Traktacik o chlapaniu, czyli o co chodzi w chlapnięciach Jandy, Maleńczuka, Saramonowicza i Stuhrów

Fot. YouTube
Fot. YouTube

Pierwszym i najbardziej zasłużonym w cierpieniu chlapaczem kombatantem jest Zbigniew Hołdys, artysta od lat wygasły, przez co znany obecnie wyłącznie z chlapania i kombatanctwa.

Najnowszą modą w Polsce jest odnoszenie się do różnego rodzaju chlapnięć ludzi kultury, a w zasadzie rozrywki. Nie ma dnia, żeby ktoś się nie odniósł do kolejnego chlapnięcia Macieja i Jerzego Stuhrów, Krystyny Jandy, Macieja Maleńczuka, Daniela Olbrychskiego, Andrzeja Saramonowicza, Jacka Poniedziałka, Krzysztofa Kowalewskiego czy Xawerego Żuławskiego (chlapiących znanych wyłącznie z Pudelka pozwolę sobie przemilczeć). Można powiedzieć, że sam się do tego odnoszę, czyli ulegam modzie, i pewnie coś w tym jest, ale podstawowym moim celem jest krótka dekonstrukcja chlapactwa. Chodzi o chlapnięcia, mimo że one się pojawiają z premedytacją, a często są precyzyjnie zaplanowane, a termin „chlapanie” kojarzy się z czymś, co się wymknęło spod kontroli. Podstawową cechą i funkcją chlapnięć jest jednak wywoływanie ekscytacji i przyciąganie uwagi. Dlatego chlapnięcia należą do świata rozrywki, choć chlapnąć zdarza się także zasłużonym ludziom kultury. Ale chlapanie to przede wszystkim specjalność takich ludzi jak muzyk i śpiewak Maciej Maleńczuk. U niego (i wielu innych) chlapanie jest dopowiadaniem tego, czego nie wyśpiewał (zagrał, napisał) albo pokazaniem, że nadal chlapie, czyli istnieje poza światem rozrywki, jeśli np. stworzy coś, co bezpośrednio nie nadaje się na chlapacki temat.

Zasadniczo chlapnięcia są formą promocji, często ludzi niezadowolonych z gaśnięcia ich popularności czy zawirowań kariery. Wtedy nie trzeba napisać nowej książki, nagrać nowej płyty, zagrać nowego spektaklu, zrobić nowego filmu, bo to trudne i męczące, a wystarczy tylko chlapnąć. Najlepiej regularnie, bo wtedy powstaje wrażenie, że nigdy się nie wypadło z obiegu. Nic dziwnego, że sporo chlapnięć to najzwyczajniejsze pod słońcem ustawki. Chlapanie jest też oczywiście pomocne w wylansowaniu własnej produkcji: roli, piosenki, filmu, książki, płyty etc. Chlapanie nadaje im aury wyjątkowości, choć najczęściej nic wyjątkowego w tych dziełach nie ma, więc trzeba je wspierać właśnie chlapaniem. Odbiorca odnosi się wtedy bowiem przede wszystkim do chlapania, z natury kontrowersyjnego. I ta cecha ma przejść na produkcję (produkt), a zatem zainteresować odbiorcę. Mamy więc do czynienia z jedną z klasycznych strategii promocji, czyli „na skandal”. Maciej Maleńczuk w zasadzie od lat nie stosuje innej strategii, co oczywiście rzuca ciekawe światło na jego spontaniczność i niekomercyjność, gdy używa czegoś, co jest absolutnie wyrachowane i komercyjne. Ale jeszcze ciekawsze jest to, że także Krystyna Janda, czyli aktora naprawdę wybitna, coraz częściej promuje swoje dwa teatry (Teatr Polonia i Och-Teatr) metodą „na skandal”. I robi to także coraz częściej zasłużony Jerzy Stuhr. Co przy okazji dużo mówi o samoocenie i aktualnym statusie przedsięwzięć Krystyny Jandy oraz Jerzego Stuhra.

Chlapanie przede wszystkim jest jednak oznaką przynależności. Kiedy znowu coś chlapnie Maciej Stuhr, Maciej Maleńczuk czy nawet Krystyna Janda i Jerzy Stuhr, komunikują oni, że należą do określonego towarzystwa i swoim chlapnięciem to przypieczętowują. Często w poczuciu bohaterstwa, bo chlapanie zwykle jest kontrowersyjne, naraża na kontrchlapnięcia, a nawet bluzgi, więc potem chlapiący może się obnosić ze swoją odwagą i symbolicznymi ranami. Wyjątkowo długo z takimi ranami zwykle obnosi się Maciej Stuhr, choć i Krystyna Janda ma obecnie niezłe osiągnięcia. A nic tak nie wiąże z jakąś grupą czy wspólnotą jak rany symboliczne. Przez tę grupę czy wspólnotę jest to odbierane jako poświęcenie chlapiących, więc po odegraniu swoich ról wszyscy mają poczucie dobrze wykonanej roboty i wzmocnienia grupy (wspólnoty). Tworzy się nawet coś w rodzaju poczucia kombatanctwa. A chyba pierwszym i najbardziej zasłużonym w cierpieniu chlapaczem kombatantem jest Zbigniew Hołdys, artysta od lat wygasły, przez co znany obecnie wyłącznie z chlapania i kombatanctwa. A po piętach depcze mu gasnący scenarzysta i reżyser Andrzej Saramonowicz.

Zabawną i zarazem przewrotną cechą chlapania jest potrzeba nonkonformizmu. A właściwie potrzeba odgrywania nonkonformizmu. Chlapiący uważają, że są nonkonformistami, gdy dowalą PiS, prezesowi Jarosławowi Kaczyńskiemu, prezydentowi Andrzejowi Dudzie czy Agacie Kornhauser-Dudzie. Szczególnie chlapanie na Jarosława Kaczyńskiego stało się czymś rytualnym, jakimś rodzajem voodoo z jego rytuałami opętania i z przeniesionymi z amerykańskiej popkultury laleczkami voodoo, w które wciąż trzeba wbijać nowe szpilki, żeby przez cały czas cierpiały. Chlapiący nie widzą innego sposobu pomniejszania i zwalczania prezesa Kaczyńskiego, dlatego z zapamiętaniem wbijają szpilki w symboliczną laleczkę voodoo, która go zastępuje. Problemem jest to, że atakowanie akurat kogoś takiego jest od dawna szczytem konformizmu, banałem i czymś wyjątkowo trywialnym. W skrócie: jest to najbardziej konformistyczny z nonkonformizmów, bo chlapiący niczym nie ryzykują, są w swoim środowisku bohaterami, otrzymują nagrody oraz nie tracą specjalnego statusu i wyjątkowej pozycji w hierarchii. Ich cierpienia są więc czystymi urojeniami, a poświęcenie – zerowe.

Czytaj dalej na następnej stronie ===>

12
następna strona »

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.