Obawiam się, że jaśnie państwo sędziowie się przeliczą i obywatele zajmą się nimi, a nie władzą wykonawczą. Tak się zajmą, że nie będzie co zbierać.
Pierwszy był Sąd Najwyższy (w ratach), potem Sąd Okręgowy w Łodzi, a następnie Sąd Okręgowy w Warszawie (konkretnie sędzia Igor Tuleya). Na razie te sądy wysłały pytania prejudycjalne do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. W warstwie górnolotnej wszystko zostało ładnie uzasadnione: sędziowie są zatroskani o niezależność sądów, niezawisłość sędziów oraz o zgodność polskiego ustawodawstwa z unijnym prawem. Mniej górnolotnie – sędziowie są zatroskani o samych siebie, bo przecież nie pytają TSUE o prawa stron w sprawach, które stały się okazją do zadania pytań prejudycjalnych, lecz odsuwają je na bok, eksponując samych sądzących, choć nie są oni stroną. Całkiem niegórnolotnie sprawa wygląda tak, że interesy stron zostały wyrzucone do kosza, czyli procesy zostały zawieszone na bliżej nieokreślony czas, żeby sędziowie doczekali się rozstrzygnięcia we własnej sprawie, nijak nie wynikającej ze spraw, które stały się tylko pretekstem do zadania pytań prejudycjalnych. Zupełnie przyziemnie sprawa wygląda tak, że sędziowie Sądu Najwyższego, Sądu Okręgowego w Łodzi oraz Sądu Okręgowego w Warszawie mają gdzieś tych, którymi sprawami powinni się zająć. Ci, którzy przyszli do tych sądów po sprawiedliwość zostali odprawieni z kwitkiem (sprawy zostały zawieszone na wiele miesięcy, o ile nie lat), bowiem jaśnie państwo sędziowie postanowili zadbać o siebie i swoje interesy. Innymi słowy, strony zostały faktycznie pozbawione prawa do sądu na czas rozwiązania problemów jaśnie państwa sędziów, czyli nie wiadomo na jak długo.
Z jakiego obiektywnego powodu strony procesów, które zostały zawieszone są pozbawione prawa do sądu (czasowo, ale zawsze)? Przecież to nie ich wina, że jaśnie państwo sędziowie postanowili się zająć sobą. A skoro strony faktycznie zostały pozbawione prawa do sądu, dzieje im się krzywda, a wręcz zostali zrobieni w bambuko przez jaśnie państwa sędziów. I mają pełne prawo zaskarżyć do sądu tych sędziów, którzy pozbawili ich praw. I gdyby to się udało, czyli zakładając, że nadzwyczajna kasta nie będzie bronić kolegów, lecz sprawiedliwości, co raczej jest wątpliwe, mogliby się domagać wysokich odszkodowań. I nawet gdyby je zasądzono, nie zapłacą ich pozwani sędziowie, bo w sądach nie reprezentują samych siebie, chociaż występowali we własnych sprawach. Wszystko wygląda więc tak, że za szlachetnymi pobudkami i tłumaczeniami kryje się najzwyklejszy egoizm sędziów. A strony, których sprawy stały się pretekstem do zadania pytań prejudycjalnych wychodzą na jeleni, bo tym, że są ofiarami jaśnie państwa sędziów i ich interesów nikt zdaje się nie przejmować.
Na razie mamy kilkanaście pytań prejudycjalnych z trzech sądów i zawieszenie prawa do sądu kilku stron procesów, które nie mogą się toczyć, gdyż interesy jaśnie państwa, które je zawiesiło są ważniejsze. Ale słychać zachęty wobec sędziów, żeby się nie krępowali i masowo zaczęli zadawać TSUE pytania prejudycjalne, czyli także zawieszać sprawy będące pretekstami do zwrócenia się do sądu w Luksemburgu. Oczywiście wszystko to ze szlachetnych pobudek. Ale skoro jaśnie państwo sędziowie są tacy szlachetni, dlaczego ktokolwiek ma z tego powodu realnie nie mieć dostępu do sądu? A jeśli w tej sprawie mamy erozję szlachetności, całkiem łatwo wyobrazić sobie, że sędziowie będą nagminnie i masowo słać pytanie prejudycjalne do TSUE w Luksemburgu i zawieszać coraz więcej spraw. Pozornie będzie to wyglądać na troskę o niezależność sądów, niezawisłość sędziów oraz zgodność polskiego ustawodawstwa z prawem unijnym, ale faktycznie byłoby świetnym sposobem, aby najzwyczajniej w świecie nie pracować. Wszystko jedno, czy na złość obecnie rządzącym, czy żeby faktycznie uniemożliwić funkcjonowanie wymiaru sprawiedliwości, czy aby udowodnić, że znienawidzona przez sporą część środowiska reforma sadownictwa nie powinna działać. Tłumaczenie jest bez znaczenia, skoro faktycznie sądy by się zatkały, a obywatele zostaliby realnie pozbawieni prawa do sądów, czyli dostępu do sprawiedliwości.
Nie zdziwiłbym się, gdyby z premedytacją część środowiska sędziowskiego zrobiła sobie labę, bo po co się męczyć. Nie musieliby nic robić czekając na rozstrzygnięcia TSUE w Luksemburgu. A skoro spraw byłoby dużo, ta laba mogłaby trwać nawet latami. Jaśnie państwo sędziowie wyobrażają sobie zapewne, że zniecierpliwieni obywatele nie ich będą winić, tylko tych, którzy przeprowadzili reformy, a teraz zbierają żniwo. Obawiam się jednak, że jaśnie państwo się przeliczą i obywatele zajmą się nimi, a nie władzą wykonawczą. I to tak się zajmą, że nie będzie co zbierać.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/411144-a-co-jesli-za-pytaniami-prejudycjalnymi-nie-kryje-sie-troska