NASZ WYWIAD. Macierewicz: Mogę powtórzyć, że stwierdzono liczną obecność materiału wybuchowego. Płk Szeląg przebił teorię o pancernej brzozie

Fot. PAP / Rafał Guz
Fot. PAP / Rafał Guz

Czy to prawda, że zespół parlamentarny dysponuje wiedzą potwierdzającą wczorajszą publikację „Rzeczpospolitej” i podważającą wersję prokuratury?

Informacje, które posiada zespół parlamentarny są niezależne od wiedzy prokuratury i w tym sensie niezwiązane z nią, że nie mam najmniejszych podejrzeń, by mogły pochodzić z tego samego źródła czy mogły dotyczyć tych samych osób. Za to są one analogiczne, dużo obszerniejsze i dużo bardziej precyzyjne – zwłaszcza w zarówno opisie części, na których znaleziono materiały wybuchowe, jak i w opisie metodologii, która się posługiwano przy identyfikacji tych materiałów oraz co do tego, w jakim zakresie prokuratura dysponuje tu, w Polsce, materiałem weryfikującym czy potwierdzającym swoje ustalenia. Tak więc na tej podstawie stwierdzam, że to są zupełnie inne źródła, inne podstawy, przekonania, iż taki materiał wybuchowy w licznych miejscach stwierdzono.

 

Materiał wybuchowy czy też molekuły, które mogą pochodzić od innych substancji – pestycydów bądź kosmetyków, jak sugerował wczoraj płk Szeląg?

Mówimy o obecności śladów materiału wybuchowego, a nie zagęszczonych jonów. Oczywiście stwierdzanie istnienia zagęszczonych jonów zapewne wchodzi w zakres sposobu działania urządzeń, jakimi się posługiwano. Nie chcę w to wchodzić, bo nie mam tak dużej na ten temat wiedzy, jak pan Szeląg. Ale nie ma wątpliwości, że będąc tam na miejscu i redagując rodzaj protokołu wzajemnego między stronami z oględzin miejsca zdarzenia, prokuratura i biegli dokonywali stwierdzeń, a nie tylko przypuszczeń o prawdopodobieństwie obecności bardzo dużych skupisk śladów materiału wybuchowego. Mogę więc powtórzyć, że stwierdzono liczną obecność materiału wybuchowego.

 

Kiedy to się działo?

W czasie ostatniej wizyty prokuratorów i biegłych w Rosji.

 

Czyli według pana, płk Szeląg nie przekazał nam pełnej wiedzy i już tam na miejscu i Polacy i Rosjanie zgodzili się, że znaleziono materiał wybuchowy?

Nie mogę tak sformułować tego stwierdzenia. Nie wiem, czy obie strony się na coś zgadzały. Wiem zaś, że wyniki działań ekipy polskiej zostały podsumowane jako wykrycie materiału wybuchowego. I zostało to w odpowiedni sposób odnotowane na przygotowywanym protokole oględzin miejsca zdarzenia.

 

Czy to znaczy, że istnieje jakiś dokument potwierdzający te ustalenia i prokuratura jest w jego posiadaniu?

Nie wiem, czy dokument, czy też jego pierwowzór, jakiś projekt. Trzeba tu ważyć słowa, by nie musieć wysłuchiwać specyficznych sprostowań pana prokuratora Szeląga. On jest biegły w kazuistyce, w analizie językowej. Powiedział wczoraj, że nie jest prawdą, iż zaprzeczył istnieniu materiału wybuchowego. Nie, nie. On tylko powiedział, że go nie stwierdzono. A nie stwierdzono go, bo nie zakończono jeszcze badań. O stwierdzeniu będzie można mówić dopiero wtedy, gdy zakończone będą badania. Słowo "stwierdzenie" dotyczy procesowego zagwarantowania, że coś takiego miało miejsce. Tę gwarancję prokurator może dać po zakończeniu wszystkich półrocznych badań.

 

A do tego czasu, nie jest w stanie rozróżnić kosmetyków od środków wybuchowych.

Gdyby było tak, jak przekazała nam wczoraj prokuratura, jak przekazał nam płk Szeląg, to istnienie i używanie tych urządzeń byłoby zupełnym absurdem. Wyobraża sobie pan sytuację, w której przed wejściem na lotnisko czeka się pół roku, żeby przyrząd stwierdził, czy istnieje materiał wybuchowy na ubraniu czy w walizce pasażera czy też nie. Przecież to nawet nie jest groteskowe. Uważam, że pan Szeląg wczoraj przebił teorię pancernej brzozy. To, co zaprezentował jest jeszcze bardziej absurdalne niż to, co zaprezentowała prokuratura i komisja pana Millera odnośnie pancernej brzozy. Ale największym fenomenem jest to, że szereg mediów uważa to za wiarygodne. Podobnie wielu polityków, który uważają, że to skuteczna argumentacja i tak, jak oszukano opinię publiczną odnośnie teorii o zderzeniu z drzewem, tak dzisiaj przekonuje się przy pomocy absurdów o używaniu przez biegłych urządzeń, które nie wykrywają skupisk materiałów wybuchowych, a tylko zagęszczonych jonów i przez pół roku nie są w stanie stwierdzić, z jaką substancją mamy do czynienia.

 

Bo może to być – jak twierdzi pułkownik – zarówno trotyl, jak i kosmetyk.

Ta wersja wydaje mi się szczególnie interesująca. Na pewno urządzenia, które nie rozróżniają trotylu od kremu cieszą się na rynku specjalistycznych firm współpracujących z prokuraturą czy portami lotniczymi dużą popularnością. To osiągnięcie polskich śledczych w wydaniu pana Szeląga.

 

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.