Piekło imigranckie przed Niemcami, a prawo moralne ciągle w Angeli Merkel

fot.PAP/EPA
fot.PAP/EPA

Niemiecki minister spraw wewnętrznych łgał w żywe oczy, że przestępczość wśród obywateli Niemiec nie odbiega skalą od środowiska imigrantów.

Niemieccy policjanci ujawniają, że mieli polecenie tuszować przestępstwa z udziałem imigrantów. Przy okazji wygarniają rządowi, iż musieli o tym milczeć w obawie przed utratą stanowisk i pracy. Mamy więc oczywiste przełożenie - skrywanie faktów napastowania niemieckich kobiet idzie na konto i odpowiedzialność niemieckiej władzy.

Więcej nawet, zaniechano obrony obywateli w imię ukrycia prawdy o klęsce polityki, która sprowadzała się do tępej propagandy wielokulturowości. To jest konsekwencja krwawej głupoty zwanej poprawnością polityczną, której pokłosiem jest kryzys imigrancki w Europie. I nie mam tu na myśli wyjątków w rodzaju klasycznego teutońskiego głąba Martina Schulza, lecz większość zachodniej klasy politycznej.

Albowiem temu idiotyzmowi uległy nie tylko Niemcy, lecz cały Zachód cierpi na tę przypadłość. Jednak jeszcze nigdy konsekwencje nie były tak powszechne i namacalne, nomen omen. Echo polityki multi-kulti mamy także w Polsce, co jest zresztą znamiennym odniesieniem do zdarzeń w sylwestrową noc w Kolonii i innych miastach niemieckich. Gazeta Wyborcza komentując te wypadki w kontekście udziału syryjskich uchodźców pisze, iż:

Merkel i jej ministrom trudno będzie udowadniać, że straszliwa sylwestrowa noc była jedynie dziełem marokańskich czy algierskich kieszonkowców.

Mamy tu więc do czynienia z wyraźną sugestią, że w sensie politycznym nieważne jest napastowanie niemieckich kobiet, o ile sprawcami nie są uchodźcy syryjscy. Jeśli natomiast gwałcą marokańscy lub algierscy kieszonkowcy, to Angela Merkel może spać spokojnie. Jest w tym stwierdzeniu sporo prawdy, a dowód na to jest oczywisty – tuszowanie prawdy o imigrantach przez niemieckie media i policję, które przecież nie robią tego same z siebie, lecz spodziewając się aprobaty ze strony rządu Merkel.

Sęk jedynie w tym, że redaktor Bartosz Wieliński z Gazety Wyborczej, który zasugerował, iż marokańscy i algierscy kieszonkowcy gwałcący niemieckie kobiety są mniejszym złem dla kanclerz Merkel, również w to wierzy. Jak z tego widać, poprawność polityczna zbiera żniwo głupoty także na na ulicy Czerskiej w Warszawie.

Można się spierać, czy kanclerz Merkel miała zaćmienie mózgu, zapraszając każdą ilość imigrantów, czy też zrobiła to z premedytacją. Mówi się o jej sercu wielkim jak szynka albo właśnie o poprawności politycznej, która sprowadziła ją na manowce. Z drugiej strony mamy narrację o pragmatycznej chęci zasypania imigrantami demograficznej dziury w niemieckim społeczeństwie lub zgoła o spisku mającym na celu zapanowanie nad Europą poprzez sprowokowanie kryzysu imigranckiego.

My, Polacy możemy teraz ulegać typowo niemieckiej Schadenfreude, zwłaszcza w kontekście bezczelnego pouczania nas przez niemieckich polityków o demokracji, także medialnej, ale nie w tym rzecz, żeby się wyzłośliwiać. Jakiekolwiek bowiem były motywacje Merkel zapraszającej każdą ilość imigrantów, to dzisiaj faktem jest, że Niemcy i cała Europa stracili kontrolę nad ich napływem i nad ich zachowaniem w krajach, do których dotarli. Czy może nas satysfakcjonować zmiana na kanclerskim urzędzie w Niemczech, skoro przysłowiowe mleko już się rozlało? Z drugiej strony, chociaż nie ma pewności, czy zmiana będzie na lepsze, to pewne jest, że Merkel trzeba zmienić, żeby zyskać choć szansę na poprawienie sytuacji.

Nie jesteśmy w stanie ocenić, czy Niemcy są w stanie jeszcze opanować sytuację w swoim kraju. Możemy się pocieszać, że będą w stanie, ale to słaba pociecha zważywszy, że każdy, kto miał choć trochę oleju w głowie już od wielu miesięcy przewidywał, że polityka Merkel skończy się niekontrolowanym najazdem imigrantów. Niemcy jednakowoż tego nie przewidzieli, zaślinili się w nieprzytomnym zachwycie nad własnym altruizmem. To świadczy o stanie umysłów w tym kraju.

Reasumując, jeśli Niemcy jednak nie dadzą rady, jeśli u naszych zachodnich sąsiadów zapanuje chaos, to wtedy my jesteśmy na kierunku fali uderzeniowej. Kilka miesięcy temu ostrzegał nas profesor Bogusław Wolniewicz:

Musimy mieć świadomość, że idzie na nas fala islamu. Tej fali islamu nie powstrzyma się bez rozlewu krwi. I to z obu stron.

Ja głęboko w to wierzę, że polski rząd ma już albo przygotowuje scenariusz na tę okoliczność. Niech Angela Merkel i Niemcy napawają się swoją poprawnością polityczną, my róbmy swoje.


O problemie imigrantów w Niemczech i napaściach na kobiety w noc sylwestrową pisze Sławomir Sieradzki w najnowszym numerze największego konserwatywnego tygodnika opinii w Polsce - „wSieci”, w sprzedaży od 11 stycznia br., także w formie e-wydania na http://www.wsieci.pl/e-wydanie.html. Kup koniecznie!

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.