Tak, rzeczywistość. RZECZYWISTOŚĆ jest nieznośna. My, ludzie, nie potrafimy udźwignąć jej ciężaru. Nie potrafimy spoglądać jej w oczy, a przynajmniej nie przez dłuższy czas.
Kreatorzy
Ale na szczęście potrafimy do niej dodawać zupełnie nowe, czasem, zdawałoby się, że zupełnie niemożliwe światy. Mitologie, sztuka, obrazy, wiersze, kino, dramaty, marzenia, magia, bajania, wreszcie… sny!
Wymieniłem liczne formy kreowania światów dodatkowych w stosunku do tej rzeczywistości, która sobie jest ( jakby) niezależnie od wszelkich naszych wyobrażeń. Jest też religia. To całkiem osobna kategoria. Wspomnę o niej, bo dla wielu jest jedynym źródłem siły potrzebnej do — właśnie — godzenia się z nieznośną, nie- kiedy tak nieludzką rzeczywistością.
W rzeczywistości zwykłej (tak ją nazywam z braku lepszych określeń) dusimy się, czasem dławimy nawzajem. Budujemy zatem ciągle te powyżej przeze mnie wymienione przestrzenie, drogi ucieczki od tego, co jest.
Nauka jako zbawienie?
Dawno, dawno temu w reakcji na nachalną i niekiedy przytłaczającą obecność tego, co wymyślone, czyli jakoby ułudne, błędne, nieracjonalne, zaproponowano zupełnie nową formę kontaktu z rzeczywistością. Naukę.
To nauka, jako forma poznania metodycznie zdyscyplinowanego, miała dostarczać nam wiedzy oczyszczonej z błędów, złudzeń, uprzedzeń, urazów oraz też — uwaga (!) — bezpodstawnych nadziei. Taki właśnie był przekaz wielkiego nurtu myślowego zwanego oświeceniem.
Tymczasem raz po raz okazuje się — ostatnio stało się to jasne 8 listopada 2016 r. dzięki wyborom prezydenckim w USA — że nauka (a zwłaszcza badania społeczne) nierzadko zamiast do rzeczywistości przybliżać, od- wraca naszą uwagę od tego, co faktyczne.
Wynik nieprawidłowy!
Donald Trump jest zwycięzcą nieprawidłowym. Niesłusznym. Błędnym. Nie tak miało być. To się nie dzieje naprawdę…
Co bardziej przenikliwi amerykańscy komentatorzy już jakiś czas temu zauważyli, iż ogromna większość kadry profesorskiej nauk społecznych USA (nauk czasem uznawanych za najlepsze na świecie) popiera demokratów, a nie republikanów. A to ci właśnie profesorowie są autorytetami określającymi właściwe, naukowo poprawne metody badania zjawisk społecznych. To oni mówią — raz jako członkowie poważnych rad, raz jako gadające głowy w TV—co w życiu społecznym jest racjonalne (czytaj: dobre), a co nie. To ci badacze komunikują swoje obrazy świata za pośrednictwem maszyny medialnej, która — tak się składa — w przeważającej mierze ma poglądy przesunięte mocno na lewo w porównaniu z rozkładem społecznych sympatii w całym społeczeństwie.
„Twórcza” nauka
Po raz kolejny okazało się, iż nauka, której podstawową misją, zadaniem ma być przybliżenie nas do rzeczywistości, w istocie często pełni funkcję całkiem inną. Podobnie jak malarstwo, filozofia, powieść, kino — nauka tworzy swoistą dodatkową rzeczywistość. Nie odwzorowuje po prostu świata, jaki jest, ale jedynie oferuje kolejną, innymi sposobami skonstruowaną, kreatywną opowieść o biegu spraw.
Nauka, a w pierwszej kolejności mam na myśli szeroko rozumiane dyscypliny społeczne, nie jest żadnym niezawodnym kanałem dostępu do tej, prawdziwej, obiektywnej rzeczywistości. Jest jednym ze sposobów radzenia sobie z nieznośnością tej rzeczywistości.
„Niszczycielska” siła demokracji
Podobnie jak wybory 2015 r. w Polsce, a wcześniej na Węgrzech oraz Brexit, tak i te amerykańskie z 8 listopada 2016 r. można (i należy) traktować jako wyraz potrzeby poważnej korekty badań społecznych. Nie tylko tych sondażowych, lecz badań w ogóle, próbujących uchwycić kształt społecznych procesów.
Nie wykluczam, że prezydentura Trumpa przyniesie z sobą znacznie mniej zmian, niż wynika to z nadziei jego zwolenników (pamiętacie entuzjazm, jaki ongiś wzbudzał Obama?) oraz z obaw jego przeciwników. Ale na poziomie diagnostycznym, na poziomie penetrowania i opisu zjawisk społecznych już stało się coś bardzo ważnego: demokracja pozwoliła, by RZECZYWISTOŚĆ, rzeczywistość ludzkich pragnień, obaw i wkurzeń dała swój głos.
Na szczęście widać, iż co inteligentniejsi przeciwnicy Trumpa zaczynają poważnie się zastanawiać, co ten głos może znaczyć. Pora, by także w Polsce co inteligentniejsi krytycy Prawa i Sprawiedliwości zastanowili się, na czym polega siła głosów tych, którzy na dość gruntowną zmianę postawili.
Felieton ukazał się na łamach najnowszego numeru tygodnika „wSieci” w sprzedaży od 14 listopada, także w formie e-wydania dostępnego na http://www.wsieci.pl/e-wydanie.html.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/315999-po-wyborze-trumpa-demokracja-pozwolila-by-rzeczywistosc-ludzkich-pragnien-obaw-i-wkurzen-dala-swoj-glos