Przecież w kampanii wyborczej przywódczyni partii rządzącej, czyli pani Merkel nie powie, że fatalnie się pomyliła i sprowadziła na swój kraj straszliwe koszty w postaci obniżenia bezpieczeństwa. Niemcy starają się wprowadzić pewną korektę w polityce imigracyjnej. Jednak patrząc na ogólny aspekt sprawy to nasi zachodni sąsiedzi nie zrezygnują z polityki otwartych drzwi dla imigrantów. Gospodarka niemiecka potrzebuje każdego roku kilkaset tysięcy nowych rąk do pracy

— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl prof. Grzegorz Kucharczyk, badacz historii Niemiec, członek Polskiej Akademii Nauk.

wPolityce.pl: Kanclerz Angela Merkel powiedziała, że traktuje bardzo poważnie sprawę praworządności w Polsce. Stwierdziła, że w tej kwestii „nie możemy po prostu trzymać języka za zębami”. Czy te wypowiedzi należy odbierać jedynie w kontekście toczącej się w Niemczech kampanii przed wyborami parlamentarnymi, które odbędą się 24 września?

Prof. Grzegorz Kucharczyk: Można te słowa odbierać i interpretować dwojako. Po pierwsze, jako retorykę stosowaną na potrzeby toczącej się właśnie kampanii w Niemczech. Można je traktować również jako wniosek, który wyciągnęła pani kanclerz z dotychczasowej linii politycznej stosowanej wobec Polski. Być może uznała, że dotychczas stosowane narzędzia wpływania na Polskę są nieskuteczne. Jeżeli spojrzymy na programy wyborcze niemieckich partii politycznych biorących udział w wyborach do Bundestagu to większość z nich zawiera mniej lub bardziej zakamuflowane groźby pod adresem Polski w kontekście wielkiej troski o praworządność w naszym kraju. Właściwie tylko w programie CDU jest jedyna wzmianka o Polsce w neutralnym kontekście, gdy mowa jest o Trójkącie Weimarskim. Jeżeli popatrzymy na wypowiedzi prezydenta Francji Emmanuela Macrona i kanclerz Angeli Merkel to widać, że Trójkąt Weimarski umarł na naszych oczach śmiercią naturalną. Słowa pani Merkel przypominają stanowisko pana Macrona z czasów kampanii wyborczej we Francji. Wówczas też domniemywano, że to stanowisko jedynie na potrzeby kampanii prezydenckiej.

Ale wypowiedzi Macrona były zdecydowane ostrzejsze niż stanowisko kanclerz Merkel.

Tak, bo rzecz dotyczyła Francji, a nie Niemiec. Tutaj pewne konotacje są dość oczywiste. Ale i tak na tle dotychczasowych wstrzemięźliwych wypowiedzi kanclerz Niemiec ta wypowiedź jest wyjątkowa. Dotychczas takie słowa były wypowiadane przez przedstawicieli – wykorzystywano w tym celu media, polską opozycję, albo tzw. europejskich Niemców, typu Martin Schulz. Można też domniemywać, że kanclerz Merkel chce się ścigać z Schulzem jeżeli chodzi o troskę o praworządność w Polsce. Na tej podstawie oceniam, że może być stosowana zmiana narzędzi stosowanych wobec Polski.

Merkel broniła niedawno polityki imigracyjnej, twierdziła, że jej decyzja o zgodzie na wpuszczenie imigrantów była ważna i słuszna. Z drugiej strony niemiecka polityka imigracyjna jest zaostrzana.

I tutaj ponownie pojawia się kontekst przedwyborczy. Przecież w kampanii wyborczej przywódczyni partii rządzącej, czyli pani Merkel nie powie, że fatalnie się pomyliła i sprowadziła na swój kraj straszliwe koszty w postaci obniżenia bezpieczeństwa. Niemcy starają się wprowadzić pewną korektę w polityce imigracyjnej. Jednak patrząc na ogólny aspekt sprawy to nasi zachodni sąsiedzi nie zrezygnują z polityki otwartych drzwi dla imigrantów. Gospodarka niemiecka potrzebuje każdego roku kilkaset tysięcy nowych rąk do pracy.

Na czym będzie się opierać wprowadzenie pewnej korekty w niemieckiej polityce imigracyjnej?

Głównie na zaostrzeniu polityki wobec uchodźców. Nie mówi się jednak nic o kilkudziesięciu tysiącach imigrantów, którzy nielegalnie przebywają na terenie Niemiec.

Not. TP