Jakub Majmurek z „Krytyki Politycznej” opublikował w związku ze śmiercią Karola Modzelewskiego post na Facebooku. Domaga się w nim rehabilitacji komunizmu, jako „jednego z ideowych wyborów”. Jeśli w ten sposób chciał uhonorować życie Karola Modzelewskiego, to chyba nie był to najszczęśliwszy pomysł.
Szkoda bowiem, że p. Majmurek nie zadał sobie prostego pytania, dlaczego właściwie Karol Modzelewski przestał być komunistą. W końcu gdyby był to „normalny ideowy wybór”, to cóż kazało Modzelewskiemu stopniowo odchodzić od komunizmu i w końcu przejść na pozycje – owszem lewicowe – ale od komunizmu całkowicie odległe? Otóż Modzelewski akurat nie bał się przyznać tego, czego p. Majmurek udaje, że nie rozumie (udaje, bo nie posądzam go o brak wiedzy), że komunizm okazał się w praktyce ideologią nieludzką, sprzeciwiającą się wolności.
Jakub Majmurek pisze:
Mnie się marzy nie tylko Polska bez Glińskiego na świeczniku, ale też taka, gdzie można o kimś napisać „komunista” nie w charakterze obelgi. Tak jak można „ludowiec” i chyba ciągle jeszcze „socjalista”. Gdzie komunizm nie jest synonimem „stalinowskiego siepacza”. Bo choć stalinowscy siepacze na ogół bywali komunistami, to nie wszyscy komuniści to zbrodniarze. Coś jak z rombem i kwadratem.
Ano właśnie. To chyba jasne, czemu słowa „ludowiec” i „socjalista” nie są w Polsce obelgami. Jeśli Jakub Majmurek nie wie, na czym polega różnica, niech zajrzy do historii ruchu ludowego i socjalistycznego, zwłaszcza z okresu tużpowojennego. Może wtedy przestanie dzielić się niemądrymi refleksjami. Problem jednak w tym, że wiedza, o której mówię (i którą, śmiem sądzić, p. Majmurek również posiada, choć udaje, że jest inaczej), tak powszechna jeszcze w latach Peerelu, jest dziś – w nowym pokoleniu – całkowicie niezapoznana. I łatwo opowiadać młodym ludziom dyrdymały o szlachetnych komunistach. To fakt, że nie wszyscy komuniści byli zbrodniarzami, ale jest tak nie dlatego, że byli szlachetni, lecz dlatego, że akurat – na całe szczęście – niektórzy z nich nie mieli okazji wcielić w życie swoich „normalnych wyborów ideowych”. Komunizm stawał się bowiem zbrodniczy wówczas, gdy przekształcał się w ideologię państwową, twierdzenie, że jest inaczej będzie plunięciem na groby dziesiątków milionów ofiar tego systemu.
Naprawdę warto jest byśmy się wszyscy (przede wszystkim konserwatyści) nauczyli patrzeć na komunizm nie jako na wstydliwą chorobę, ale jako na jeden z wielu ideowych wyborów, jakie podejmowali w XX wieku Polacy. Wybór, z którym można się nie zgadzać, odrzucać moralnie, intelektualnie i na wszystkie inne sposoby. Bo nie chodzi o to, by rehabilitować dziś komunizm w wersji III Międzynarodówki, by rozgrzeszać fanatyzm, zbrodnie itd. jego wyznawców, ale by jedną z bardziej brzemiennych w skutkach idei XX wieku potraktować elementarnie poważnie, dostrzegając stojące za nią przesłanki i wchodząc z nimi w sensowny spór.
Można oczywiście wzruszyć ramionami na to, co pisze p. Majmurek. W końcu wśród publicystów „Krytyki Politycznej” nie brakuje osób o – nazwijmy to eufemistycznie – niestandardowych z intelektualnego punktu widzenia poglądach i „wyborach ideowych”. Jednak zachęcanie do traktowania komunizmu jako równoprawnego poglądu politycznego zaczyna już przywodzić na myśl zabawę dziecka z zapałkami. Bo jeżeli uznamy, że praktyka komunizmu (określana przez p. Marmurka fanatyzmem, czy też jak to nazywano w czasach minionych „wypaczeniami”) nie dyskredytuje tej ideologii, to – w gruncie rzeczy – czemu nie uznać, że i faszyzm – sam w sobie – nie był z natury rzeczy zły? Oczywiście p. Majmurek aż tak brutalnie konsekwentny nie jest i na to nie pójdzie, bo dla jego formacji ideowej faszyzm jest zły z definicji. Ale skoro p. Majmurek, odrzucając zbrodniczość komunizmu, sam relatywizuje zło? To czy w takiej sytuacji można w ogóle mówić, że cokolwiek jest złe z definicji? Ja oczywiście jestem przeciwnikiem relatywizowania zła, wskazuję jednak, co się stanie, jeśli zło zaczniemy usprawiedliwiać.
Podsrywając „komunistą” w nekrologu Gliński nie krzywdzi Modzelewskiego – skrzywdzić go nie jest w stanie – ale umacnia „antykomunizm zdziecinniały”, jeden z fundamentów dzisiejszego prawicowego nie-rozumu, jakim krzyczą nie tylko koszulki Red Is Bad, ale i IPN. Prędzej czy później rachunek w Polsce za to zdziecinnienie historycznego myślenia zapłaci nie tylko prawica. [Zachowano pisownię oryginału].
Z ostatnim zdaniem postu p. Majmurka wypada się zgodzić. Owszem, za zdziecinnienie historycznego myślenia zapłacimy wszyscy. Warto jednak, aby walkę ze zdziecinnieniem (czy też „zdziecinniałym komunizmem” jaki on sam reprezentuje) zaczął od siebie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/444801-o-niebezpiecznych-konsekwencjach-relatywizowania-zla