W niedawnej rozmowie z Katolicką Agencją Informacyjną Bronisław Komorowski zaniepokoił się zbyt dużym zaangażowaniem Kościoła w politykę. „Miałbym radę dla Kościoła, by zamykał drzwi nie przed ludźmi, ale przed polityką. A niestety polityki w Kościele jest za dużo” – powiedział były prezydent. I trudno się z nim nie zgodzić, choć – jak sądzę – wielu katolików niedopuszczalne zaangażowanie Kościoła dostrzega w zupełnie innym miejscu niż Komorowski.
Gdzie można dostrzec to niedopuszczalne zaangażowanie? Chociażby na szerokiej przestrzeni rozciągającej się od ks. Bonieckiego ściskającego się z satanistą Nergalem, poprzez szczęśliwie odsuniętego od negocjacji z politykami ks. Kazimierza Sowę, skończywszy na jezuicie ojcu Krzysztofie Mądelu, który całkiem otwarcie wspiera w mediach społecznościowych antypisowską opozycję i liberalne media. Trudno również nie wspomnieć przy tej okazji o bp. Tadeuszu Pieronku pozwalającym sobie na całkiem otwarte polityczne demonstracje przeciwko rządzącej prawicy.
Dziś każda wypowiedź może zostać zinterpretowana jako deklaracja polityczna. Kapłani, a zwłaszcza hierarchowie muszą mieć tego świadomość. Tę uwagę można adresować m.in. do metropolity katowickiego abp. Wiktora Skworca dość jednostronnie narzekającego onegdaj na „podsycanie nastrojów antyniemieckich” w Polsce a nawet do prymasa abp. Wojciecha Polaka, ze względu na niezbyt fortunne wypowiedzi na temat imigrantów.
Czasem trudno oprzeć się wrażeniu, że zaangażowanie niektórych księży po liberalnej, antypisowskiej stronie politycznego sporu jest dla hierarchów znacznie mniejszym zmartwieniem od podobnego zaangażowania innych kapłanów po stronie szeroko rozumianej prawicy. Być może wynika to z przekonania, że reprezentantom Kościoła otwartego na „nowoczesne” prądy intelektualne jest łatwiej szerzyć Ewangelię wśród opornych i nieprzekonanych, a to przecież właśnie o te „zagubione owieczki” toczy się największy bój. Tymczasem Kościół otwarty to nie jest Kościół neutralny. To Kościół głęboko zaangażowany politycznie. I należy mieć tego świadomość.
W tym więc kontekście wezwanie Bronisława Komorowskiego, aby Kościół był „bardziej otwarty” na ludzi i jednocześnie zamknięty na politykę należy więc rozumieć dokładnie odwrotnie, jako wezwanie Kościoła do większego zaangażowania – tyle, że po jednej, tej antypisowskiej, stronie sporu. Można mieć jedynie nadzieję, że hierarchowie i duchowni – bez względu na swoje prywatne sympatie – pozostaną w większości odporni na podobne pokusy. Bo uleganie im oznacza przeniesienie politycznego sporu do wnętrza kościelnej wspólnoty, czego konsekwencje mogą okazać się trudne do opanowania.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/386571-bronislaw-komorowski-chce-kosciola-neutralnego-politycznie-neutralnego-czyli-antypisowskiego