Akcja "Ratujmy pana Stefana". Stan tak szybko się pogarsza, że chyba nie obejdzie się bez medycznej marihuany

fot. Adrian Grycuk/CC BY-SA 3.0 pl
fot. Adrian Grycuk/CC BY-SA 3.0 pl

Jak donoszą media, ostatnie posiedzenie sejmowej Komisji Obrony Narodowej z udziałem ministra Antoniego Macierewicza było przerywane przez Stefana Niesiołowskiego, który wydawał z siebie przeraźliwe okrzyki. Po prawdzie jest to już klasyczny syndrom u tego posła, więc tu nie może być żadnego zaskoczenia. Sęk w tym, że - jak to bywa z powtarzającymi się notorycznie objawami – koleżanki posłanki i koledzy posłowie zdążyli przywyknąć, co skutkuje obojętnością wobec człowieka w potrzebie. Popularny pan Stefan został więc w zasadzie pozostawiony sam wobec dręczącej przypadłości. Tak nie może dalej być, bo chłop zmarnieje do reszty i to na naszych chrześcijańskich oczach.

Szczególnie przykra jest postawa partyjnych kolegów pana Stefana, którzy przecież nie tak znowu dawno, będąc przy władzy, proklamowali politykę miłości. Tymczasem nie widać u posłów z PO  samarytańskich odruchów w stosunku do swojego partyjnego bohatera, jak go kiedyś skomplementował Donald Tusk. A cóż warta deklaracja miłosna, skoro nie ma potwierdzenia w uczynkach, nawet w stosunku do swoich? Czego w takim razie spodziewać się mogą polityczni rywale Platformy? Dla nich na pewno nie będzie litości ze strony posłów tej partii, choćby konali w męczarniach w trakcie plenarnego posiedzenia Sejmu.

A chodzą jeszcze słuchy - którym ja nie daję wiary – że pan Stefan celowo jest przez swoją partię utrzymywany w stanie ekstremalnego wzmożenia podczas obrad Sejmu. To byłoby już nieludzkie, ale polityka zna takie przypadki. Czego zresztą można spodziewać się po ludziach, którzy na cmentarzach, nad grobami swoich bliskich, dyskutują o grach hazardowych?

Zatem na pomoc PO w kwestii pana Stefana nie ma co liczyć, powiedzmy sobie szczerze. Jednak z drugiej strony trzeba powiedzieć, że PiS też ma trochę za uszami, jeśli chodzi o doprowadzenia posła do stanu permanentnej wścieklizny. W końcu te psychiczne brewerie zaczęły się od odmowy przyjęcia delikwenta do PiS, co opisał śp. Zbigniew Romaszewski („Romaszewscy. Autobiografia”): „Porozmawiałem z Kaczyńskim o moim wejściu do Prawa i Sprawiedliwości. Proponowałem też, oczywiście za ich zgodą, Rulewskiego i Niesiołowskiego – żeby ich wciągnąć na listy wyborcze PiS-u. Jarosław od razu zgodził się na Rulewskiego, natomiast twardo sprzeciwił się Niesiołowskiemu.”

Tak, tak, kto jest bez winy, niech się wymówi od udzielenia pomocy, ale raczej nie ma takich, a już na pewno nie w polityce. PiS ma tu duże pole do działania, jako że jest u władzy. Przede wszystkim jak najszybciej powinno się uchwalić tę ustawę o medycznej marihuanie. A nuż akurat to zioło nada się do złagodzenia cierpień? Skoro pomaga na padaczkę, może więc sprawdzi się w przypadłości pana Stefana? Próbować trzeba.

Natomiast już teraz powinni parlamentarzyści PiS wziąć sobie do serca kanony postępowania, żeby nie rozjątrzać ran emocjonalnych delikwenta. Przede wszystkim przestrzegać żelaznej zasady – nie sprzeciwiać się panu Stefanowi pod żadnym pozorem! Wręcz przeciwnie, należy mu zawsze przytakiwać z pełną powagą i zwracać się do niego łagodnym, kojącym tonem. Nie wolno mu także przerywać podczas wystąpień, poprawiać go ani pouczać.

Na korytarzu sejmowym ustępować mu z drogi i nie uśmiechać się przy tym głupio, bo źle zrozumiawszy intencje może dostać ataku. Nie przypominać mu, co mówił w przeszłości o Platformie, a już Boże broń, że antyszambrował u Jarosława Kaczyńskiego o przyjęcie do PiS. W ogóle nie wymawiać przy nim słowa „PiS” lub „Kaczyński”. Jeśli zachowa się te proste środki bezpieczeństwa i nafaszeruje delikwenta medyczną marihuaną, to być może pan Stefan dotrwa do końca kadencji bez konieczności kaftanizacji…to jest…pardon… hospitalizacji.

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.