Donald Tusk jest ostatnią nadzieją Platformy Obywatelskiej na odbicie władzy z rąk PiS. Nie jest to już chyba dla nikogo tajemnica, że przedstawienie z przejazdem „prezydenta Europy” z Sopotu do Warszawy było początkiem prezydenckiej kampanii Tuska. Rozmawiałem w ostatnich dniach z członkinią PO i radną tej partii. Z żarem w oczach przekonywała mnie, że Tusk pokona Andrzeja Dudę w 2020 roku. Jego charyzma i zaangażowanie w kampanię PO ma też poprowadzić jej formację do odebrania władzy PiS w wyborach w 2019 roku.
Nie przychylam się do poglądu, że Tusk tylko dzięki charyzmie, niesłabnącemu chłopięcemu czarowi a la Tony Blair i piarowym umiejętnościom zagrozi obozowi Kaczyńskiego. Teatrzyk na dworcu pokazał, że Tusk wciąż potrafi doskonale wykorzystać medialne umiejętności. Szczególnie, gdy poda mu się taką możliwość na tacy, jak to zrobiono wzywając go na przesłuchanie zamiast po cichu udać się do Brukseli.
Niemniej jednak nie zapominajmy, że Donald Tusk pełni ważną funkcję w Unii Europejskiej. Unii niestabilnej, rozrywanej konfliktami i masakrowanej własną nieudolnością. Jeżeli najbliższe wybory prezydenckie we Francji wygra Marie Le Pen to Unię może czekać wstrząs o wiele większy niż Brexit. Samo rozpisanie referendum w sprawie wyjścia Francji z Unii wstrząśnie rynkami finansowymi i brukselską polityką. Jeżeli Francja pójdzie drogą Wielkiej Brytanii a Unia pogrąży się w chaosie, nie trudno będzie winę zrzucić na barki również Tuska.
Nie wiadomo też jak się potoczą negocjacje rozwodowe Wlk. Brytanii z Unią i jak mocno dotkną Polaków żyjących na Wyspach. Tym razem pospolite ruszenie młodych i ambitnych Polaków może mieć odwrotny skutek niż w 2007 roku, gdy udało ich się zaprzęgnąć do obozu PO. Tusk najzwyczajniej w świecie może się wypalić jako polityk. Nie wierzę, że zostaną mu postawione zarzuty prokuratorskie w Polsce, więc stawiam najwyżej na wypalenie na arenie międzynarodowej.
Jeżeli jednak tak się nie stanie, to będzie on niewątpliwym zagrożeniem dla PiS. Jednak jego kampania nie będzie tak gładka, jak można się tego spodziewać. Nienawiść między Tuskiem i Kaczyńskim, która od co najmniej dekady naznacza polską scenę polityczną nie jest pewnie znacząco większa niż nienawiść Schetyny do Tuska. Przez lata grillowany i odsuwany na boczny tor Schetyna czekał, by ostatecznie wygrać wojnę o przywództwo w partii. Nie będzie łatwo mu prowadzić jednej kampanii ze swoim politycznym oprawcą.
Można łatwo sobie wyobrazić relacje między premierem Schetyną i prezydentem Tuskiem. „Szorstka przyjaźń” miała miejsce podczas rządów Kwaśniewskiego i Millera. Zanim jednak taki scenariusz mógłby się spełnić PO czeka burzliwa kampania. Przedwczoraj na Dworcu Centralnym była Ewa Kopacz, Rafał Trzaskowski, Michał Szczerba oraz inni znani politycy PO. Grzegorza Schetyny na tej dworcowo-ulicznej imprezie nie było.
Miałem zajęcia
—tłumaczył się szef Platformy, który miał witać Tuska „korespondencyjnie”. Czy również korespondencyjnie będzie wspierał Tuska w kampanii prezydenckiej? Nie, ale na pewno nie będzie u przewodniczącego PO entuzjazmu do popierania Donalda Tuska, który nie ma przecież aż tak silnych stronników w partii. Kopacz, Nitras i Szczerba podążający za liderem po warszawskich ulicach to widok raczej kabaretowy niż groźny.
Tym bardziej Tusk będzie potrzebował Schetyny w kampanii wyborczej. I właśnie dlatego będzie ona tak ciekawa i z niemożliwym do przewidzenia finałem.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/336485-nieprzypadkowo-nie-bylo-schetyny-na-dworcu-tak-bedzie-wygladala-cala-kampania-tuska