Dziedzictwo Gilowskiej. Obniżka podatku PIT do 17 proc. oznacza więcej pieniędzy w kieszeniach. I redukcję horrendalnego klina podatkowego. To o jego horrendalnej wysokości przedsiębiorcy alarmują od lat.
Poza Zytą Gilowską od lat nikt nie zdecydował się na taki krok. O obniżkach podatków marzyli wszyscy, ale nie było to popularne politycznie rozwiązanie. Każdy kolejny rząd chciał mieć zwyczajnie wyższe dochody budżetowe. Kosztem pracowników i ich pracodawców.
27 października 2006 r. Sejm znowelizował ustawę o podatku dochodowym od osób fizycznych. Miały zacząć obowiązywać dwie stawki podatku PIT – 18 i 32 proc. Niższa stawka była dedykowana dla osób zarabiających do 85,5 tys. zł rocznie. Z kolei osoby zarabiające powyżej tej kwoty miały płacić 32 proc. powyżej nadwyżki 85.528 zł. Reforma została jednak odłożona w czasie – miała wejść w życie dopiero od 1 stycznia 2009 r. Tłumaczono to troską o budżet państwa.
Po przedterminowych wyborach i przejęciu władzy przez koalicję PO-PSL w listopadzie 2007 r. nie zdecydowano się na przesunięcie terminu wejścia w życie obniżki podatków od dochodów osobistych. Skorzystali na niej praktycznie wszyscy podatnicy płacący PIT.
Nieco wcześniej zostały zwaloryzowane jedynie progi podatkowe. Podatnicy czekali na to od 2002 r. Reforma podatkowa, która w pełni weszła w życie w 2009 r., w praktyce zniosła środkowy próg podatkowy. Kwota graniczna trzeciego progu stała się kwotą graniczną obecnego drugiego. Co ciekawe, obowiązuje ona do dzisiaj. Podobnie zresztą jak stawki PIT 18 i 32 proc.
Rząd Mateusz Morawieckiego postanowił iść tropem Zyty Gilowskiej. I obniżył pierwszą stawkę podatkową. Zmiany będą obowiązywały już od 1 października 2019 r. W kieszeni podatników zostanie rocznie ponad 9,6 mld zł. Średnio podatnikom zostanie w kieszeni po 50 zł miesięcznie więcej.
Ze zmian skorzysta 25 mln Polaków, niezależnie od formy zatrudnienia. W górę poszły również koszty uzyskania przychodu, co daje większą możliwość odliczenia. Projekt przewiduje dwukrotne podniesienie kosztów uzyskania przychodu. Obecnie wynoszą one miesięcznie 111,25 zł, a rocznie nie więcej niż 1 335 zł. Dla osób dojeżdżających są nieznacznie wyższe i wynoszą 139,06 zł miesięcznie i 1668,72 zł rocznie. Po zmianach próg ten zostanie podniesiony do odpowiednio: 250 zł i 300 zł miesięcznie. W praktyce oznacza to, że będzie można sobie więcej odliczyć w zeznaniu podatkowym.
O konieczności obniżenia horrendalnie wysokiego klina podatkowego w kraju przedsiębiorcy alarmowali od lat. To właśnie rozwiązania wprowadzone przez śp. Zytę Gilowską stawiano jako wzór. Mówiono o tym, że podatki muszą być niższe. A kiedy w końcu niższe będą, też słychać krytykę. O upolitycznieniu decyzji świadczyć może termin wprowadzenia rozwiązania – tuż przed wyborami, a nie od nowego roku rozliczeniowego, jak planowano pierwotnie.
Wszystkie inne argumenty należy jednak odrzucić. Bo to obniżenie podatków miało przecież uwolnić gospodarkę. No to czekamy.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/455426-obnizka-podatku-pit-do-17-proc-to-wiecej-w-kieszeniach?wersja=mobilna