Dziś język w ustach polityków stracił swoją właściwą rolę. Przestał służyć do nazywanie rzeczy zgodnie z ich prawdziwym znaczeniem. Znane pojęcia, nazwiska, określenia, do których przywiązane są jednoznaczne znaczenia, używane są do wywoływania skojarzeń, które oddalone są o lata świetlne od zła, jakie pozostawiły po sobie ich rzeczywiste pierwowzory. Od tamtych szkód, krzywd i zniszczeń.
Szermowanie przez polityków i innych „rycerzy polityki” ze środowisk medialnych, artystycznych, naukowych!, sędziowskich czy związanych z LGBT, takimi słowami jak Goebbels, stalinizm, ubeckie metody, w istocie nie mają nic wspólnego z prawdą o ich właściwych znaczeniach. Przywoływanie ich ma jeden cel. Wywołanie u odbiorcy skojarzenia, które mogą pociągnąć za sobą silne negatywne emocje wobec innego człowieka, takim, mającym charakter epitetu, słowem obdarzonym. Obciążenie innego polityka czy dziennikarza grzechami, przywiązanymi do użytego „hasła-epitetu” ma go wykluczyć z grona osób godnych równego traktowania. Jest jednocześnie moralną dyskwalifikacją, gdyż większość tego rodzaju „haseł- epitetów” w swym pierwotnym znaczeniu odnosiła się do osób, ich decyzji i działalności oraz sytuacji, które zasługują jedynie na moralne potępienie. Wreszcie te „hasła-epitety” są symbolami łagodnie mówiąc czarnych kart w dziejach ludzkości, a czasami najczarniejszych.
Włączenie do debaty publicznej tego rodzaju zabiegu dziś stało się czymś powszechnym. Pod tym względem mamy wolną amerykankę. Każdy przywołuje hasła epitety, jakie uważa w określonej sytuacji za przydatne.
Prezydent Gdańska Aleksandra Dulkiewicz decyzję Sejmu o przejęciu przez państwo Westerplatte po to, aby wreszcie po kilkunastu latach zaniedbań samorządu gdańskiego, zbudować tam Muzeum, porównuje do „lat 50, kiedy szalały ciemne czasy stalinizmu”.
Jeden z pary nikomu nieznanych (za wyjątkiem Onetu) homoseksualistów oświadcza publicznie: - „Obecna Polska zaczyna mi od kilku dni przypominać Niemcy pod koniec lat 30”.
Z lekkością niefrasobliwych dzieci Katarzyna Lubnaeur i Borys Budka wobec niektórych dziennikarzy używają epitetu - „To można porównać tylko do propagandy geobbelsowskiej”.
Ten sposób oskarżania za pośrednictwem haseł – epitetów rozpoczął kilka lat temu sędzia Igor Tuleya. Podczas uzasadnienia wyroku wobec kardiochirurga Mirosława G., oskarżonego o korupcję powiedział, że metody stosowane w śledztwie przez CBA „ budzą jednoznaczne skojarzenia z przesłuchaniami w czasach największego stalinizmu.”
Czyżby w nagrodę (lepiej późno niż wcale) sędzia Igor Tuleya został w zeszłym roku zaproszony do Europejskiego Centrum Solidarności w Gdańsku, aby podzielić się swoimi opiniami na temat psucia przez obecną władzę praworządności?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/453378-od-igora-tuleyi-do-borysa-budki