Historia procesów ws. Bolka w Sejmie. Eksperci zaznaczali, że nie ma wątpliwości: Lech Wałęsa był tajnym współpracownikiem SB

Fot. M. Czutko
Fot. M. Czutko

Posłowie zasiadający w parlamentarnym zespole ds. obrony demokratycznego państwa prawa oraz w parlamentarny zespół ds. obrony wolności słowa spotkali się na wspólnym posiedzeniu poświęconym sprawie procesów sądowych, jakie wytaczane są Krzysztofowi Wyszkowskiemu przez Lecha Wałęsę. Poseł Adam Kwiatkowski, przewodniczący zespołu ds. obrony wolności słowa i inicjator posiedzenia, na wstępie zaznaczył, że gościa specjalnego nie trzeba nikomu przedstawiać.

Człowiek, który nie tak dawno w Gdańsku, w rocznicę objęcia urzędu przez śp. prof. Lecha Kaczyńskiego otrzymał Nagrodę im. Lecha Kaczyńskiego. Człowiek, który został wyróżniony nagrodą im. Grzegorza I. Człowiek, którego nie trzeba więcej i zdaje się nikomu przedstawiać

- mówił Kwiatkowski. Po przywitaniu wszystkich zgromadzonych poseł oddał głos gościowi, Krzysztofowi Wyszkowskiemu.

Na wstępie bohater walki o wolną Polskę podziękował za zaproszenie i możliwość "zapoznania zebranych oraz opinii publicznej ze sprawą procesów". Wskazywał, że chociaż to on siedzi na ławie oskarżonych, to sprawa jego procesów "dotyczy milionów Polaków, którzy chcą móc mówić prawdę o historii, o sprawach polskich". Wskazywał, że to dlatego z takim uporem walczy ws. procesów, jakie wytacza mu Lech Wałęsa.

Wyszkowski w czasie swojego wystąpienia przypomniał historię procesów, jakie wytaczał mu Wałęsa. Wyszkowski przypomniał, że wszystko zaczęło się od nadania Wałęsie statusu pokrzywdzonego przez IPN. Wyszkowski wskazywał, że "Wałęsa wymusił nadanie mu statutu pokrzywdzonego przez Kieresa".

Wałęsa otrzymał status i wytoczył mi proces za stwierdzenie, w którym mówiłem, że nadanie statutu jest nieuzasadnione, ponieważ prawo zabrania takiej decyzji w stosunku do osób, które działały w opozycji, a potem współpracowały z SB

- mówił Wyszkowski, przypominał, że on jedynie "przedstawiał stan prawny, a mimo tego Lech Wałęsa wytoczył proces".

Założyciel Wolnych Związków Zawodowych tłumaczył, że jego pierwszy proces rozpoczął się w styczniu i "natychmiast się zakończył".

To było kuriozum. Sędzina, bez postępowania, bez procesu, zamykając mi usta skazała mnie i nakazała przeprosiny. Uznała, że sąd w 2000 roku już sprawdzał, czy Lech Wałęsa był tajnym współpracownikiem SB o ps. Bolek. Odrzucono wszystkie moje wnioski, sąd nie pozwolił na przesłuchanie świadków

- przypominał Wyszkowski.

Zaznaczał, że odwołał się od pierwszego wyroku, a apelacja została uwzględniona.

Sąd przyjął moją argumentację, że wyrok sądu lustracyjnego nie może być brany pod uwagę w procesie cywilnym

- wskazywał Wyszkowski.

Gość zespołów parlamentarnych wskazywał, że w ponownym procesie sąd znów dokonał tego samego, co wcześniej. Nie uwzględniono wnisków Wyszkowskiego, nie pozwolono mu na korzystanie z usług adwokata, nie przesłuchano świadków zgłoszonych przez pozwanego.

Sprawa się jeszcze pogorszyła, ponieważ miałem wpłacić większą nawiązkę niż poprzednio. I znów w apelacji wyrok został zwrócony, uznano bowiem, że nie można odmawiać dostępu do adwokata

- tłumaczył Wyszkowski.

Kolejny proces, o jakim mówił, Wyszkowski zakończył się wyrokiem korzystnym dla niego. Pozew oddalono, zwolniono go z wszelkich opłat itd.

Sąd uznał, że argumentacja, której użyłem, jest w pełni uzasadniona. Sąd w prawdzie zaznaczył, że badał jedynie moją wypowiedź, nie oceniał czy Lech Wałęsa jest agentem, czy nie jest. Tę sprawę wygrałem

- wyjaśniał.

Jednak to nie był koniec problemów Wyszkowskiego i jego procesów. Tym razem odwołanie złożył Wałęsa i sprawa znów trafiła do apelacji. Tym razem sąd drugiej instancji wykazał się zupełnie kuriozalnym myśleniem i podejściem do sprawy.

Sąd potwierdził wyrok sądu pierwszej instancji, że ja badałem należycie sprawę, ale uznał, że Lech Wałęsa jest znaną osobistością, a moja wypowiedź zrobiła mu przykrość i trzeba go przeprosić. Sąd użył również sformułowania, że dowodów na agenturalną przeszłość Lech Wałęsę nie ma i nie było

- mówił Wyszkowski.

Wskazywał, że w tym wyroku on nie otrzymał konieczności zapłacenia czegokolwiek, a jedynie nakazano mu zamieszczenie przeprosin w mediach. Wyszkowski wskazał jednak, że nie ma zamiaru przepraszać, ani płacić za emisję przeprosin, jakie w jego imieniu zamówił Lech Wałęsa.

Po tylu latach zaangażowania w życie publiczne, nie mogę się zgodzić na coś, co naruszy moje zaufanie i wiarygodność

- tłumaczył Wyszkowski, zaznaczając, że na uznanie wyroku ws. Wałęsy nie może również z racji pamięci o krzywdzie, jaką wyrządził TW Bolek.

Lech Wałęsa był tajnym współpracownikiem, krzywdził kolegów. Cierpiały przez to również ich żony i dzieci. Ucierpiały na tym również losy Polski. Być może, gdyby nie zaangażowanie Wałęsy we współpracy z SB, losy Polski byłyby inne, późniejsze decyzje Wałęsy byłyby inne

- wskazuje lider Wolnych Związków Zawodowych.

Wyszkowski poinformował, że nie składa broni i skierował do sądu wniosek o ponowne zbadanie sprawy "Bolka". Wnioskiem ma się zająć sąd w Gdańsku 15 stycznia.

Sąd zdecyduje, czy podjąć na nowo sprawę i ją rozstrzygnąć, czy też nie przyjąć wniosku i sprawę pozostawić na tym etapie, jaki jest dziś

- mówił Wyszkowski.

Na koniec Wyszkowski przytoczył sytuację z 2010 roku. Wtedy zaczął się kolejny proces przeciwko niemu.

Sędzia uznała moje wnioski o przesłuchanie świadków, w tym kpt. Graczyka. W tym momencie doszło do diametralnej zmiany, Lech Wałęsa ogłosił, że wycofuje się z procesu. Strach Wałęsy przed postępowaniem dowodowym najlepiej widać po właśnie tej sprawie. Ja nie mogłem domagać się procesu, gdy Wałęsa nie chciał go dalej prowadzić

- mówił Wyszkowski.

Po nim głos zabrał Antoni Macierewicz, który zreferował wyniki swoich prac, jako szefa MSW. W 1992 roku, gdy Macierewicz pracował na realizacją uchwały lustracyjnej, zapoznawał się m.in. z dokumentami dotyczącymi Lecha Wałęsy.

Krzysztof Wyszkowski za to, że przywołuje ustalone przez ustawy realia, jest stawiany przed sądem. (...) Fakt, że istnieją dokumenty potwierdzające współpracę Lecha Wałęsy z SB zostało ustalone w tym gmachu, w Sejmie. Najpierw przez MSW, potem w formie dokumentu sejmowego

- zaznaczył Macierewicz. Dodał, że na mocy uchwały z 92 roku rozpoczął badanie przeszłości osób publicznych w Polsce:

Obejmując stanowisko MSW na pierwszej konferencji wskazałem, że poza kwestiami związanymi z bezpieczeństwem codziennym obywateli, moim pierwszym zadaniem będzie oczyszczenie organów państwa polskiego z ludzi związanych ze strukturami bezpieczeństwa PRL i tajnych współpracowników. To był główny motyw rządu Jana Olszewskiego. Głównym naszym motywem było bezpieczeństwo państwa polskiego. Było oczywiste, że lustracji będą podlegali najważniejsi ludzie w Polsce.

Macierewicz wskazywał, że Lech Wałęsa jako prezydent RP był informowany wielokrotnie o tym, że będzie objęty procedurą lustracji.

Przeprowadziliśmy przynajmniej trzy rozmowy na temat lustracji. W ramach tych rozmów uprzedzałem Lecha Wałęsę, że ten problem jest bezdyskusyjny. Do jego propozycji oddałem opracowanie rozwiązania jego problemu. To, że on był, było oczywiste. Oddawałem Lechowi Wałęsie możliwość uprzedzającego działania. Wiedziałem, że jego publiczna deklaracja spowoduje rozwiązanie problemu. W toku rozmów Wałęsa formułował różne koncepcje, np. sugerował, by działanie lustracyjne objęło tylko tajnych współpracowników działających po 1980. To jednak nie było możliwe

- mówił Macierewicz.

Zaznaczył, że jako szef MSW miał wgląd w dokumenty dotyczące Wałęsy. Najważniejsze były oryginały dokumentów rejestracyjnych.

One zostały potem przekazane Lechowi Wałęsie i ukryte, zniszczone lub coś innego z nim się stało. One już nie są częścią materiałów zgromadzonych przez państwo

- wskazywał poseł PiS.

Zaznaczał, że w czasie prac zgromadzono wiele innych dokumentów dotyczących związków Wałęsy z SB. Wskazywał m.in. na pierwszą listę - sporządzoną w listopadzie 1980 - osób przeznaczonych do internowania. Przy każdym nazwisku znajdowały się adnotacje dotyczące związków danej osoby z SB. W dokumentach Lecha Wałęsy zaznaczono, że był on tajnym współpracownikiem. Macierewicz dodawał, że miał również wgląd w oryginały donosów, jakie Wałęsa sporządzał.

Miałem dostęp do oryginałów, do poszczególnych materiałów agenturalnych oraz donosów. To wszystko sprawiło, że nazwisko Lecha Wałęsy zostało włączone do listy przygotowanej na podstawie uchwały lustracyjnej

- zaznaczał Macierewicz.

Dodawał, że z racji pozycji prezydenta RP dane dotyczące jego trafiły do jedynie najważniejszych instytucji w Polsce.

Macierewicz wskazywał również na standardy, jakie panowały przy opracowywaniu uchwały. Przypomniał, że przed uchwałą lustracyjną dostęp do archiwów był nieregulowany, a zasady były nie przejrzyste. Dostęp do archiwów mieli jedynie znajomi ministrów. Jak wskazywał na takie zasadzie dostęp do akt miał Adam Michnik, który bez kontroli korzystał z zasobów archiwum. Natomiast każda osoba, której nazwisko miało się znaleźć na liście była o tym informowana oraz miała możliwość zapoznania się z materiałami na swój temat.

Piotr Naimski, obecny poseł PiS, były szef UOP wskazywał natomiast, że dane dotyczące Lecha Wałęsy otrzymał od swojego poprzednika, Jerzego Koniecznego.

Przekazał mi on kopertę zapakowaną przez Andrzeja Milczanowskiego, gdy tamten opuszczał urząd na początku stycznia 1992. Natychmiast poinformowałem swojego zwierzchnika, czyli szefa MSW. Kiedy tę kopertę otworzyliśmy, zastaliśmy w niej dokumenty, opisane przez posła Macierewicza

- wyjaśniał Naimski.

Zaznaczył, że do spisu przedstawionego przez posła Macierewicza warto dodać jeszcze jeden dokument - wpis z dziennika rejestracyjnego z datą 29.12.1970 nr rej 12535 i datą złożenia do archiwum dokumentacji dot. TW Bolka - 19.06.1976.

Gdy okazało się, że wykonanie uchwały lustracji w czerwcu 1992 może skutkować zmianą na stanowisku szefa MSW i UOP, powołałem specjalną komisję, składającą się z 6 osób. Wśród nich był m.in. Konstanty Miodowicz. Ta komisja miała przejrzeć i sporządzić protokół z natury. Ona miała zbadać dokumenty, dotyczące przeszłości Lecha Wałęsy i jego związków z SB. Komisja sporządziła protokół. On został podpisany przez wszystkich członków komisji. On został wysłany przeze mnie do wielu instytucji i złożony w aktach. Protokół był opatrzony gryfem tajności, powstało 5 egzemplarzy. Miałem świadomość, że może się okazać, że nasi następcy będą niechętni, by zawartość archiwów dot. Wałęsy, była publiczna. Spodziewałem się, że mogą w tej sprawie być dokonywane matactwa. (...) Sposób utrwalenia prawdy był na tyle skuteczny, że panowie Cenckiewicz i Gontarczyk pracując nad swoją książką odnaleźli ten protokół

- tłumaczył Naimski.

Zaznaczył, że nie uprawnione są stwierdzenia mówiące, że SB sfałszowała całą dokumentację dotyczącą Wałęsy.

Obecny na posiedzeniu historyk Sławomir Cenckiewicz wskazywał z kolei, że warto zwrócić uwagę na historię przeszłości Wałęsy i jej losy w III RP. Wskazywał, że po brakowaniu dokumentów dotyczących Wałęsy trzy osoby usłyszały zarzuty. Chodziło o Koniecznego, Gromosława Czempińskiego oraz Andrzeja Milacznowskiego.

Jednak w wyniku nacisków prokurator Nowak musiała się wycofać z zarzutów. O tym warto pamiętać, gdy mówimy o historii odtworzenia historii współpracy Wałęsy z SB

- wskazywał Cenckiewicz. Zaznaczył, że nikt nie poniósł odpowiedzialności za niszczenie dokumentów.

Historyk, który był współautorem książki IPN opisującej agenturalną przeszłość Wałęsy, wskazywał, że po jej publikacji organa ścigania zajęły się autorami książki.

Po publikacji IPN myśmy się stali obiektem działań prokuratury. Wzywano nas wiele razy na przesłuchania. Szczegóły tej sprawy mogą dziwić

- wskazywał Cenckiewicz.

Zaznaczył, że w czasie pracy nad książką o Wałęsie największym zadaniem autorów było znalezienie nowych materiałów dotyczących byłego prezydenta.

To była jedna z najważniejszych spraw, jakie stanęły przed nami, jako autorami książki o Wałęsie. Znaliśmy materiał sądu ws. lustracji Wałęsy, znaliśmy inne materiały z tym związane

- mówił historyk i wskazywał, że on oraz Piotr Gontarczyk mieli świadomość, że dokumentacja na ten temat była niszczona.

W książce zamieściliśmy spis dokumentów, które udało nam się pozyskać, a które nie były znane sądowi w czasie procesu lustracyjnego. To ważne w kontekście komentarzy krytyków naszej książki, którzy mówili, że nie ma żadnych nowych materiałów w stosunku do wiedzy sądu z 2000 roku

- tłumaczył Cenckiewicz.

Wskazywał, że już po ich publikacji okazało się, że sąd nie był nawet w stanie sprawdzić rzetelnie, co dzieje się ze świadkami tej sprawy.

Mówię choćby o sprawie kpt. Edwarda Graczyka. Graczyk zwerbował Wałęsę i był jego pierwszym oficerem prowadzącym. On był niezwykle ważnym świadkiem. Sąd uznał jednak w 2000 roku, że nie jest w stanie przesłuchać Graczyka, ponieważ on nie żyje. Jedynym błędem autorów książki o Wałęsie było uznanie, że sąd wie najlepiej, czy świadek żyje czy nie. Okazało się, że nawet w tej sprawie sąd lustracyjny się pomylił

- tłumaczył Cenckiewicz.

Zaznaczał, że Graczyk został przesłuchany ws. śledztwa dot. kompromitacji Wałęsy ws. Nagrody Nobla.

Graczyk powiedział, że wypłacał Wałęsie pieniądze, że spotykali się wielokrotnie ws. tego, jak rozładować napięcie w Gdańsku

- mówił historyk.

Cenckiewicz wskazywał na koniec, że w sprawie Wałęsy co chwilę pojawiają się nowe dokumenty. Jeden z nich - przywołany przez Cenckiewicza - to pochodził z czeskich archiwów. Cenckiewicz otrzymał go od czeskiego odpowiednika IPN.

Na koniec pierwszej części posiedzenia głos zabrał również Piotr Woyciechowski, biorący udział w procesie lustracji w 1992 roku. Woyciechowski wskazuje na bardzo ważną wiadomość, ustaloną w czasie prac:

Chodzi o notatkę przygotowaną przez Miodowicza. To była notatka przygotowana na podstawie źródła w ambasadzie Rosji w Polsce. Tam znalazło się stwierdzenie, że dokumentacja na temat Wałęsy jest w dużej mierze składowana poza granicami kraju. Ich badanie grafologiczne miałoby pokazać prawdziwość tych dokumentów. Do dziś ta sprawa nie została wyjaśniona. Sądzę, że dotarcie do tej sprawy, może być jedną z ostatnich możliwości wyjaśnienia historii Wałęsy

- tłumaczył.

Po tym wystąpieniu nastąpiła krótka dyskusja oraz przyjęcie wspólnego stanowiska zespołów.

Pod koniec posiedzenia głos zabrał również senator Pęk, którzy zwrócił się do Krzysztofa Wyszkowskiego:

Ten proces nie dotyczy tylko red. Wyszkowskiego. Ten proces ma niesamowite znaczenie dla wyjaśnienia i rozumienia historii. Sprawa Wałęsy była jedną z niesłychanie ważnych przyczynków związanych z powstaniem państwa w państwie, jakie mamy obecnie.

Adam Kwiatkowski kończąc posiedzenie zespołu powiedział Wyszkowskiemu:

Jesteśmy z Panem!

Wystąpienia na posiedzeniach zespołu wskazują z jak wielkim dramatem mamy do czynienia. Krzysztof Wyszkowski za mówienie prawdy jest niszczony, choć wszyscy - również ci, którzy tworzą dziś PO i mają wpływ na atmosferę i politykę w Polsce - są świadomi, że Wyszkowski ma rację...

Stanisław Żaryn

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.