Jak bardzo trzeba być chciwym, by przez lata udawać, że jest się legalnym spadkobiercą ukradzionej nieruchomości? Jak bardzo trzeba być obłudnym, by w kwietniowy dzień fotografować się z żonkilem w klapie przed Pomnikiem Bohaterów Getta, a w pozostałe 364 dni w roku spokojnie kłaść się spać z wiedzą, że przyłożyło się rękę do okradzenia zamordowanych w czasie wojny Żydów? Jak bardzo trzeba mieć nas wszystkich za idiotów, by w sprawie przekrętu z udziałem swoich najbliższych tak ordynarnie na każdym kroku kłamać?
W skrócie wygląda to tak: kamienicę tuż po wojnie ukradli oszuści – recydywiści: sprzedający Leon Kalinowski i kupujący Roman Kępski (wuj Andrzeja Waltza). Obaj mieli później na koncie po kilka wyroków (m.in. za Noakowskiego 16). Gdy w latach 90. i na początku kolejnej dekady wujaszek zgłosił się po nieswoje, nikt nie wiedział, że uczestniczył w bezczelnej kradzieży. Dlatego budynek w 2003 r. „odzyskał”. W 2007 r., gdy Andrzej z rodzinką towar opchnęli, lokatorzy – dręczeni przez czyścicieli kamienic – zaczęli grzebać w papierach i doszli do tego, jak ukradziono Noakowskiego 16. Na kontach rodziny Waltzów było już wtedy ponad 5 mln zł. I właśnie to zamroziło wszelkie działania świeżo upieczonej pani prezydent. Miała bowiem aż blisko 6 lat, by zgłosić sprawę do SKO, a to - zgodnie z kpa – powinno „zwrot” anulować. Wiceszefowa PO zna przepisy, jest profesorem prawa, doskonale wiedziała, że składanie wniosku do SKO miało sens do sierpnia 2013 r. Musiała czekać na przedawnienie. I doczekała się. Gdy wreszcie postanowiła poudawać – pod koniec 2016 r. - SKO słusznie zauważyło, że jest już po herbacie. Hanka musiała być szczęśliwa.
Niestety do sprawy włączyła się prokuratura. I dopiero na jej wniosek (tu przedawnienie nie obowiązuje) SKO wznowiło postępowanie. Jakoś nie widać jego końca – tak właśnie działają Samorządowe Kolegia Odwoławcze. Ale za to sprawnie działa Komisja Weryfikacyjna i najprawdopodobniej dzięki niej jeszcze w grudniu, pod choinkę, doczekamy się sprawiedliwości i cofnięcia decyzji o reprywatyzacji Noakowskiego 16.
Prosta historia, nieprawdaż? Wręcz banalna. Ale przez lata Gronkiewicz-Waltz, jej rodzinka, podlegli jej urzędnicy, polityczni wspólnicy i zastępy medialnych pomagierów sprawę gmatwali i tuszowali. Mimo kolejnych publikacji prasowych dowodzących przestępstwa i nielegalnego wzbogacenia się na nim najbliższych prezydent Warszawy.
Nie sposób nawet wyliczyć wszystkich kłamstw Waltzów. Nie było żadnej „przedwojennej kamienicy męża jego ciotki”, jak mówił w wywiadach. Kamienica przed wojną należała do rodzin Oppenheimów i Regirerów, z którymi wujek nie miał nic wspólnego. Nie jest prawdą, że w kamienicy miał 0,06 proc. udziałów, jak przekonywał, lecz blisko 7 proc. - córka kolejne 7, siostra też 7, a brat – ponad 13 proc. Wspólnie po sprzedaży zarobili ponad 5 mln zł – na waciki… Nie jest prawdą, że Gronkiewicz-Waltz nie interesowała się Noakowskiego 16. Odsyłam do aktualnego wydania „Sieci”, gdzie czarno na białym pokazujemy, jak wiele informacji w tej sprawie od lokatorów, prezydenta Lecha Kaczyńskiego, prokuratury, ministerstwa transportu wpływało do ratusza, m.in. na biurko HGW. Opisujemy również wewnętrzne dokumenty Urzędu Miasta dowodzące, że temat istniał i sprawiał kłopoty już w 2008 r. Także urzędnicy podlegli do niedawna HGW przyznają, że rozmawiali z nią o Noakowskiego 16, osobiście kserowali dla niej dokumenty dotyczące kamienicy, że ten temat spędzał jej sen z powiek w kampanii wyborczej oraz przed referendum ws. jej odwołania.
To naprawdę bogaty materiał dowodowy, z którego można wyciągnąć tylko jeden wniosek – Warszawą rządzi kłamca. W dodatku taki, który mieszka pod jednym dachem z człowiekiem – było nie było – zamieszanym w paserstwo.
Andrzej Waltz twierdzi, że umówili się z żoną na nierozmawianie o Noakowskiego 16? Nie dziwię się, skoro ona o wszystkim wiedziała i mogła doprowadzić do uszczuplenia konta małżonka i córki o ponad 2 mln zł.
Andrzej Waltz twierdzi, że nie wie dokładnie, jaka kwota ze sprzedaży Noakowskiego 16 znajduje się na jego specjalnym koncie? Można tylko pozazdrościć bogaczowi, że nie przywiązuje wagi do takich drobnostek jak dodatkowa siedmiocyfrowa suma w majątku. Choć chyba lepiej być mniej zamożnym, a uczciwym.
Dotychczas wydawało się, że Romana Kępskiego Andrzej Waltz właściwie nie znał. Po prostu po śmierci wujka Romka, a później ciotki Halinki, wpadł mu w ręce jakiś spadek… Tymczasem pan Andrzej przyznał przed komisją, że utrzymywał z tym przestępcą regularne kontakty – za takie można uważać świąteczne rodzinne spotkania. To bardzo ciekawy wątek, wart pogłębienia.
Tak jak źródła pochodzenia pozostałej części majątku Kępskiego, która przypadła w udziale m.in. Waltzom. Chodzi o kilka nieruchomości i sporą gotówkę – po szczegóły odsyłam do tygodnika „Sieci”.
Niezła rodzinka… Przestępca, po którym bez mrugnięcia okiem dziedziczą kłamcy i manipulatorzy. Ludzie z tytułami inżynierskimi i profesorskimi? Moralnie – dno.
I jeszcze jedno.
Poseł PO Marcin Kierwiński zapowiada „rozliczenie tych, którzy z reprywatyzacji zrobili oręż”. Ten sam Kierwiński, który w 2014 r. był szefem sztabu wyborczego Gronkiewicz-Waltz. Właśnie wtedy, w listopadzie 2014 r. opisaliśmy w tygodniku „wSieci” sprawę Noakowskiego i przedstawiliśmy dowody na to, że pani prezydent co najmniej od kilku lat wiedziała o tym, że kamienica została ukradziona. Wtedy i HGW i Kierwiński zarzucali nam kłamstwa. Gronkiewicz-Waltz zapowiadała wytoczenie nam procesu. Na konferencji prasowej, którą wówczas przed czasem skończyła po moich pytaniach, mimo pełnej wiedzy o sprawie, miała czelność mówić, że jej rodzina to prawowici spadkobiercy kamienicy.
Kierwiński jako szef sztabu kierował jej osłoną w najtrudniejszej kwestii przed wyborami. Dziś wszystko się potwierdza, a nawet jawi się w jeszcze gorszym świetle, bo wiemy już, że Waltzowie musieli o wszystkim wiedzieć co najmniej od 2007 r. Dobrze by było, by Kierwiński w tej sprawie zamilkł, a Gronkiewicz-Waltz wreszcie otwarcie przyznała się do wzbogacenia się jej najbliższych na kradzionym pożydowskim mieniu i ustaliła z rodziną, że jednak trzeba oddać co im nienależne.
Choć ani na jedno ani na drugie nie ma co liczyć. Niczego dobrego nie można się po nich spodziewać. Można za to z ulgą skonstatować, że jak to dobrze, że partia Gronkiewicz i Kierwińskiego straciła władzę i mogła powstać Komisja Weryfikacyjna.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/370667-ta-sprawa-jest-banalnie-prosta-gmatwaja-ja-tylko-chciwosc-i-pietrowe-klamstwa-panstwa-waltzow