Pan premier nie ma za co przepraszać, był rodzaj pewnej niezręczności słownej, werbalnej. Mówił po angielsku, a to jednak jest obcy język. Mimo, że posługuje się nim bardzo dobrze, to jednak użył niewłaściwego słowa. A wiadomo, że przy takiej drażliwości, napięciu, które się wytworzyło i agresywności dziennikarzy trzeba być ostrożnym
—mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl dr Ryszard Żółtaniecki, dyplomata, specjalista ds. stosunków międzynarodowych, Collegium Civitas.
wPolityce.pl: Pojawiły się głosy, że premier Morawiecki powinien przeprosić za słowa wypowiedziane w Monachium, które tak bardzo oburzyły stronę izraelską. Nie jest to przesadą?
Dr Ryszard Żółtaniecki: Pan premier nie ma za co przepraszać, był to rodzaj pewnej niezręczności słownej, werbalnej. Mówił po angielsku, a to jednak jest obcy język. Mimo, że posługuje się nim bardzo dobrze, to jednak użył niewłaściwego słowa. A wiadomo, że przy takiej drażliwości, napięciu, które się wytworzyło i agresywności dziennikarzy trzeba być ostrożnym. Bo przecież na to trzeba także spojrzeć z perspektywy mediów, które z tego żyją. To nie chodzi tylko o to, że dany dziennikarz czy jakaś gazeta nie lubią Polaków, lecz o to, że tworzy się taka afera, to jest o czym pisać. U nas zresztą jest podobnie; bardzo często te afery są sztucznie wywoływane przez dziennikarzy.
Zofia Romaszewska stwierdziła, że podczas takich rozmów powinien być tłumacz. Zgodzi się Pan z tym?
Tak, też jestem tego zdania, zresztą sam wiele razy to robiłem. Wtedy, kiedy chciałem być precyzyjny, kiedy był trudny temat, drażliwy, zawsze wówczas prosiłem o tłumacza. Tak było np. w czasie negocjacji z Litwinami. Szef delegacji, wiceminister kultury znał bardzo dobrze język polski, był bowiem Polakiem z pochodzenia. Młodzi Litwini z grupy chcieli mówić jednak po angielsku, więc rozmawialiśmy w tym języku. Kiedy jednak poruszaliśmy jakąś trudną sprawę i gdy chciałem być jednoznaczny, wtedy prosiłem żebyśmy przeszli na język polski i język litewski. To zawsze się opłaca. Obecna sytuacja nie jest taką, gdzie trzeba się kajać, przepraszać, po prostu trzeba przestać o tym mówić, wtedy te emocje opadną. To nie jest temat, który może coś zniszczyć w relacjach polsko-amerykańskich czy polsko-izraelskich. Trzeba rozmawiać, ale nie za pośrednictwem dziennikarzy.
Twierdzi Pan, że należy przestać rozmawiać na ten temat, ale przecież strona izraelska sama eskaluje to napięcie. Mamy milczeć?
Toczy się bardzo ostra walka polityczna, Netanjahu walczy o życie, tym bardziej trzeba uważać na słowa. Przecież policja wnioskuje o areszt, więc to nie jest tylko kwestia jakiś komentarzy dziennikarskich czy parlamentarnych debat, tu jest sprawa kryminalna. On walczy o swoją przyszłość, o życie nie tylko własne, ale także swojego obozu, najbliższych współpracowników. I to jest sytuacja bardzo trudna, która eskaluje to napięcie. Dlatego trzeba być podwójnie ostrożnym, bo oni są na to uczuleni.
Ale sami używają mocnych słów. Prezydent Izraela stwierdził, że „mówienie, iż nasi ludzie kolaborowali z nazistami jest nowym dnem”. Dodał, że światowych przywódców należy edukować w kwestii Holocaustu. To nie są słowa obraźliwe dla nas?
Od początku było wiadomo, że to jest temat, który wywoła burzę. Teraz trzeba uporządkować tę dyskusję. Tego nie zrobi komisja, która powstała, bo ona nie ma mocy. To powinna być osobista rozmowa w cztery oczy dwóch premierów czy dwóch prezydentów, którzy znajdą sposób na wyjście obydwu stron z tej sytuacji, by ta się już nie powtarzała.
Jak jednak bez wspólnej polsko-izraelskiej komisji ekspertów prowadzić dialog związany z polityką historyczną?
Ale czy ta komisja jest odpowiednio nośna, czy głos tych ludzi, którzy w niej zasiadają będzie słyszany w Europie i na świecie? Raczej nie. To są historycy, ale też urzędnicy pełniący drugorzędne funkcje publiczne. To nie są autorytety, których zdanie po ogłoszeniu wspólnego komunikatu doprowadzi do przełomu. Nie wiem, może nasz Polin i Yad Vashem powinni stworzyć jakąś platformę debaty? Tylko znowu bardzo ostrożnie, bo z tej debaty mogą wychodzić rzeczy dosyć niesympatyczne dla obydwu stron. Pyta pan, jak prowadzić politykę historyczną? Ona musi być oparta na prawdzie, bo w dyplomacji klasycznej można skłamać, można oszukać, pominąć coś, ale w dyplomacji publicznej etyka i prawda są kluczowe.
No tak, ale jeżeli będzie ona opierała się na prawdzie, to podobne mocne sformułowania, których użył premier Morawiecki będą musiały paść. Zgodzi się Pan z tym?
Oczywiście, ale w debacie zamkniętej, bez dziennikarzy. Wtedy powstanie jakiś wspólny komunikat. Im szybciej ta debata zniknie z przestrzeni publicznej, tym lepiej. Nie można jej jednak zawieszać, chować, bo powinniśmy ustalić terminy, definicje, podstawowe wartości. Dopiero wówczas będziemy nawzajem się rozumieli.
Wtedy nie będą pojawiać się już swastyki na naszej ambasadzie w Izraelu?
Znikną swastyki na ambasadzie polskiej w Izraelu i znikną z murów szubienice z gwiazdą Dawida w Warszawie. To działa w obydwie strony. Najgorsza rzecz, którą można teraz zrobić, to albo kajać się albo rozdzierać szaty i czuć się prześladowanym, pokrzywdzonym, że rzucają na nas znowu oszczerstwa, bo to tylko podgrzewa atmosferę. A idiotów w Izraelu i w Polsce nie brakuje.
Rozmawiał Piotr Czartoryski- Sziler
TA WALKA O POLSKĘ JEST NA ŚMIERĆ I ŻYCIE. Nowy numer „Sieci” już w kioskach! Kup koniecznie!
E - wydanie dostępne na: http://www.wsieci.pl/prenumerata.html.
Zapraszamy też do subskrypcji tygodnika w Sieci Przyjaciół – www.siecprzyjaciol.pl i oglądania ciekawych audycji telewizji internetowej www.wPolsce.pl.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/382190-nasz-wywiad-dr-zoltaniecki-toczy-sie-bardzo-ostra-walka-polityczna-netanjahu-walczy-o-zycie-tym-bardziej-trzeba-uwazac-na-slowa