Żadna manifestacja nie wzbudziła we mnie takiej irytacji jak letni spęd przed Sądem Najwyższym. Widok świeczek zapalanych „w obronie sądów” mógł wywołać odruch wymiotny. Trudno zgodzić się z tak histeryczną symboliką w obliczu fatalnej kondycji wymiaru sprawiedliwości. Sprawa Tomasza Komendy sprawiła, że znów mam przed oczami te żałosne obrazki.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Wstrząsające wyznanie ofiary wymiaru (nie)sprawiedliwości. Tomasz Komenda: „Próbowałem się zabić w więzieniu”
Wolne sądy, precz z Kaczorem dyktatorem, itp., itd. Bo oczywiście sądy działały wspaniale, sędziowie pozostawali bez skazy, a prokuratorzy chcieli rzetelnie badać sprawy, a nie produkować oskarżonych… Pewne środowiska wykreowały sielankę, która była przeciwstawiana jakimikolwiek próbom dokonania zmian. Jak to się ma do łez człowieka, którego rzekomo dobrze naoliwiona machina (nie)sprawiedliwości zmieliła jak wór mięsa? Jak do jego traumy mają się deklaracje o „nadzwyczajnej kaście” i papugowanie tych frazesów ze strony tzw. poważnych dziennikarzy pozujących na mądrzejszych niż ich warunki intelektualne na to wskazują?
Każda świeczka zapalana przed gmachami sądów mogłaby stanowić symbol poszczególnych dramatów osób skrzywdzonych przez ignorancję przedstawicieli Temidy. Wszelkie kroki zmierzające do poprawienia sytuacji powinny wywołać dyskusję, a nie pretekst do politycznej agitki i okładania się frazeologiczną pałką pt. zamach na demokrację. Niestety tak stało się w przypadku reformy wymiaru sprawiedliwości. Kto mógł być beneficjentem awantur? Na pewno nie osoby pokrzywdzone przez wymiar sprawiedliwości, które – mimo różnych poglądów politycznych – z nadzieją przyglądają się zmianom w funkcjonowaniu sądów.
Jako reporter przemierzyłem niemal całą Polskę słuchając poruszających opowieści ludzi, którym system zniszczył życie. Każda z tych historii miała swój ciężar. Nawet jeśli wieloletni pobyt w więzieniu zakończył się zadośćuczynieniem, to straconego czasu, zaprzepaszczonych marzeń i zerwanych więzi nic nie jest w stanie wynagrodzić. Żadna kwota. Nawet budząc się gdzieś w ładniejszym zakątku Ziemi, kilka lat od dramatu, możesz usłyszeć nieprzyjemny dźwięk otwieranych drzwi w zakładzie karnym.
Tych historii trzeba posłuchać. Dotknąć tematu. Odczuć choćby ułamek ciężaru, by podejść do sprawy z minimum empatii. Niestety tego zabrakło wielu przedstawicielom wymiaru sprawiedliwości, również w przypadku Tomasza Komendy. Słowa prokuratora, który przyznał się, że nie doczytał akt, są tego najlepszym dowodem. „I nie zmienia się nic” - jak deklamował jeden z poetów ulicy.
Oby wreszcie zaczęło. Są pojedyncze jaskółki. Czekam na całe stado.
Autor napisał książkę „Bez wyroku”, opowiadającą o losach ludzi, którym wymiar (nie)sprawiedliwości zniszczył życie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/386416-dramat-tomasza-komendy-straconego-czasu-zaprzepaszczonych-marzen-i-zerwanych-wiezi-nic-nie-jest-w-stanie-wynagrodzic?wersja=mobilna