Lider Nowoczesnej Ryszard Petru, wysuwając oskarżenie o tym, że jest inwigilowany przez policję, zdaje sobie doskonale sprawę, że opowiada nieprawdę. Nie o to chodzi, że ogromna większość Polaków, do których dociera ta rzekomo elektryzująca wiadomość, widzi, że Petru rozpowszechnia kłamstwa. On o tym wie. Nie jest aż takim kretynem, by samemu w to wierzyć. Ma w tym ukryty cel, wierząc, że sięgnięcie do tradycji działań policji politycznych oraz uczynienie z siebie ofiary bezprawia, pozwoli mu go osiągnąć. Puszczając w obieg „fałszywki” chce na jednym ogniu upichcić dwie pieczenie. Najważniejsza pieczeń to budowanie sobie upadającej z każdym miesiącu pozycji politycznej. Zresztą nie tylko swojej. Staczanie się w dół odnotowuje nie tylko „najwybitniejszy ekonomista ze specjalnością bankowiec”, ale wraz z nim cała partia. Sondaże są nieubłagane. Jeśli ta tendencja spadkowa się utrzyma, za rok Nowoczesna znajdzie się na cienkim włosku, będącym granicą wyznaczającą wślizgnięcie się do Sejmu kilku osobowej reprezentacji, albo znalezienia się poniżej progu wyborczego. Spełnienie się tej ostatniej wersji jest niemal równoznaczne z praktycznym rozpadem Nowoczesnej i jej zniknięciem z politycznego rynku, jak wynika z losu analogicznej pod wieloma względami partii Janusza Palikota.
Petru walczy więc o nie byle jaką stawkę. O uchronienie się od klęski. A w dramatycznej sytuacji, przy takim zagrożeniu biedaczek chwyta się wszystkiego. Nawet tej iluzorycznej szansy, że rozmowy gadatliwych policjantów przez wewnętrzną częstotliwość radiową, których zadaniem było ochranianie demonstracji antyrządowych, w sposób naturalny baczną uwagę zwracali na liderów opozycji politycznej, czego wyraz dali w pogaduszkach między poszczególnymi załogami, Petru chwycił się jak tonący brzytwy, wietrząc w niej szansę do powrotu na pozycję popularności i znaczenia.
Oceniając ten groteskowy skąd inąd krok, można doszukać się w nim pewnej dozy racjonalności. Rozumna kalkulacja trafnie ocenia, że poza nim samym nie ma żadnej duszyczki, kra byłaby w stanie windować w górę partię choć o milimetry. Wszyscy, o przepraszam wszystkie żeńskie duszyczki ciągną ją skutecznie w dół. Szkoda nawet miejsca na kolejne wymienianie nazwisk tych kilku posłanek, które wpychają się wszędzie, gdzie tylko znajdą jakąś szparę, a najbardziej do telewizji – Barbara Dolniak, Kamila Gasiuk - Pihowicz, Paulina Henning-Klosk, Katarzyna Lubnauer, Joanna Scheuring- Wielgus i Joanna Schmitd. Żadna z nich nigdy nie wyszła poza przeciętność, wypełnioną najczęściej przeczytanymi lub zasłyszanymi banałami. Jeśli dołożyć do tego pretensjonalność, kłótliwość, i przebijającą się co chwila agresywną głupotę – będziemy mieli tragiczny obraz pierwiastka żeńskiego w Nowoczesnej. Do tego grona spokojnie można włączyć Adama Szłapkę. Ma wszystkie cechy tak typowe dla swoich partyjnych koleżanek. Traf chce, że nosi spodnie.
Jeśli idzie o innych mężczyzn, zostaje dwóch. Paweł Rabiej jest facetem kompletnie bezbarwnym, który nie jest w stanie nikogo za sobą pociągnąć. Jest w swoich wystąpieniach linearny, jak eklektyzm klasycznego poety grafomana. Czerpie z dziesięciu źródeł, nikogo nie wyróżnia, nikogo nie potępia, chciałby ze wszystkimi być w zgodzie, nikogo nie urazić, dla każdego być miłym. Przy tych wszystkich cechach, które ograniczają jego polityczne możliwości, jest człowiekiem niezwykle sympatycznym. Pewnie by się sprawdził w 10 innych profesjach, w których niezbędne jest nawiązywanie relacji z innymi, ale w polityce, to że ktoś jest sympatyczny, to za mało.
Pozostaje lider, którego cechy i przemilczę. Próbuje siebie wykreować na ofiarę politycznej policji pisowskiej. Pozornie rozsądne. Tylko kto uwierzy, że ktoś traktuje go poważnie jako groźnego politycznego konkurenta? Podobnie jak jego partię.
-
Polecamy „wSklepiku.pl” książkę: „Rola błazna w kulturze i polityce. Przedstawiciele archetypu w polskiej przestrzeni medialnej początku XXI wieku”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/360848-inwigilowany-petru-i-jego-gromadka