Był chłodny listopadowy wieczór, kiedy przekroczyłem po raz pierwszy (pewnie i po raz ostatni) próg Teatru Powszechnego w Warszawie. Nie liczyłem na wiele idąc na spektakl estońskiego teatru NO99, którego tematyką była rewolucja. I nie przeliczyłem się. Przez pierwsze piętnaście minut widzowie patrzyli się na szóstkę aktorów, którzy w rytm muzyki kręcili się wokół własnej osi. Po pięciu minutach rozpoczęło się grupowe poprawianie w fotelach, a po dziesięciu minutach znaczna część zebranej widowni swoje zainteresowanie przerzuciła na Instagram. Kiedy nagle rozpoczęła się rewolucja, a ci, którzy już przysypiali przebudzili się… Ale ja nie o tym, bo co było dalej, to szkoda pisać. Nie polecam (chyba, że podobnie jak ja, staniecie się Państwo właścicielami darmowych wejściówek). Rewolucja bowiem była zupełnie gdzie indziej.
W oczekiwaniu na rozpoczęcie spektaklu sięgnąłem po repertuar Teatru Powszechnego. Pobieżne przejrzenie kilkunastostronicowej książeczki pozwoliło na jednoznaczną konkluzję: mój Boże, jesteśmy na wojnie! Z kim? Z okrutnym reżimem w kraju, „na który padł blady strach, a ludzie boją się wyjść z domu”.
Weźmy pierwszą z teatralnych premier, która miała miejsce na początku listopada, a mianowicie „Superspektakl”. Jak zapowiadana jest sztuka? Czytam:
Na pewien kraj padł blady strach. Ludzie boją się wyjść z domu. Rosnąca fala przemocy i agresji powoduje, że każdy mający inne zdanie, boi się zabrać głos w ważnych sprawach i walczyć o lepszą przyszłość. Inni są izolowani, usuwani z przestrzeni publicznej.
Oczywiście, ktoś zaraz powie, że to moja nadinterpretacja, że spektakl, którego de facto nie widziałem odbieram jako histeryczną reakcję na „reżimowe” rządy Zjednoczonej Prawicy. Idźmy dalej, bo to nam pomoże poczuć atmosferę jaka panuje w Teatrze Powszechnym.
Czas na kolejną z premier, tym razem adaptacja książki Franza Kafki „Proces”. Luzuję szalik i czytam:
Ktoś musiał oczernić Józefa K., bo choć nic złego nie zrobił, został pewnego ranka zatrzymany. (…) Im dalej w głąb uporczywych zdań, tym ciemniej… Nie dowiemy się, za co bohater jest zatrzymany, o co oskarżony… Nie dowiemy się też, czy rzeczywiście jest niewinny… On zresztą też nie wie… (…) A jednak natrętna prawdziwość tego, co się zdarza, nie pozwala nam pozostać na zewnątrz, budzi niepokojące osobiste analogie… (…) Trwa wędrówka, senny lot w mroczny ABSURD, absurdalny dialog z człowiekiem po drugiej stronie, dziwnie przyległy do absurdu i dialogów, które wyrzuca z siebie nasza najnowsza polska rzeczywistość.
Najnowsza rzeczywistość? Nie prościej było napisać „od dwóch lat jesteśmy terroryzowani”? Idziemy dalej, bo to nie wszystko, co na ten miesiąc zaproponował Teatr Powszechny. W dniach 18-19 listopada zorganizowano Forum Przyszłości Kultury 2017. Jak zapowiadano owo wydarzenie?
Forum Przyszłości Kultury to przestrzeń namysłu nad znaczeniem i perspektywami rozwoju kultury we współczesnej Polsce. W czasie, gdy instytucje ulegają destrukcji, wolność słowa jest ograniczana, a sfera publiczna poddawana zapędom cenzorskim, potrzebna jest nowa wizja kultury promującej postawy krytyczne, różnorodność, otwartość, empatię dla inności i poszanowanie praw mniejszości
—czytamy w zapowiedzi Forum.
Czysty obłęd. Czy polskie społeczeństwo żyje w dwóch równoległych światach? W grudniu będzie niemniej intensywnie.
Na deskach teatru będą wystawione sztuki traktujące o „lękach, fobiach i stereotypach, które podzieliły polskie społeczeństwo silniej, niż kiedykolwiek wcześniej po 1989 roku”. Oczywiście, przytoczone wcześniej lęki i fobie Polacy „coraz chętniej projektują na mniej lub bardziej wyimaginowanych <<obcych>>: uchodźców (…) imigrantów, przyjezdnych”. W Teatrze Powszechnym dowiemy się również, czemu „współczesny świat tak się radykalizuje i gwałtownie skręca w prawo”, a to wszystko przez „hipokryzję, zaniedbania i intelektualne lenistwo, które prowadzi do dramatu”.
Na koniec istne „cudo”. Spektakl „Juliusz Cezar”. W holu Teatru Powszechnego słychać już było charakterystyczny gong wzywający widzów do zajęcia miejsc, ale udało mi się jeszcze przeczytać zapowiedź.
Spektakl to obraz współczesnej rzeczywistości politycznej, tworzonej przez bezwzględnych polityków żądnych władzy, lecz nieprzygotowanych do jej odpowiedzialnego sprawowania, a także obraz obywateli, zakładników politycznego przewrotu, którymi łatwo manipulować za pomocą spreparowanych argumentów i rozdawnictwa publicznych pieniędzy. To wizja polityki, gdzie podstawowym paliwem jest trup władcy, nad którym wypowiada się słowa takie jak Wolność, Honor, Ojczyzna – tak długo, aż zmienią się w złowieszczo brzmiący polityczny frazes
—czytamy.
Ktoś mógłby powiedzieć, że skojarzenie zapowiedzi i tematyki spektakli z histeryczną reakcją na rządy Zjednoczonej Prawicy, to nadinterpretacja, a nawet obsesja. Pamiętam jednak doskonale, ile to „znakomitości” stanęło w obronie „Klątwy”, obłąkańczo krzycząc o łamaniu wolności słowa. Widać, ktoś na „górze” w Teatrze Powszechnym rzeczywiście sądzi, a może i nawet już czeka, aż któregoś dnia, o szóstej rano, „ktoś” po niego przyjdzie. Tak się nakręca społeczeństwo. Widząc co grają w Powszechnym można odnieść wrażenie, że przy Zamoyskiego 20 zawiązano ruch oporu. To tutaj jest centrum kulturowej wolności, gdzie widzowie – obecnością, a aktorzy – słowem, walczą z okrutną dyktaturą. Oczywiście, nie chcę przez to powiedzieć, że „cenzor” powinien wejść do Teatru Powszechnego, bądź co bądź w Polsce panuje wolność i można grać co się chce, czego przykładem jest „Klątwa”. W tym wszystkim widać jednak pewien obłęd, pewną histerię, brak pogodzenia się z tym, co stało się dwa lata temu, brak tolerancji dla myślących inaczej. Smutne to, bo mam nieodparte wrażenie, że niedługo dowiemy się o sztuce poświęconej Piotrowi S., a to może naprawdę zaprowadzić nas na manowce…
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/368126-rownolegly-swiat-w-teatrze-powszechnym-gdyby-nie-budynek-przy-zamoyskiego-nie-wiedzielibysmy-gdzie-zyjemy