyczne w przygotowanie „Marszu Równości”, nie uniknięcia, w każdym razie zawsze należy brać taki wariant pod uwagę, jest możliwość prowokacji przy użyciu kilku zaufanych (a nawet opłaconych zauszników) młodych osiłków, którzy podpalą tylko lont agresji, wystający z każdej pory ciała, niektórych kibiców, przeciwników obrazoburczej inności.
Sprawa awantur w Białymstoku ma wiele ważnych wątków, w dużej mierze omówionych przede mną w mediach. Chciałbym tylko zwrócić uwagę na znany już wątek, który jest motorem napędowym ataków opozycji na rządzący obóz i Kościół. Tym motorem jest założenie, że odpowiednio opakowane wydarzenie w Białymstoku w sposób istotny zdecyduje o wynikach wyborów jesiennych na korzyść opozycji. Przypomina to kalkulację polityczną w czasie kampanii wyborczej do euro parlamentu, jaką kierowała się opozycja po opublikowaniu filmu Sekielskich „Tylko nie mów nikomu” o pedofilii w Kościele katolickim.
Skutek tych kalkulacji znamy. Wydaje się, że teraz będzie taki sam. Mimo bicia przez fałszywych proroków na fałszywy alarm o początku pochodu, rozkwitającego w Polsce faszyzmu. Polacy wbrew określaniu ich przez „uczonych” przeciwników rządu oraz wyrafinowanych artystów i pisarzy nie są w ciemię bici i świetnie rozróżniają kłamstwa używane na potrzeby polityczne od prozaicznej, co nie znaczy, niekiedy bolesnej, prawdy.
Nie zdejmuje to jednak z państwa obowiązku, aby do podobnych incydentów nie dochodziło. Jednym ze sposobów - o którym mówi konstytucjonalista dr hab. Przemysław Czarnek, wojewoda lubelski - jest po prostu zakaz „Marszu Równości”, który ze względu na zagrożenia, jakie ze sobą niesie, trzeba uznać za zgromadzenie sprzeczne z przepisami prawa karnego. Zakaz taki ostatecznie może wydać tylko sąd, a wiadomo nie od dziś, że obecne sądy najchętniej rozwaliłyby tę władzę. Na ich obiektywizm i zdrowy rozsądek, który nakazuje unikanie sytuacji konfrontacyjnych, nie ma więc co liczyć.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/456154-bezwzglednosc-i-przebieglosc-opozycji-z-marna-perspektywa