"Gęsiarka" odnaleziona, a prokuratura zastanawia się, czy to na pewno ten obraz. Odpowiedzialność spadnie na sprzątaczki?

Fot. Fratria
Fot. Fratria

Ukradziona z Pałacu Prezydenckiego „Gęsiarka ” już dawno odnalazła się w domu aukcyjnym. A jednak prokuratura długo się zastanawia, czy to na pewno ten obraz. Wiele wskazuje na to, że przed wyborami nie dowiemy się, kto go ukradł. Wersja, którą będzie się starała przeforsować ekipa prezydenta Komorowskiego brzmi: winne są sprzątaczki i być może BOR.

Nadal nie wiemy, w jaki sposób „Gęsiarka ” Romana Kochanowskiego, trafiła z Pałacu Prezydenckiego do mieszczącego się kilkaset metrów dalej Rempexu. Okoliczności kradzieży są dziwne i świadczą o tym, że złodziej znał sposób funkcjonowania kancelarii prezydenta oraz był pewien bezkarności. Pisząc tekst „Kradzież w Pałacu Prezydenckim ”, który ukazał się w najnowszym numerze „wSieci ”, starałam się zrekonstruować okoliczności kradzieży.

W Pałacu Prezydenckim są kamery, ale w niektórych pomieszczeniach, z oczywistych względów ich nie ma. Nie ma ich w pokoju, który zajmują asystenci szefa kancelarii. Tam właśnie wisiała „Gęsiarka ”.

To niewielkie pomieszczenie z dwoma biurkami, jedne drzwi prowadzą na korytarz, drugie — do gabinetu szefa kancelarii.

Gabinet szefa kancelarii i pokój asystentów są szczególnie chronione. Istnieją specjalne procedury. Nie mogą się tu przebywać bez dozoru osoby postronne. Kiedy wchodzą do tych pomieszczeń sprzątaczki, musi im towarzyszyć funkcjonariusz BOR- u. To żelazna reguła związana ze względami bezpieczeństwa i przechowywanymi poufnymi dokumentami,

Jeśli prokuratura mnie przesłucha w sprawie „Gęsiarki ”, zeznam, że widziałem kiedyś, jak do gabinetu szefa kancelarii wchodzi ekipa sprzątająca, a borowiec spokojnie siedzi sobie na korytarzu

— mówił mi jeden z wysokich byłych urzędników kancelarii.

Wersja, w której to sprzątaczka wynosi „Gęsiarkę “, jest dla ekipy byłego prezydenta wygodna, Ma jednak spore mankamenty - trudno sobie wyobrazić, że sprzątaczka mogłaby niepostrzeżenie wynieść obraz z gabinetu, nawet gdyby funkcjonariusz BOR nie patrzył jej na ręce. Nie mówiąc już o tym, że zatrzymano by ją do sprawdzenia, gdyby wychodziła ze ze sporym pakunkiem z jednego z najbardziej pilnowanych budynków w Polsce, Obraz mógłby jednak zostać wyniesiony przez osobę, której nie śmiano by kontrolować. Albo przy współudziale BOR -u, co też nieoficjalnie starała mi się zasugerować była ekipa.

Wiele wskazuje jednak na to, że kradzieży dokonała osoba, która przede wszystkim doskonale wiedziała, jak funkcjonuje kancelaria prezydenta Komorowskiego i przekonana była, że pozostanie bezkarna.

W kancelarii prezydenta znajdują się dzieła sztuki wypożyczone z Muzeum Narodowego i takie, które są własnością kancelarii. Złodziej wiedział, co może ukraść — sięgnął po obraz, który należy do kancelarii, był więc pewien , że muzeum nie sprawdzi, czy przypadkiem nie przepadł jakiś depozyt. Tak było we wszystkich przypadkach kradzieży— wszystkie zaginione dzieła sztuki, czyli dwa obrazy i rzeźba, należały do kancelarii.

Co wydaje się zdumiewające, kancelaria prezydenta łatwo pogodziła się ze stratą. „Gęsiarka ” zniknęła więc ze ściany, a na jej miejscu, zawieszony na tym samym gwoździu. pojawił się kalendarz. Nikt nie drążył, co się właściwie stało.

Dokładnie tego spodziewał się złodziej. Musiał mieć absolutną pewność, że kradzież nie zostanie zgłoszona, dlatego obraz błyskawicznie wypłynął w domu aukcyjnym i znalazł się w oficjalnym obrocie.

To było w zasadzie przestępstwo doskonałe. I wszystko udałoby mu się znakomicie, gdyby nie pewien nieprzewidziany czynnik. Gdy ukradziono obraz, w pałacu obowiązywała wersja Michnika, że Bronisław Komorowski przegra wybory tylko jeśli po pijanemu przejedzie ciężarną zakonnicę. Wszystko się jednak nieoczekiwanie zmieniło, do kancelarii przyszli zaś nowi ludzie. I nagle okazało się, że reguły gry się inne, a kradzież dzieł sztuki się po prostu zgłasza.

Jednak wyjaśnienie tej kradzieży nieoczekiwane się przeciąga.

Musimy przede wszystkim potwierdzić, że „Gęsiarka ” wstawiona do Rempexu to ten sam obraz, który zginął z pałacu. Jeśli trzeba, powołamy biegłego

— tłumaczył mi prokurator Przemysław Nowak, rzecznik prokuratury okręgowej w Warszawie.

Trudno mi w to uwierzyć. Nie tylko dlatego, że z moich informacji wynika, iż prokuratura taką ekspertyzę dostała jeszcze przed 5 października. Nawet jeśli się mylę, to ustalenie, czy w grę wchodzi ten sam obraz, może być błyskawiczne.

12
następna strona »

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.