Sposób na degrengoladę edukacyjną MEN? Domowa szkoła! Coraz więcej rodziców uczy dzieci samodzielnie. Wraca też guwernering

fot. sxc.hu
fot. sxc.hu

Pierwsze skojarzenie z obecnym systemem polskiej edukacji? Gruzowisko. Działania resortu oświaty nigdy dotąd nie były tak szkodliwe i nieodwracalne. Nic dziwnego, że ruch edukacji domowej rozwija się coraz prężniej. Jeszcze kilka lat temu naukę w domach pobierało kilkadziesiąt osób, dziś szacuje się, że może ich być prawie 2 tysiące.

Skąd ta rosnąca fascynacja? Pani Agnieszka Potocka z Warszawy przekonuje, że powodów jest wiele. Jej córka Hania, która zostawiła szkołę po pierwszej klasie, we wrześniu pójdzie do czwartej, a syn Janek do domowej zerówki. Najmłodsza, dopiero dwuletnia Nina, przypatrując się starszemu rodzeństwu sama rwie się do poznawania świata. Bo właśnie na tym polega edukacja domowa - na rozsmakowaniu się w ciekawości, na rozbudzeniu pragnień poznawczych. Samo opanowanie podstawy programowej zajmuje niewiele czasu. Rodzie uczniów 1-3 powtarzają zgodnie, że ucząc się z dzieckiem 1,5 godz. dziennie, potrafią zrealizować rozszerzony program w jeden semestr.

Dzieci edukacji domowej mają bardzo dużo wolnego czasu, który mogą przeznaczyć na to, co je najbardziej ciekawi

- mówi p. Agnieszka.

Prowadzi to do niesamowitych efektów. Hania zaczęła w pewnym momencie robić biżuterię, przy czym zrobiła to jako projekt, którego nie powstydziłby się żaden twórca. Nie dość, że stworzyła własne wzory, które starannie opisała, to wymyśliła w jaki sposób je prezentować. Stworzyła nazwę i logo dla własnej firmy. Postanowili też z tatą, że w ramach zajęć komputerowych zrobią po wakacjach bloga. Żadna z tych sugestii nie wyszła od nas, to wszystko było efektem jej osobistego przemyślenia, a ona ma raptem 9 lat.

Ten przykład doskonale ilustruje istotę homeschoolingu. Poznawanie wyrasta z fascynacji i jest działaniem interdyscyplinarnym, opartym na doświadczeniu.

Oczywiście jest także przestrzeń na część teoretyczną i systematyczną pracę. Anna Dziuba-Marzec z Wielunia, mama czwórki dzieci, w tym bliźniaków Tymoteusza i Nikodema, ma za sobą zerówkę i pierwszą klasę.

Zaczynamy po śniadaniu ok. 9. Godzina, półtorej, do dwóch i mamy wolne. Uczciwi nauczyciele powiedzą, że efektywnej nauki na lekcji jest 10 minut. Gdy sobie to pozbieramy z 6 godzin, to mamy 60 i wychodzi na to samo. Gdy dołożymy drugie tyle, to jesteśmy ponad program

- uśmiecha się. Bakcyla domowej edukacji złapał też jej starszy syn Mateusz, który we wrześniu rozpocznie domowe gimnazjum. Najstarsza córka, Ilona - również gimnazjalistka - kontynuuje naukę w szkole. Po dwóch latach nauczania w domu p. Anna nie ma wątpliwości, że to rewelacyjne rozwiązanie.

Widzę, że dzieci są zupełnie inaczej zainteresowane światem. Rozumieją, co czytają, lubią to i garną się do książek. Niech mi pani pokaże dziecko, które kończy pierwszą klasę i nie boi się 300-stronicowej lektury.

Podkreśla, że edukacja domowa sprzyja budowaniu głębokich więzi w rodzinie. Wspólne poszukiwania, doświadczenia, eksperymenty niezwykle łączą. Wie, że to zaprocentuje w przyszłości. Bez wątpienia ma to też dodatkowy walor edukacyjny.

Najlepsze uniwersytety amerykańskie poszukują dzieci po edukacji domowej. To o czymś świadczy

- mówi.

Jednym z koronnych argumentów przeciwników edukacji domowej jest rzekome społeczne wyizolowanie dzieci. Rodzice jednak z łatwością odpierają ten zarzut.

Po pierwsze mam czwórkę dzieci, więc nie ma mowy o izolacji w kontaktach. Poza tym mamy wybrane zajęcia, na które chodzą

- mówi mama bliźniaków.

Obserwowałam moich synów podczas szkolnych rekolekcji. O wiele łatwiej nawiązywali kontakty, niż dzieci, które chodzą do szkoły

- podkreśla i dodaje, że kontakt z rówieśnikami to przecież nie tylko szkoła. To także, jak w przypadku jej syna, klub kolarski, w którym bywa kilka razy w tygodniu.

Mama Hani wskazuje, że sam termin "edukacja domowa" jest nieco mylący, bo jednak większość zajęć odbywa się poza domem.

Korzystamy z wielu inicjatyw, które oferowane są dla szkół, jak np. lekcje muzealne czy warsztaty. Aranżujemy je przez facebookową grupę edukacji domowej. Dzieci są w różnym wieku i bardzo dobrze się znają. To moim zdaniem ciekawsze i bardziej naturalne. Ułożenie dzieci rocznikami jest po prostu wygodne z powodów formalnych, ale nie uwzględnia indywidualnych możliwości i zainteresowań. Nasze grupy ułożone są w kluczu kompetencyjnym, co jest zdecydowanie bardziej rozwijające

- dodaje.

Potwierdza to dr hab. Marek Budajczak, wykładowca Wydziału Studiów Edukacyjnych Uniwersytetu Adama Mickiewicza, wybitny ekspert od edukacji domowej i prekursor homeschoolingu w Polsce, który wspólnie z żoną Izabelą przeprowadził swoje dorosłe dziś dzieci - Emilię i Pawła - przez niemal całą ścieżkę edukacyjną, ucząc ich w domu od czwartej klasy podstawówki do matury.

Argumenty dotyczące izolacji dzieci są absolutnie nietrafione. Wbrew pozorom, szkoła nie generuje żadnych cudownych warunków socjalizacyjnych. Współdziałania uczniów i ich obcowania ze sobą w szkole nie ma wcale tak wiele. A jak wynika z badań, dzieci edukacji domowej mają więcej kontaktów społecznych poza rodziną, aniżeli dzieci szkolne. To pozwala na doświadczanie pełni świata społecznego poprzez relacje z osobami w różnym wieku, bez ograniczania ich do rówieśniczego getta

- podkreśla prof. Budajczak, prezes Stowarzyszenia Edukacji Domowej. Wspólnie z żoną, przecierając w l. 90. szlak przepisów prawnych, ponieśli ogromny wysiłek, walcząc przez w sądzie z systemem oświaty, który nie chciał uznać wykształcenia ich dzieci. Mimo, że Emilia i Paweł zdali amerykańską maturę, która uprawniała ich do podjęcia nauki w 2,5 tysiącach uczelni w USA, Anglii czy Francji, nie mieli prawa studiować w Polsce. Dopiero po latach batalii, w kwietniu tego roku, gdy Paweł kończył trzeci rok pedagogiki resocjalizacyjnej w charakterze wolnego słuchacza, udało się nostryfikować dokumenty i włączyć Budajczaków do polskiego systemu oświaty. Dziś dzielą się swoim doświadczeniem z innymi, popularyzując tę formę edukacji także na poziomie akademickim.

Ruch edukacji domowej to już prawdziwe, obywatelskie przedsięwzięcie. Stowarzyszenia, konferencje, zjazdy, podręczniki, fora, blogi - wszystko to ułatwia wymianę doświadczeń i sprzężenie działań. Nie znaczy to jednak, że wszyscy go akceptują.

Przeciwnicy homeschoolingu mają całą listę zarzutów. Twierdzą np., że to nieodpowiedzialne trzymanie dziecka pod kloszem i odbieranie mu szansy konfrontowania się ze światem. Rodzice odpowiadają śmiechem. Przecież każdy uczeń musi zdać coroczny egzamin przed szkolną komisją. Synowie p. Anny już jako pierwszoklasiści zdawali cztery egzaminy - z nauczania ogólnego, z angielskiego, informatyki i religii. Na sprawdzian informatyczny poszli do szkoły i zdawali go z całą klasą. Forma egzaminu zależy od indywidualnych ustaleń ze szkołą i może się odbywać od kwietnia do czerwca. Hania, która rozpoczęła naukę w październiku, na wakacje poszła już w kwietniu, ponieważ szybko uporała się z opanowaniem programu, mimo że realizowała wersję rozszerzoną. Pani Agata podkreśla, że egzamin to okazja do zaprezentowania rocznego dorobku.

Nie tylko sprawdzana jest więc podstawa programowa, ale dziecko ma możliwość przedstawienia prezentacji, pokazania namalowanych obrazów, zrobionych rzeźb, wyrecytowania wiersza, przeczytania książki, którą napisało. Ma szansę się pochwalić wszystkim, co sprawiło mu wielką frajdę. Gdy otrzymuje zainteresowanie, jeszcze mocniej podnosi się jego motywacja do dalszej pracy.


Mimo, że homeschooling jest niezwykle ceniony w USA, Anglii czy Kanadzie, w Polsce wciąż traktowany jest jak pewna forma dziwactwa. Zapominamy, że uczyły się w ten sposób całe pokolenia Polaków. Dodatkowo środowiska nauczycielskie upatrują w edukacji domowej zagrożenia dla swojej profesji, choć to właśnie tutaj rodzi się potencjał ich dalszej aktywności zawodowej. Niewielu zdaje sobie sprawę, że rozwój homeschoolingu pociągnie za sobą także rozwój guwerneringu, który już teraz zaczyna się poważnie odradzać. Kilka polskich uczelni podejmuje próby stworzenia studiów kształcących nauczycieli domowych.

Część rodziców zainteresowanych edukacją domową żywi obawę, że nie posiada dostatecznego wykształcenia, by sprostać zadaniu. Marek Budajczak uspokaja: "Na wcześniejszych etapach nauczania rodzice są w stanie poradzić sobie z wymogami programowymi bez większego trudu, niezależnie od poziomu swego formalnego wykształcenia, co nie oznacza, że nie muszą czasem strawić trochę czasu, żeby przygotować się do lekcji. Nam się to także zdarzało. Nikt z nas nie jest omnibusem, trzeba było niektóre rzeczy przejrzeć, a innych nauczyć się po raz pierwszy. Edukacja domowa ma więc walor edukacyjny i rozwojowy również dla rodziców. Na późniejszych etapach kształcenia dzieci stają się coraz bardziej edukacyjnie wyemancypowane. Potrafią się uczyć samodzielnie".

Ci, którzy odważyli się na ten krok, mówią, że to przygoda ich życia. Trudna, wymagająca poświęceń i ogromnego zaangażowania, ale dająca całej rodzinie niezwykłą frajdę, przestrzeń do zafascynowania się światem, zbudowania rodzinnych więzi, wspólnego formowania pasji i wykuwania charakterów. Homeschooling rzeczywiście jest pewną formą izolacji, ale to kontrolowane oddzielanie dziecka od niepokojących zjawisk, w których wcale nie musi uczestniczyć, by móc wzrastać ku mądrości i dojrzałości. Pani Anna mówi wprost:

Jeżeli w szkole jest coraz gorzej, to dlaczego mamy w to wkładać osoby, które najbardziej kochamy?.

 

Tekst ukazał się w dodatku specjalnym tygodnika wSieci.

 

P.S.

Istotę homeschoolingu doskonale opisuje amerykański dowcip. Jak dziecko edukowane domowo wymienia żarówkę? To proste. Najpierw mama przegląda książki na temat elektryczności, które wcześniej wypożyczyła z biblioteki, a dziecko przygotowuje model żarówki. Potem wspólnie zapoznają się z biografią Edisona, który zresztą sam był edukowany domowo, poznając przy tym historię oświetlenia. Następnie dziecko własnoręcznie robi lampion do swojej świeczki, po czym udaje się do sklepu wraz mamą, rodzeństwem czy kolegami, gdzie porównuje rodzaje żarówek i ich ceny. W myślach dokonuje obliczeń, ile żarówek może kupić za 20 złotych. Po dokonaniu zakupu, dziecko wraz z mamą i kolegami dyskutuje w domu nad postacią króla Bolesława Chrobrego, którego podobizna widnieje na banknocie dwudziestozłotowym. Potem poznają kraje, w których wciąż istnieje monarchia i pokazują je na mapie. A potem ...wymieniają spaloną żarówkę.

 

 

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.