Nie wiem, jak to się stało i nie mnie to oceniać, ale fakty są niezbite. Dawna legenda „Solidarności”, Władysław Frasyniuk postanowił na stare lata zostać pociesznym, ale i żałosnym panem Władziem, który drąc twarz na ulicy, próbuje opluć swoją nienawiścią jak najwięcej osób. Nie ma w tym ani logiki, ani cienia finezji, po prostu – straszny Władziu F. (nie wiem, czy sobie życzy, by podawać nazwisko, skoro świadomie łamie prawo…) pluje pod wiatr.
Ale najgorsze, że opluwając w ten sposób swoje własne oblicze, kala także pamięć prawdziwych bohaterów – ofiar stanu wojennego. Bo stanem wojennym wyciera sobie usta bez przerwy. „Czuję się tak, jak w stanie wojennym” – powiedział wczoraj, gdy policja wynosiła go z blokady legalnego zgromadzenia.
Nie wiem, na jakim etapie jest obecnie psychika Władzia, ale trzeba mu chyba uświadomić, że czuł się tak już przed rokiem. Wtedy, gdy w marcu 2016 roku mówił: „Mamy współczesny stan wojenny. Władza, która podnosi rękę na konstytucję, na swobody obywatelskie, wprowadza stan wojenny”. Miesiąc później grzmiał ponownie: „Mamy w Polsce stan wojenny. Jest zupełnie tak, jak po 13 grudnia 1981 roku. Ten stan wojenny wprowadził Jarosław Kaczyński”.
W stanie wojennym pozostaje zatem straszny Władziu od dłuższego czasu. Można nawet zaryzykować stwierdzenie, że wczorajsze zatrzymanie przez policję wraz z innymi rzucającymi się po chodniku „bohaterami” było poniekąd spełnieniem jego marzeń. W końcu w jednym z niedawnych wywiadów zdradzał: „Ubywa mi lat, gdy widzę kolejny marsz w obronie Trybunału Konstytucyjnego, w obronie demokracji. Znowu jestem wtedy młodym Władkiem, mogę wrócić na barykady”.
No, więc wrócił. Po co? By po raz kolejny dać upust gigantycznej frustracji, że taki geniusz, jak on, taki wódz (nie mylić z bucem), dał się zepchnąć na margines polskiej polityki. I pewnie dlatego wszelkie wystąpienia publiczne Władzia brzmią właśnie tak, jak słowa człowieka z marginesu. Pomijam bluzgi, z których zawsze był znany. Tu chodzi o coś znacznie bardziej podłego – o wykorzystywanie śmierci śp. Lecha Kaczyńskiego i tego, że nie może się on Władziowi odwinąć żadnym słowem – do politycznej walki z jego bratem.
Już przed rokiem Władziu zapowiadał, że pod adresem Jarosława Kaczyńskiego będzie krzyczeć: „Zdradziłeś ludzi z Armii Krajowej! Zdradziłeś „Solidarność”! Zdradziłeś własnego brata!”. Wczoraj wrzeszczał, ku uciesze garstki tzw. UBywateli: „Plujesz w twarz swojemu bratu, plujesz w twarz polskiej Solidarności!”.
Wszystko zaś – jak wiemy – na nielegalnej „kontrmanifestacji”, której organizatorzy już wcześniej zapowiedzieli publicznie, iż „będą łamać prawo”. Ale Władziu, choć sam łamie prawo, woli zarzucać to innym. „Dewastujesz polskie państwo. Dewastujesz państwo prawa” – krzyczał do prezesa PiS.
I cóż zrobić z człowiekiem, kiedyś zasłużonym, a dziś paskudzącym swój pomnik skuteczniej niż stada gołębi? Do tego, jak widać na filmikach z wczorajszej zadymy, kompletnie nieobliczalnym, szarpiącym się z policją i wciągającym w to innych? Skomentowałem to na Twitterze w sposób, który zdaniem „Gazety Wyborczej” był zbyt ostry, pisząc: „Podziękujmy Władziowi Frasyniukowi, że przyszedł dziś drzeć koparę na Krakowskim Przedmieściu. Mógł przecież wjechać tirem”.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Nie wiem, jak to się stało i nie mnie to oceniać, ale fakty są niezbite. Dawna legenda „Solidarności”, Władysław Frasyniuk postanowił na stare lata zostać pociesznym, ale i żałosnym panem Władziem, który drąc twarz na ulicy, próbuje opluć swoją nienawiścią jak najwięcej osób. Nie ma w tym ani logiki, ani cienia finezji, po prostu – straszny Władziu F. (nie wiem, czy sobie życzy, by podawać nazwisko, skoro świadomie łamie prawo…) pluje pod wiatr.
Ale najgorsze, że opluwając w ten sposób swoje własne oblicze, kala także pamięć prawdziwych bohaterów – ofiar stanu wojennego. Bo stanem wojennym wyciera sobie usta bez przerwy. „Czuję się tak, jak w stanie wojennym” – powiedział wczoraj, gdy policja wynosiła go z blokady legalnego zgromadzenia.
Nie wiem, na jakim etapie jest obecnie psychika Władzia, ale trzeba mu chyba uświadomić, że czuł się tak już przed rokiem. Wtedy, gdy w marcu 2016 roku mówił: „Mamy współczesny stan wojenny. Władza, która podnosi rękę na konstytucję, na swobody obywatelskie, wprowadza stan wojenny”. Miesiąc później grzmiał ponownie: „Mamy w Polsce stan wojenny. Jest zupełnie tak, jak po 13 grudnia 1981 roku. Ten stan wojenny wprowadził Jarosław Kaczyński”.
W stanie wojennym pozostaje zatem straszny Władziu od dłuższego czasu. Można nawet zaryzykować stwierdzenie, że wczorajsze zatrzymanie przez policję wraz z innymi rzucającymi się po chodniku „bohaterami” było poniekąd spełnieniem jego marzeń. W końcu w jednym z niedawnych wywiadów zdradzał: „Ubywa mi lat, gdy widzę kolejny marsz w obronie Trybunału Konstytucyjnego, w obronie demokracji. Znowu jestem wtedy młodym Władkiem, mogę wrócić na barykady”.
No, więc wrócił. Po co? By po raz kolejny dać upust gigantycznej frustracji, że taki geniusz, jak on, taki wódz (nie mylić z bucem), dał się zepchnąć na margines polskiej polityki. I pewnie dlatego wszelkie wystąpienia publiczne Władzia brzmią właśnie tak, jak słowa człowieka z marginesu. Pomijam bluzgi, z których zawsze był znany. Tu chodzi o coś znacznie bardziej podłego – o wykorzystywanie śmierci śp. Lecha Kaczyńskiego i tego, że nie może się on Władziowi odwinąć żadnym słowem – do politycznej walki z jego bratem.
Już przed rokiem Władziu zapowiadał, że pod adresem Jarosława Kaczyńskiego będzie krzyczeć: „Zdradziłeś ludzi z Armii Krajowej! Zdradziłeś „Solidarność”! Zdradziłeś własnego brata!”. Wczoraj wrzeszczał, ku uciesze garstki tzw. UBywateli: „Plujesz w twarz swojemu bratu, plujesz w twarz polskiej Solidarności!”.
Wszystko zaś – jak wiemy – na nielegalnej „kontrmanifestacji”, której organizatorzy już wcześniej zapowiedzieli publicznie, iż „będą łamać prawo”. Ale Władziu, choć sam łamie prawo, woli zarzucać to innym. „Dewastujesz polskie państwo. Dewastujesz państwo prawa” – krzyczał do prezesa PiS.
I cóż zrobić z człowiekiem, kiedyś zasłużonym, a dziś paskudzącym swój pomnik skuteczniej niż stada gołębi? Do tego, jak widać na filmikach z wczorajszej zadymy, kompletnie nieobliczalnym, szarpiącym się z policją i wciągającym w to innych? Skomentowałem to na Twitterze w sposób, który zdaniem „Gazety Wyborczej” był zbyt ostry, pisząc: „Podziękujmy Władziowi Frasyniukowi, że przyszedł dziś drzeć koparę na Krakowskim Przedmieściu. Mógł przecież wjechać tirem”.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/343864-w-tym-szalenstwie-nie-ma-metody-wladziu-f-od-ponad-roku-zyje-w-stanie-wojennym