Trudno sobie wyobrazić, żeby wynik wyborów w Gdańsku był inny, ale nie jest to sukces naszej demokracji.
Zważając na tragiczne okoliczności, które wymusiły przyśpieszone wybory w Gdańsku, największa partia mogąca wystawić mocnego kandydata, czyli PiS, odstąpiła od udziału w nich. Był to z jednej strony gest rycerski, a z drugiej strony szanse na zwycięstwo wydawały się znikome. W zeszłorocznych wyborach samorządowych dobra zmiana pomimo prymatu w skali kraju, poniosła dotkliwe porażki w znaczących aglomeracjach.
Do takich miast, gdzie wybory miały wynik, stawiający znak zapytania czy państwo prawa jest atrakcyjnym rozwiązaniem dla wielu współczesnych mieszczan należał właśnie Gdańsk. Zwycięstwo pana Adamowicza było chyba najbardziej spektakularnym potwierdzeniem, że w większości dużych miast nastąpił krach zwykłej przyzwoitości. Zamożni obywatele, bo tacy żyją w Trójmieście, Warszawie, Wrocławiu i innych miastach, a także napęczniała ilościowo do granic rozsądku kadra urzędnicza, doszli do wniosku, że należy utrzymać dotychczasowe szemrane status quo. Nastąpiła kompletna dewaluacja ocen opartych na moralności. Własny interes przede wszystkim. Okazało się, że branie łapówek, machlojki, uczestniczenie w układzie, czy nawet tak jak w Warszawie brutalne wyrzucanie ludzi z mieszkań, nie stanowią dla wielu wyborców problemu. Podstawowym kryterium stało się danie upustu jaskiniowej nienawiści do PiS i prezesa Kaczyńskiego. Umiejętnie podsycana przez fejk media histeryczna niechęć do dobrej zmiany, daje rezultaty. Antypisowskie zacietrzewienie okazało się tak intensywne, że przestano zważać, że dokonując takich, a nie innych wyborów, działa się przeciwko własnemu interesowi.
Na Warszawę spadła prawdziwa klątwa. Tak jakby się rozlało to rynsztokowe przedsięwzięcie z Teatru Powszechnego na całe miasto. Do szkół wkracza seksualna rozpusta pod hasłami nowoczesności i europejskości. Skandaliczne i nieodwracalnie hańbiące dla Warszawy jest przywrócenie nazw ulic komunistycznym symbolom i sowieckim najemnikom, kosztem takich postaci jak choćby prezydent, zarówno Polski jak i Warszawy, Lech Kaczyński, poeci Zbigniew Herbert i Jacek Kaczmarski, pieśniarz Przemysław Gintrowski. Co najdziwniejsze zdziczenie hord peowskich nie wzbudza żadnych poważnych protestów w stolicy.
W Gdańsku będziemy mieli też kontynuację polityki 36 kont. Nikogo nie dziwi na jakiej zasadzie żona byłego prezydenta Gdańska rezyduje w Stanach Zjednoczonych i stać ją na kilkutysięczny, miesięczny, czynsz w dolarach za edukację córki. Czyżby to były jeszcze profity z walizki kosztowności przywiezionej przez jej dziadka z Niemiec po II Wojnie Światowej.
Cieszy dobry wynik Grzegorza Brauna. Jednak nie zmienia to w sposób zasadniczy struktury głosów oddawanych w wyborach samorządowych w ważnych miastach Polski.
Dziwi trochę mała aktywność PiS w pozyskiwaniu miejskiego elektoratu. Jak widać same zachęty materialne i wszelkie ulgi nie są w tym przypadku wystarczające.
Trzeba wkroczyć na ścieżkę wojny ideologicznej i jasno określić się po stronie wartości, jednocześnie potępiając lewacką indoktrynację.
Nie możemy naszych pięknych miast zostawiać na pastwę przestępczych układów i aplikowanych nam przez poprawnościową międzynarodówkę „nowinek” obyczajowych. Szczególnie tych skierowanych na dzieci.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Na układy nie ma rady, przynajmniej w Gdańsku. Wiedzcie chociaż, jak wami kręcą
Sytuacja w Gdańsku była oczywiście wyjątkowa, ale boju o miasta nie można zostawiać do następnych wyborów samorządowych.
Świetną okazją by zacząć pozyskiwać elektorat wielkomiejski są zbliżające się wybory do Europarlamentu. Miejmy nadzieję, że PiS znajdzie wreszcie drogę byśmy nie musieli patrzeć ze zgrozą na to co dzieje się w Warszawie, Gdańsku, Sopocie…
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/436494-zwyciestwo-dulkiewicz-przypieczetowaniem-anormalnosci