Każdy ma prawo do przekonań religijnych. To prawo należy szanować, jednak nie wolno zamykać oczu na fakt, że owe przekonania mogą rozwijać człowieka i zbliżać go do Boga, ale może również rodzić fanatyzm, mentalność sekciarską czy choćby… dewocję.
Posiadane przez nas przekonania - również na temat Boga - warunkują w dużym stopniu naszą hierarchię wartości. Zatem to, w co wierzymy wpływa na to, co nazywamy dobrem a co złem. Z kolei cenione przez nas wartości staramy się przekładać na wszystkie dziedziny życia (np. rodzinne, zawodowe). Zatem również na politykę. Chcemy, bowiem żyć w państwie, które kieruje się sprawiedliwym (według nas) prawem. Jest to naturalna kolej rzeczy. Dlatego nie należy się dziwić, że islamscy fundamentaliści tworzą swoje państwa. Działają według tego, w co wierzą.
Współczesny model państwowości europejskiej lub szerzej – euroatlantyckiej, również powstał na bazie wiary w określony konglomerat przekonań filozoficzno-religijnych. Uznaje się, że u podwalin zachodniej państwowości leży grecka filozofia, rzymskie prawo i wiara chrześcijańska. Zatem budowanie rzeczywistości społecznej w zgodzie z własnymi przekonaniami religijno-moralnymi jest zgodne z ludzką naturą.
Wiadomo jednak, że nie każdy rodzaj przekonania religijnego przynosi dobre owoce. Fanatyzmy i sekty oparte na psychomanipulacji są tego widomym przejawem. A co z dewocją? Wyraz ten w języku polskim posiada zarówno pozytywny jak negatywny wydźwięk. Według Encyklopedii Katolickiej w sensie pozytywnym dewocja „przejawia się w zharmonizowaniu życia religijnego z postępowaniem moralnym i bywa utożsamiana z pobożnością”. W sensie negatywnym natomiast „charakteryzuje się przerostem form zewnętrznych i przeżyć emocjonalnych (przesłaniających istotną treść religijną) oraz niewłaściwym zharmonizowaniem życia religijnego z postępowaniem moralnym i często jest utożsamiana z bigoterią lub faryzeizmem (z tych powodów wyrazów dewot lub dewotka używa się w znaczeniu pejoratywnym) „ zob. Encyklopedia Katolicka T. 3 , red. R. Łukaszyk, L. Bieńkowski, F. Gryglewicz, Lublin 1985, s. 1226.
Nie da się ukryć, że negatywne użycie terminu dewocja jest u nas powszechniejsze. Znamy je choćby z literatury, że wymienię najzabawniejsze fragmenty z klasyków: Kochanowski: Jeśli nie grzeszysz, jako mi powiadasz, czego się, miła, tak często spowiadasz? (Na nabożną); lub Krasicki:
Dewotce służebnica w czymsiś przewiniła Właśnie natenczas, kiedy pacierze kończyła. Obróciwszy się przeto z gniewem do dziewczyny, Mówiąc właśnie te słowa: „… i odpuść nam winy, Jako my odpuszczamy” - biła bez litości. Uchowaj, Panie Boże, takiej pobożności.
(Dewotka)
Czy czyjaś dewocja (również ta pozytywna) powinna znajdować przełożenie na prawodawstwo? Oczywiście w sposób bezpośredni nie! Mówi o tym choćby konkordatowa zasada niezależności, autonomii i współdziałania państwa oraz Kościoła dla rozwoju człowieka i dobra wspólnego. Natomiast niewątpliwie głębokie przeżywanie chrześcijańskiej duchowości, powoduje, że dany polityk rozwija się i nabiera coraz większej wrażliwości moralnej. Nabiera pokory i roztropności w podejmowanych decyzjach. Coraz mniej kieruje się emocjami, a coraz bardziej rozsądkiem. Coraz lepiej porozumiewa się z innymi i zdolny jest do mądrych konsensusów. Nie narzuca własnej wizji świata a tym bardziej pobożności, bo wie, że „przymusowa ofiara Panu Bogu nie miła”. I w tym sensie jego przekonania religijne znajdują użyteczne przełożenie na państwo i służą dobru wspólnemu. Takich właśnie pobożnych polityków oby jak najwięcej a dewotów jak najmniej.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/344167-dewocja-a-polityka-wiadomo-ze-nie-kazdy-rodzaj-przekonania-religijnego-przynosi-dobre-owoce?wersja=mobilna