"Współczesna demokracja zdecydowała się zaatakować uczelnie jako ostatnie siedliska arystokracji i umasowić je jak wszystko inne"

O problemach polskiego szkolnictwa wyższego powiedziano w ostatnich latach sporo. Jednak wśród (prawdziwych) narzekań na katastrofalny – i stale obniżający się – poziom nauczania, (fałszywych) utyskiwań na brak pieniędzy oraz dywagacji o szczegółach instytucjonalnych, umyka zazwyczaj istota sprawy. Jest nią przeprowadzony w ostatnich dekadach na Zachodzie frontalny atak na ideę i instytucję tradycyjnego uniwersytetu jako autonomicznej wspólnoty poszukiwania prawdy, zwieńczony jego wielowymiarową degradacją.

Po pierwsze, uniwersytet zostaje podporządkowany żywiołom rynku i demokracji. Współczesny kapitalizm postanowił zawładnąć Akademią jako znakomitym narzędziem własnej reprodukcji – i produkcji fachowców potrzebnych do utrzymania w ruchu machiny pomnażania pieniądza. Współczesna demokracja zdecydowała się zaatakować uczelnie jako ostatnie siedliska arystokracji i umasowić je jak wszystko inne. Rzecz nie w zgodzie lub niezgodzie na kapitalizm i demokrację, ale w tym, że uniwersytet im podporządkowany nie jest już autonomiczny. A sprowadzony do roli narzędzia panującej ideologii traci zdolność do wywiązywania się ze swojego podstawowego obowiązku, jakim od zawsze było zaopatrywanie społeczeństwa w prawdę o nim samym.

Po drugie, szkoła wszystkich szczebli straciła na rzecz mass mediów status głównego wychowawcy. To przede wszystkim kontrolowane przez wielkie grupy kapitałowe ekrany i szpalty, ze swoimi bohaterami-celebrytami, kształtują dziś moralność i osobowość. W efekcie – jak pisze Andrzej Maśnica – „nie idee Platona, ale opinie Kuby Wojewódzkiego organizują dziś wyobraźnię uczniów i nauczycieli”.

Po trzecie wreszcie, uniwersytet sam się degraduje, godząc się na rezygnację z kształtowania charakterów i wiedzy na rzecz umiejętności, na podważenie idei prawdy, na hiperspecjalizację. Dominujące prądy intelektualne, niezależnie od intencji, sprowadzają bowiem Akademię do podzielonej na wąskie dziedziny – de facto osobne, rzadko komunikujące się ze sobą szkoły – fabryki operatorów poszczególnych instytucji systemu politycznego i gospodarczego. Nawet nauczyciel (a co dopiero student) przypomina tu coraz bardziej ściśle wyspecjalizowanego filistra, potrafiącego zabłysnąć w swojej dziedzinie, ale we wszystkich pozostałych – w czym zapowiedź nowoczesnego barbarzyństwa dostrzegał już José Ortega y Gasset – prezentującego tę samą ignorancję co zwyczajny człowiek masowy.

Pozostaje więc wprawdzie uniwersytet kuźnią elit, ale nie dajmy się zwieść pozorom: to już głównie elity w sensie opisowym. Współczesny filozof czy historyk (nie wspominając o cieszącym się nieporównanie wyższym prestiżem finansiście czy prawniku), wychowany w kulcie normatywnego status quo, zredukowany do roli trybiku w machinie reprodukcji i zdegradowany do pariasa, niezmiernie rzadko aspiruje, a jeszcze rzadziej jest w stanie wygenerować myśl ogarniającą całokształt spraw ludzkich. W ten sposób kryzys uniwersytetu przekłada się na zanik elit zdolnych do mierzenia się z coraz poważniejszymi problemami skali cywilizacyjnej.

W Polsce jest pod tym względem szczególnie źle, zwłaszcza z powodu konsekwentnie prowadzonej przez wszystkie rządy po 1989 r. polityki umasowienia, która wkrótce ma nam dać najwyższy na świecie odsetek absolwentów tego, co zostało z dawnych uczelni.

Będące mottem tego numeru „Rzeczy Wspólnych” pytanie o koniec uniwersytetu jest więc jednym z najbardziej dramatycznych wyzwań cywilizacyjnych. Ilustrują to do pewnego stopnia pozostałe działy tematyczne: „Nowa Jałta” i „Rozbroić bombę demograficzną”. W pierwszym pokazujemy gwałtowne pogorszenie się polskiej sytuacji międzynarodowej, wyznaczane przez rywalizację amerykańsko-chińską, wycofanie się USA z Europy, zbliżenie Waszyngtonu i Moskwy oraz Rosji i Niemiec, przywołujące ponure skojarzenia z przeszłości. W drugim kontynuujemy, podjęte w szóstym numerze „RW’, rozważania o możliwościach odwrócenia katastrofalnej tendencji demograficznej.

Oba wyzwania wymagają elit – intelektualnych i politycznych – na wysokim poziomie. Skąd je wziąć w sytuacji demontażu uniwersytetu? W „RW” sądzimy, że pierwszym krokiem powinien być świadomy powrót do wszechstronnego kształcenia w reanimowanej ostatnio w różnych krajach tradycji sztuk wyzwolonych.

Zapraszamy do wspólnego namysłu.

Bartłomiej Radziejewski, redaktor naczelny

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.