Po Fransie Timmermansie, pierwszym wiceprzewodniczącym Komisji Europejskiej, niczego innego nie można się było spodziewać. Gdy zatem powiedział, że „na tym etapie nie ma szans na wycofanie artykułu 7 wobec Polski”, trzeba tylko dopowiedzieć, na czym polega ów „etap”. A polega na tym, że jedynym akceptowanym w Komisji Europejskiej rozwiązaniem jest wycofanie się polskich władz z wszystkich reform sądowych, czyli tych dotyczących sądów powszechnych, prokuratury, Trybunału Konstytucyjnego, Sądu Najwyższego i Krajowej Rady Sądownictwa. Wiele miesięcy temu takie warunki Timmermans postawił w imieniu Komisji Europejskiej i tego się trzyma. Polski rząd prowadzi negocjacje w sprawie faktycznego ultimatum Komisji Europejskiej, lecz to ultimatum nie zostało złagodzone ani na milimetr. W gruncie rzeczy jest to zatem rozmowa dziada z obrazem albo kopanie się z koniem. Płyną tylko komunikaty, że ta rozmowa toczy się w dobrej atmosferze.
Polskie władze mają oczywiście rację, że Komisja Europejska nie ma żadnego formalnego uprawnienia do ingerowania w polski system prawa. Nie znajdzie się takiego uprawnienia w kompetencjach komisji zapisanych w europejskich traktatach. I mają rację polskie władze, że nie ma jednego systemu prawnego w Unii Europejskiej, który by wyznaczał obligatoryjne standardy dla naszego kraju. Tak jak nie wyznacza ich dla żadnego innego państwa członkowskiego. I mimo stwierdzenia tych oczywistych faktów Komisja Europejska przystąpiła do ingerowania w polski system prawa i zaczęła wyznaczać obligatoryjne standardy. Odbywa się to w formie kolejnych wezwań i zaleceń oraz wyznaczania Polsce kolejnych dat granicznych. Drobiazgiem jest to, że owe wezwania i zalecenia przygotowują Komisji Europejskiej i Fransowi Timmermansowi prawnicy związani z opozycją w Polsce oraz wprost politycy opozycji. I ich punkt widzenia jest kanoniczny oraz niefalsyfikowalny. A Komisja Europejska tylko domaga się dostosowania przez Polskę do tych kanonicznych i niefalsyfikowalnych rozwiązań. Na tym polegają negocjacje. I polska strona różne warunki starała się spełniać doprowadzając do nowelizacji przyjętych już przez parlament i podpisanych przez prezydenta ustaw.
Skoro negocjacje z Komisją Europejską od początku są umawianiem się z szulerem, dlaczego polski rząd je podjął? Zrobił to z kilku powodów. Przede wszystkim stanowisko polskich prawników i polityków opozycji, „uświęcone” przez Fransa Timmermansa, przyjęła praktycznie cała Komisja Europejska, łącznie z reprezentującą Polskę Elżbietą Bieńkowską. Czasem sprzeciwiał się reprezentant Węgier, ale tylko czasem. Tak działa komisja, że w pełni konformizuje komisarzy z poszczególnych państw. I realizuje wytyczne przekazywane przez jej szefa. A trzeba jasno powiedzieć, że uśmiechający się i wypowiadający róże zgrabne i miłe dla ucha slogany Jean-Claude Juncker nigdy nie zwątpił w potrzebę postawienia Polsce ultimatum i faktycznie wielokrotnie je stawiał autoryzując kolejne wezwania i zalecenia dla naszego kraju. Faktycznie stanowisko Junckera niczym się więc nie różni od stanowiska Timmermansa, choć nie wypowiadał się on tak napastliwie wobec Polski jak jego zastępca. Polska musiała więc zareagować na wezwania i zalecenia Komisji Europejskiej.
W czasie, gdy Polsce postawiono ultimatum, trwał jednocześnie proces zmieniania „ustroju” Unii Europejskiej bez zmiany unijnych traktatów. Robi to Komisja Europejska na ciche przyzwolenie przede wszystkim Niemiec i Francji, a całkowicie wbrew traktatom europejskim, co otwarcie stwierdzili prawnicy obsługujący instytucje UE. Zmiana „ustroju” UE polega przede wszystkim na tym, żeby najważniejsze głosowania, prowadzone dotychczas i zgodnie z traktatami wyłącznie na poziomie Rady Europejskiej, czyli szefów rządów i przywódców państw, i wymagające zgody wszystkich, zastąpić większościowymi głosowaniami na poziomie Rady Unii Europejskiej, czyli z udziałem ambasadorów i branżowych ministrów. Taki sposób głosowania chce się przeforsować przede wszystkim w związku z tworzeniem budżetu UE na lata 2021-2027. Dzięki temu można by przeforsować tzw. kryterium praworządności, wiążące wypłaty z przestrzeganiem przyjętego przez Komisję Europejską kanonu prawnego. Ten kanon nie wynika z traktatów, lecz z tego, co w nim umieści obecna Komisja Europejska, a faktycznie Niemcy i Francja z różnymi przystawkami. Z tym, że sama Komisja Europejska jest tu traktowana jako przystawka. A zmiana „ustroju” UE pozwala na karaniu wybranych państw i nakładania na nie sankcji na poziomie Rady Unii Europejskiej. To oznacza, że weto choćby jednego państwa, w naszym wypadku Węgier, nie oznacza, że „karę” czy sankcje można zablokować. Do zablokowania potrzebna jest grupa państw mających odpowiednią wagę głosu. Dlatego polski rząd podjął negocjacje z szulerem, żeby albo zapobiec takiej zmianie „ustroju” UE, by możliwe było nałożenie na Polskę jakichś sankcji kwalifikowaną większością głosów, albo żeby to uniemożliwić już podczas głosowania – w razie zmiany „ustroju”.
Mimo braku podstaw prawnych do ingerowania w polski system prawny oraz braku podstaw do stawiania Polsce ultimatum, to się faktycznie stało i rząd RP musiał jakoś na to zareagować. Stąd negocjacje. Polska strona liczyła, że w trakcie owych negocjacji rządy przynajmniej kliku państw dostrzegą, do czego zmierza Komisja Europejska i jak to jest niebezpieczne dla nich samych oraz dla całej UE. Taki proces refleksji wciąż trwa, ale nie widać jakichś jego realnych skutków. Po prostu rządy poszczególnych państw kalkulują, co im się najbardziej opłaci. Jest jednak faktem, że w części stolic istnieje świadomość zagrożeń, jakie Komisja Europejska stwarza całej UE prąc do zmiany „ustroju” wbrew traktatom i swoim uprawnieniom. Stan jest jednak taki, że mimo ustępstw ze strony Polski, Timmermans w imieniu Komisji Europejskiej może podtrzymywać swoje ultimatum, co stawia pod znakiem zapytania nie tylko sens tego, w czym już Polska ustąpiła, jak i dalszych tego rodzaju „negocjacji”. Po prostu szuler nadal jest szulerem, a może nawet bardziej niż wcześniej.
Szuler ma jednak konkretną perspektywę trwania na pozycjach. Ta perspektywa to maj 2019 r. kiedy odbędą się wybory do europarlamentu, a po nich zmieni się Komisja Europejska. Polityczne tendencje w Europie pokazują, że przyszły Parlament Europejski może się bardzo różnić od obecnego (raczej na korzyść Polski niż odwrotnie). To nie oznacza automatycznie wyłonienia lepszej Komisji Europejskiej, gdyż to zależy od nieformalnych porozumień najważniejszych przywódców (i państw klienckich wobec nich), a tu niewiele się w 2019 r. zmieni, może poza Włochami. Tak czy owak sama zmiana komisji działa na korzyść Polski. Może trzeba więc przeczekać kolejne bezczelne wyskoki Timmermansa i to co niedemokratycznie pichci cała Komisja Europejska pod wodzą Jeana-Claude’a Junckera. Oznaczałoby to jeszcze rok anielskiej cierpliwości i powściągliwości mimo coraz bardziej chamskich i ordynarnych ataków. Pod warunkiem, że odchodzący Timmermans nie zechce zaostrzyć warunków ultimatum. A może je zaostrzyć, bo właściwie nie ma żadnych szans na znalezienie się w nowym składzie komisji, a być może także w europarlamencie.
Wiele zależy też od tego, jak szybko będzie postępował zamach na „ustrój” UE. Jeśli ten zamach ma firmować obecna Komisja Europejska i sprawa ma być zamknięta do maja 2019 r., Polska (i np. Węgry) może nie mieć innego wyjścia, jak uderzyć pięścią w stół i przerwać tę szulerską rozgrywkę. Problemem jest to, czy i na kogo możemy wtedy liczyć. Nie powinniśmy się przecież wystawiać na kolejne ciosy nie mając pewności, że zatrzymamy negatywne procesy, i że to się opłaci w przyszłości. Rozgrywka z szulerem nie jest łatwa, tym bardziej, gdy spora część polskiego społeczeństwa ma dość traktowania szulera jak partnera, ma dość kolejnych ustępstw. Rząd nie ma dobrego wyjścia, ale czas jest jego sprzymierzeńcem. W każdym razie nie można już udawać, że toczą się normalne negocjacje równych stron. Tak nie jest: mamy ultimatum i zero ustępstw ze strony Komisji Europejskiej. W takiej sytuacji być może trzeba się odwołać do vox populi, czyli masowych protestów społecznych przeciwko niesprawiedliwemu traktowaniu Polski przez unijnego szulera. Albo odwołać się do jakiejś formy referendum.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/394342-czy-polska-powinna-nadal-negocjowac-z-komisja-europejska-mimo-ze-ta-zachowuje-sie-jak-szuler?wersja=mobilna