Donald Tusk ma jeden cel: uratować skórę, zanim kolejne afery wysadzą rząd w powietrze

fot. PAP/Jakub Kamiński
fot. PAP/Jakub Kamiński

Do niedawna opowieści o tym, że Donald Tusk może dostać jakieś ważne unijne stanowisko były tylko czczą propagandą i marketingowym chwytem otoczenia premiera. Wyłącznie po to, żeby lewarować jego znaczenie w kraju. Od niedawna to się zmieniło. Ale zmieniło się nie dlatego, że obecnemu premierowi rzeczywiście zaproponowano stanowisko stałego przewodniczącego Rady Europejskiej, które zajmuje Herman van Rompuy. To sam Donald Tusk zaczął się o to stanowisko ubiegać, przede wszystkim naciskając Angelę Merkel. Jest więc odwrotnie niż mówi Donald Tusk i różni politycy PO, że to premier jest kuszony i proszony.

Donald Tusk bardzo boi się powtórzenia scenariusza, jaki zrealizował się w wypadku Leszka Millera po 2004 r. Miller, w 2001 r. ojciec wyborczego sukcesu SLD, został zmuszony do odejścia na półtora roku przed końcem kadencji (2 maja 2004 r.). Jego karierę zdewastowały wtedy afery Rywina i starachowicka, przez co musiał zrezygnować najpierw ze stanowiska szefa SLD, a po kilku miesiącach – premiera. Miller miał przeciwko sobie ówczesnego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, który parł do politycznej anihilacji swego „szorstkiego” przyjaciela. Po rezygnacji z urzędu Miller z dnia na dzień popadał w polityczny niebyt. Do tego stopnia, że we wrześniu 2007 r. zrezygnował nawet z członkostwa w SLD. W wyborach 2007 r. startował z listy Samoobrony, otrzymując w okręgu łódzkim, swoim mateczniku, kompromitującą liczbę głosów (4142). Potem założył absolutnie marginalną partię Polska Lewica, co nie zmieniło faktu, że na 2,5 roku stał się w polityce nikim. Dopiero kryzys w SLD w latach 2010-2011 r. umożliwił mu powrót do partii, a po prawie dwóch latach objęcie szefostwa klubu parlamentarnego, a zaraz potem odzyskanie stanowiska przewodniczącego partii. Ale to był szczęśliwy zbieg okoliczności, bo równie dobrze Miller mógłby do dziś być tylko zapomnianym politycznym emerytem.

Donald Tusk ma jeszcze większe kłopoty niż miał Leszek Miller po aferach Rywina i starachowickiej. To za jego rządów zdarzyła się afera hazardowa, której udało się ukręcić łeb, podobnie jak aferze stoczniowej. Ale nie udało się to już w wypadku wielkiej korupcji przy informatyzacji policji, MSW i innych ministerstw oraz urzędów centralnych. Nie dało się też ukręcić łba aferze korupcyjnej przy inwestycjach w infrastrukturę, która wyszła na jaw przy okazji podsłuchanych rozmów ważnych polityków PO (same nagrania są zresztą wielką kompromitacją kilku ministrów i wysokich urzędników państwowych). Podsłuchy przyspieszyły też śledztwa dotyczące polityków PSL (poseł Jan Bury, były wojewoda, a potem marszałek na Podkarpaciu Mirosław Karapyta), także pojawiających się w dochodzeniach dotyczących korupcji przy inwestycjach infrastrukturalnych. To w tej sprawie 25 lipca 2014 r. występował w Sejmie prokurator generalny Andrzej Seremet. I przy aferze dotyczącej infrastruktury (jej badanie znajduje się zaledwie w początkowej fazie), kompromitującej obu koalicjantów, ta informatyczna może się okazać drobna.

Korupcja przy inwestycjach infrastrukturalnych prowadzi bowiem do ogromnej sieci patologicznych zjawisk przy setkach przetargów, wiedzie do korupcji wszechobecnej w samorządach. Wiedzie do patologii w spółkach skarbu państwa i tych kontrolowanych przez samorządy. Rozwój tego śledztwa to bomba atomowa, która może wysadzić w powietrze rząd, wielu ważnych ludzi PO (ale także PSL) w regionach i samorządach, która jest śmiertelnym zagrożeniem dla całej Platformy. Gdyby to, co się teraz dzieje zdarzyło się dziesięć lat temu, byłoby wielkie trzęsienie ziemi, dymisja rządu i przedterminowe wybory. I byłyby procesy karne oraz wnioski o Trybunał Stanu. Obecnie jest z tym znacznie trudniej, bo premier idzie w zaparte i broni skompromitowanych ludzi, większość sejmowa jest sklejana panicznym strachem przed konsekwencjami afer, a główne media zamiast ujawniać patologie, pomagają je tuszować. Ale to nie znaczy, że długo uda się utrzymywać tę parę pod pokrywką.

W krótkim czasie nowe wątki korupcyjne mogą wysadzić w powietrze obecny układ władzy. I nie będzie on mógł liczyć na wsparcie Bronisława Komorowskiego. Na kilkanaście miesięcy przed wyborami prezydenckimi Bronisław Komorowski nie może sobie pozwolić na pogrzebanie swoich szans na reelekcję, chroniąc dawnych partyjnych kolegów. Jeśli dojdzie do erupcji kryzysu obozu rządzącego, prezydent będzie zmuszony wystąpić przeciw niemu. Biorąc to wszystko pod uwagę Donald Tusk przestał się łudzić, że wyjdzie cało ze zbliżającego się kryzysu, a co najwyżej może go przez jakiś czas odwlekać. I teraz tylko się zastanawia, jakie rozwiązanie będzie najlepsze dla niego. Bo interes partii już od kilku lat jest podporządkowany jego osobistym celom.

Donald Tusk w żadnym razie nie będzie ginął za Platformę i jej polityków. Chce tylko w odpowiednim momencie uciec z tonącego okrętu, żeby nie zatonąć razem z nim. Jeszcze kilka miesięcy temu rozważał start w wyborach prezydenckich przeciw Bronisławowi Komorowskiemu lub po namówieniu go, żeby nie startował. Teraz ten wariant jest jednak nierealny, bo Donald Tusk nie zaryzykuje swego losu w powszechnych wyborach. Dlatego jedynym dobrym wyjściem byłaby dla niego ucieczka do Brukseli na jakieś ważne stanowisko. Tylko ono gwarantowałoby mu pięć lat spokoju i bezpieczeństwo. To dlatego od niedawna premier Tusk zabiega o stanowisko w Brukseli.

Zapewne Donald Tusk otrzymał jakieś wsparcie od Angeli Merkel, co jednak nic pewnego nie oznacza, bo nie tylko ona decyduje. I najpewniej będzie tak, że Tuskowi ucieczka do Brukseli jednak się nie uda. Obecnie robi on jednak bardzo dużo, żeby brukselski scenariusz ratunkowy został zrealizowany. Gdyby Tuskowi udało się wylądować na stanowisku przewodniczącego Rady Europejskiej (albo jakimś innym), los Platformy byłby mu kompletnie obojętny. Nawet jakiś spektakularny powrót Grzegorza Schetyny, bo przecież byłby to powrót na zgliszcza. Donald Tusk ma w tej chwili jeden cel – za wszelką cenę uratować własną skórę.

———————————————————————-

TYLKO MY TO MAMY! Zestaw toreb zakupowych z logo wPolityce.pl.

Torby wykonane są z bardzo wytrzymałego materiału, są niezwykle poręczne i praktyczne, mieszczą format A4.

Do nabycia wSklepiku.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.