"Spędziłem 48h ze słynnym dziś członkiem PKW (...) Nie wiedziałem, że mam do czynienia z hochsztaplerami"

fot. PAP/Marcin Obara
fot. PAP/Marcin Obara

Początek Transformacji.

Dość przypadkowo, (błąd „Systemu”) znalazłem się w Służbie Dyplomatycznej RP, (potem długo nawet brali mnie za „swego”).

Ambasador spojrzał na pismo anonsujące przybycie delegacji Państwowej Komisji Wyborczej na czele z jej Sekretarzem. Delegacja PKW miała przyjechać celem obserwacji wyborów do władz lokalnych w kraju Gospodarzy. Miała przebywać non-stop w lokalu wyborczym wskazanym przez poważnie podchodzących do zagadnienia Gospodarzy.

Kazimierz Cza… hmm… Sekretarz…

Pan też jest sekretarzem

– Ambasador zwrócił się do młodego stażem dyplomaty, wcale nie najwyższej rangi

Zaopiekuje się pan Delegacją… wszystko, co będą chcieli, oczywiście w granicach naszych możliwości…

W istocie, o wszystko zadbali Gospodarze. Oprócz tłumacza. ((W ten sposób spędziłem kilka dni w sześcioosobową bodajże Delegacją najwyższych polskich władz wyborczych na czele z Panem Ministrem Kazimierzem Cz. Ambasador - nieco ignorant, nie zrozumiał, z kim ma do czynienia, (w XVIII w. nazywano takich amatorów, interesujących się wszystkim po trochu, z włoska – dilletanti… nie miało to jeszcze pejoratywnego zabarwienia). Ambasador nie wyłapał, że Sekretarz PKW, to bardzo ważny w systemie państwowym nowopowstałej RP, przekształconej z PRLMINISTER. Oczywiście, nie minister konstytucyjny, członek Rządu, ale odpowiednik sekretarza stanu, w takiej samej randze jak szef UOP, czy później ABW. W ten sposób spędziłem około 48 godzin, zamknięty z Delegacją, na czele ze słynnym dziś Sekretarzem PKW, Kazimierzem Cz., w miejscowym lokalu wyborczym. Nauczyłem się sporo. Wszystko, czego się dowiedziałem, przekazałem członkom naszej Delegacji. Nie wiedziałem wówczas, że mam do czynienia – jak dziś widać – z nieprawdopodobnymi wprost hochsztaplerami, którzy postawili sobie za cel, świadomie, czy też nie, (ktoś ich tak zaprogramował?) – ukrycie istoty demokratycznego procesu wyborczego przed społeczeństwem polskim.**

Członkowie Delegacji nie przyznawali się do znajomości języków, (oprócz rosyjskiego). Umiarkowanie – zainteresowani byli wszystkim. Gdy z przejęciem tłumaczyłem im owo „wszystko”, uspokajająco wyjaśniali, że powrócili właśnie byli z Francji, a w ogóle to bywali już w podobnych delegacjach w szeregu państw Europy. (Potem, po latach dochodziły mnie słuchy, że odwiedzali też następnie kraje pozaeuropejskie, gdzie w szeregu z nich uchodzili nawet za ekspertów od Polskiej Transformacji – cokolwiek, by to miało oznaczać). W lokalu wyborczym ujrzeliśmy dziesiątki osób.

Skąd ten tłum?

MĘŻOWIE ZAUFANIA

– cierpliwie wyjaśniali Gospodarze. Każda partia albo komitet wyborczy miał, co najmniej DWÓCH, ale ZWYKLE TRZECH swoich przedstawicieli w lokalu wyborczym. Będąc zamknięty przez około 48 godzin w lokalu wyborczym, miałem po wielokroć okazję zapytywać różnych przedstawicieli Gospodarzy, dlaczego Komisja Wyborcza w tym lokalu jest tak liczna?

TAK JEST W CAŁYM KRAJU. Nie wystarczy mieć jednego przedstawiciela = męża zaufania w danej komisji. (Bo mężowie zaufania byli Jednocześnie członkami Komisji Wyborczej!)

A to dlaczego?

– spytałem, siląc się na naiwność, albowiem – nawet ja, laik – zaczynałem już coś niecoś rozumieć z procesu wyborczego.

TO PROSTE. W czasie otwierania urny, lub nieco nawet wcześniej, W CZASIE LICZENIAOSÓW KORESPONDENCYJNYCH, każdy przecież może być łatwo zmuszony – przez figiel Natury, powiedzmy… do udania się np. do toalety. TO NIE MOŻE BYĆ JEDNA OSOBA. MUSI MIEĆ ZASTĘPCĘ, A NAJLEPIEJ DWÓCH (lub dwoje). W ten prosty sposób dana partia albo komitet wyborczy ma ZAWSZE kontrolę nad procesem wyborczym w danym lokalu wyborczym. I tak jest w całym kraju.

Najpierw otworzono wiec głosy korespondencyjne, (około stu z okładem), a następnie urnę z kilkoma tysiącami głosów. Wysypano je na ogromny stół, otoczony przez kilkadziesiąt osób. Każdą pojedyncza kartę do głosowania oglądano oddzielnie na oczach WSZYSTKICH – a następnie zapisywano jej treść, (tzn. zapisywano informację: na kogo oddano głos?) Spośród stosu kart do głosowania wysypanych na ogromny stół, rosły kupki głosów oddanych na poszczególnych kandydatów. (Były one następnie przeliczane po raz drugi i porównywane z wypełnionymi już protokółami).

Dopóki proces liczenia głosów, przeprowadzany w sposób zupełnie transparentny, w obecności WSZYSTKICH obecnych, nie zakończył się, ani NIKT nie opuszczał lokalu wyborczego, ani NIE BYŁ WPUSZCZANY do lokalu wyborczego. Trwało to więcej niż 24 godziny – bez przerwy. Następnie zaaprobowane przez WSZYSTKIE kilkadziesiąt osób protokoły, odpowiednio już podpisane, były: a) jeden wywieszany na drzwiach zapieczętowanego lokalu wyborczego, b) drugi, w zalakowanej kopercie, wysyłany był (posłańcem, bodaj policjantem na motocyklu), do Komisji Wyborczej wyższego stopnia. Oba protokoły musiały być identyczne. A trzeci, taki sam, pozostawał w rękach liczących głosy.

Państwo Gospodarzy, to kraj bardzo zinformatyzowany, nawet wówczas w początkach Polskiej sławetnej Transformacji, (cokolwiek by to miało znaczyć?!), do tego niezwykle stechnicyzowany, ale łączność elektroniczna miała w demokratycznym procesie wyborczym znaczenie zupełnie pomocnicze, wprost podrzędne, nie zastępujące w jakikolwiek sposób ręcznego liczenia głosów, (dokonywanego zespołowo przez ludzi wszystkich opcji politycznych).

Nawet WSZELKIE ODEJSCIA OD STOŁU, (gdzie liczono głosy), dokonane przez JAKIEGOKOLWIEK CZŁONKA KOMISJI = MĘŻA ZAUFANIA, było wpisywane do protokołu wyborczego. Jak i wszelkie inne wydarzenia, nie będące wprost samym liczeniem głosów. Pod tym względem reżim zachowania się liczących członków komisji, był bezwzględnie przestrzegany i podlegał surowej obserwacji, w czasie począwszy od otwarcia lokalu wyborczego dla głosujących do ostatecznego obliczenia głosów.

Kazimierz Cz. oraz pozostali członkowie Delegacji, zapewnili mnie, że wiele się nauczyli, dowiedzieli i skorzystali z mojego pośrednictwa, jako ich tłumacza. Dziwne, ale nie zauważyłem później, aby domagali się, np. w ostatnich latach, kiedy pojawiły się około 20-procentowe obszary głosów nieważnych, (choćby na północnym Mazowszu!) – aby domagali się dla przedstawicieli WSZYSTKICH partii i komitetów wyborczych, swobodnego dostępu do udziału w komisjach wyborczych. A przecież powinni to dawno wiedzieć, że jest to jedyna, sprawdzona w państwach demokratycznych recepta na przeciwdziałanie oszustwom wyborczym!

Kazimierz Cz. et consortes – nie zauważyłem, – aby piętnowali fakty nagminnego przerywania pracy przez poszczególne komisje wyborcze, bez podliczenia ostatecznego oddanych głosów, a jak wiadomo przerwy w pracy komisji wyborczych nie są dopuszczalne w państwach demokratycznych! WPROST PRZECIWNIE! Zasłaniali się w swej źle wykonywanej pracy, mającej znamiona czynu kryminalnego, prawdziwymi czy urojonymi niesprawnościami systemu komputerowego, a nawet zapraszali do siedziby PKW naiwnych, (choć wielce szlachetnych!) przedstawicieli demonstrantów w obronie demokracji, (jak Stankiewicz, Braun, i inni), celem dalszego przerywania prac komisji wyborczych i celem wciągnięcia PiS-u do rozróby.

PRAWDA JEST TAKA: dopóki PiS i inne ugrupowania i komitety wyborcze, nie wezmą sobie do serca wyżej przedstawionych uwag wypływających z doświadczenia Państw (rzeczywiście) Demokratycznych (1. Obowiązkowa obecność NON-STOP, co najmniej 2-3 przedstawicieli każdej zainteresowanej partii/komitetu w KAŻDEJ KOMISJI WYBORCZEJ; 2. OPUSZCZANIE siedziby komisji wyborczej [lokalu wyborczego], dopiero po ostatecznym sporządzeniu protokołu i opieczętowaniu lokalu i głosów [kart do głosowania]) – to NIGDY w Polsce nie będzie rzeczywiście DEMOKRATYCZNIE przeprowadzonych wyborów. Jest to dość proste – trzeba tylko tego bardzo, ale to bardzo chcieć. Chcieć - WBREW HOCHSZTAPLERCE, przekraczającej już granice śmieszności i równającej wprost do poziomu posła Niesiołowskiego, (Pan Prezydent, Kopacz od jednego metra w głąb, zootechnik Olejnik, Piechociński, reklamujący się od lat, jako tzw. dobry poseł, itd.), Hochsztaplerce podtrzymującej FASADOWĄ DEMOKRACJĘ w mocno sponiewieranej Polsce. ===

Dlaczego wszyscy patrzą wszystkim na ręce w prawidłowo skonstruowanej komisji wyborczej i w prawidłowo przeprowadzonym demokratycznym procesie wyborczym?

To proste: a to dlatego, że wyciągniecie z całej puli głosów, wcześniej wyselekcjonowanych kilkuset kart oddanych np. na PiS i zastąpienie ich kilkuset czystymi kartami, (pustymi a przez to nieważnymi glosami) – TRWA tylko SEKUNDY. Nie wierzcie w dopisywanie krzyżyków! To amatorska metoda chałupnicza drobnych oszustów! JEST ZNACZNIE GORZEJ! Metodą na skalę przemysłową, na NIEWAŻNEOSY – to CZYSTE KARTY/CZYSTE książeczki do głosowania, zastępujące rzeczywiste, ZNIKAJĄCEOSY – uczciwych, oszukanych po raz kolejny bardzo podle Polaków.

Krzysztof Pl.;

pracowal w l. 90. w MSZ.

Śledź NASZ RAPORT z przebiegu wyborów! Kliknij i bądź na bieżąco!

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.