Coraz bardziej zaczyna mnie intrygować profesor Wojciech Sadurski.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Drwiny z miesięcznic i chęć rozliczania?! Podły wpis Sadurskiego: „Miliony, by zaspokoić paranoję nieszczęśnika”
Czytam jego CV i widzę człowieka wszechstronnie wykształconego, bardzo utytułowanego, wiekowego i statecznego, bywałego i obytego z najlepszymi uczelniami na świecie. Czytam, że jest prawnikiem – konstytucjonalistą, filozofem, politologiem, a pewnie tylko przez skromność nie dodał, że zapewne i muzykologiem, teatrologiem, geologiem i neurologiem i Bóg wie czym jeszcze. No, crème d’la crème.
I czytam te wszystkie tytuły, zaszczyty, listy uczelni, wojaże i w żaden sposób nie umiem pojąć - i wiary nie daję, że ktoś taki mógłby być aż takim gburem, chamem i prostakiem. Wydawało mi się, że to możliwe tylko w fikcji Dołęgi-Mostowicza o Nikodemie Dyzmie spod Hrubieszowa. A jednak…
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/436860-fenomen-antropologiczny