Ambasador żadnego kraju nie uprawia polityki na własną rękę. To co robi ma akceptację zwierzchników i wyraża ich poglądy. Popisy pań ambasador Stanów Zjednoczonych i Izraela, kiedy odnoszą się z niespotykaną w stosunkach międzynarodowych ostentacją do polskiego premiera, skłaniają ku zastanowieniu, czy polityka zagraniczna uprawiana przez rząd PiS nie jest nazbyt zachowawcza.
Pani ambasador Azari odegrała znaczącą przy wywołaniu kryzysu związanego z ustawa IPN, mającą nas chronić przed bezpodstawnym i szkalującym zwrotem „polskie obozy śmierci”. Nie wahała się wykorzystać 73. rocznicy uroczystości wyzwolenia obozu Auschwitz i w tym świętym i dla Polaków, i dla Żydów miejscu, w obecności polskiego premiera, dała sygnał do politycznej rozgrywki. Potem oświadczyła: „Mówiłam tak dlatego, że musiałam”. Przyznała, że postępowała zgodnie z instrukcjami rządu Izraela.
Ostatnio pani ambasador Izraela udzieliła reprymendy wicepremierowi Piotrowi Glińskiemu:
Nie chciałabym widzieć więcej takich cytatów.
Włączenie się w tę sprawę w momencie, gdy B’nai B’rith żąda dymisji wicepremiera, i to wyłącznie na podstawie nadinterpretacji jego wypowiedzi, jest głosem, którego nie można lekceważyć.
Teraz mamy niezwykle bulwersujące zachowanie ambasador Stanów Zjednoczonych Georgette Mosbacher. Wysłanie listu do polskiego premiera, ze wskazówkami jak powinien obchodzić się ze stacją TVN, zdecydowanie wykracza poza kompetencje pani ambasador, a już z pewnością narusza dobre obyczaje.
Sytuacja jest o tyle kuriozalna, że Georgette Mosbacher chce nas uczyć wolności prasy jednocześnie wyznaczając, co inne media mogą mówić o dziennikarzach TVN. Jeszcze większe zdziwienie budzi fakt, że pani ambasador broni niezwykle podejrzanego materiału szkalującego Polaków, a do tego akceptuje hajlowanie przez reportera TVN pod szmatą ze swastyką.
Indagowana w tej sprawie Heather Nauert, rzeczniczka amerykańskiego Departamentu Stanu, nie pozostawia złudzeń:
Ambasador Mosbacher robi w Polsce świetną robotę i dobrze nas reprezentuje.
Mając na uwadze, że Donald Trump zacięcie walczy w USA z fejk niusami, możemy sobie zdać sobie sprawę jak kolonialnie obeszła się z nami pani ambasador.
I oto znaleźliśmy się w sytuacji, kiedy to nasi sztandarowi sojusznicy, których wsparciem szczyci się obecna władza, traktują nas w sposób trudny do zaakceptowania. Przez wiele lat byliśmy pod zaborami, okupacją, „przyjaźnią polsko-radziecką” i nie ma zgody na to, żeby jakiekolwiek ambasady ostentacyjnie nam dyktowały, kto ma być premierem, wicepremierem i jakie telewizje będą tu swobodnie uprawiać antypolską propagandę.
Miejmy nadzieję, że te lekcje dyplomacji, które udzieliły nam panie ambasador Stanów Zjednoczonych i Izraela wystarczą i polski rząd nie będzie dłużej udawał, że nic się nie dzieje.
Nie da się zbudować autorytetu władzy, gdy w każdej chwili może wyjść pani ambasador i pogrozić palcem polskiemu premierowi albo wicepremierowi.
Rząd premiera Morawieckiego ma teraz wyborną okazję, żeby pokazać charakter. Wystarczy odebrać koncesję TVN 24 albo wyznaczyć surową karę. Materiał „urodziny Hitlera” był uderzeniem w polską rację stanu i dalsze bezradne dreptanie wokół tego tematu, jest dla władzy ryzykowne.
A i pani ambasador Stanów Zjednoczonych mogłaby zrozumieć, że to nie ona tutaj rządzi, tylko Polska ma własne suwerenne władze.
Odwaga i dążenie do wolności to jest to co w Stanach Zjednoczonych cenią najbardziej. I tego się trzymajmy.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/423303-aktywnosc-mosbacher-i-azari-musi-powaznie-niepokoic