Rodziny ofiar katastrofy smoleńskiej zwierają szeregi. Chcą kolejnych ekshumacji i niezależnych ekspertów

fot. PAP/Radek Pietruszka
fot. PAP/Radek Pietruszka

Rodziny ofiar katastrofy smoleńskiej zapowiadają kolejne wnioski o ekshumacje. Będą się też domagały udziału swoich ekspertów w badaniach sądowo-lekarskich, oraz naciskać na utworzenie międzynarodowej komisji. Bliscy ofiar upoważnią się także nawzajem do dostępu do akt prokuratorskich. Takie ustalenia zapadły na dzisiejszym posiedzeniu zespołu parlamentarnego ds. badania przyczyn katastrofy smoleńskiej.

Dzisiejsze posiedzenie zespołu parlamentarnego badającego przyczyny katastrofy smoleńskiej miało niezwykle emocjonalny przebieg. Rodziny ofiar odniosły się do wydarzeń wokół ekshumacji Anny Walentynowicz i Teresy Walewskiej - Przyjałkowskiej. Oceniały też reakcje premiera, marszałek Ewy Kopacz a także sejmowe wystąpienie Andrzeja Seremeta.

Do sejmu przybyły dziś nawet te rodziny ofiar, które na co dzień nie uczestniczą w jego pracach m.in Sebastian Putra, Lucyna Gągor, Joanna Racewicz, Beata Lubińska, Grzegorz Januszko. Spotkanie rozpoczęło się od wystąpienia Janusza i Piotra Walentynowiczów oraz brata i siostrzeńca Teresy Walewskiej – Przyjałkowskiej. To im prokurator Andrzej Seremet zarzucił, że pomylili się w identyfikacji ciał swoich bliskich. Rodziny kategorycznie odrzuciły te oskarżenia. Janusz I Piotr Walentynowiczowie emocjonalnie ale bardzo szczegółowo zrelacjonowali swój pobyt w Moskwie i przebieg identyfikacji.

CZYTAJ TAKŻE: Niezwykle emocjonalna relacja Janusza Walentynowicza. "Wypowiedzi Seremeta były traktowane jak słowa guru"

Również bliscy Teresy Przyjałkowskiej-Walewskiej są pewni, że ciało rozpoznali właściwie. Potwierdzili, że pierwsze okazane im ciało rozpoznali bez wahania jako ciało Anny Walentynowicz. Również oni zapamiętali, że nie miało ono praktycznie żadnych uszkodzeń. Swoją ciocię znaleźli znacznie później.

Dwa następne okazania – nietrafne. Późnym wieczorem, po kolejnej selekcji po przeglądaniu zdjęć – wytypowaliśmy ciało jako ciało nr 95. I to zostało nam pokazane. Weszliśmy razem z wujkiem. Siostra nie. Zidentyfikowaliśmy ciało naszej cioci. Miała bardzo zdeformowane stopy. Cierpiała na haluksy - bardzo silne. My o tym wiedzieliśmy. Ciocia chodziła w butach ortopedycznych. To schorzenie bardzo jej utrudniało życie. Gdy opowiadaliśmy o cioci – to powtarzaliśmy to za każdym razem

- relacjonował pan Jerzy Wojtczak, siostrzeniec ofiary.

To czwarte ciało - nie miało twarzy, właściwie nie miało nawet czaszki

– uzupełnił jego relację Antoni Wolański cioteczny brat pani Teresy. Dla pewności więc wuj i siostrzeniec zwrócili się do Ewy Kopacz o przeprowadzenie badań DNA. Rano otrzymali potwierdzenie, że takie badanie zostało przeprowadzone i że potwierdza identyfikację.

Krewni Teresy Wolańskiej byli przekonani, że pochowali właściwą osobę. Ubolewali, że prokuratura zwróciła się do nich tak późno o zweryfikowanie rosyjskich dokumentów.

Gdy likwidowaliśmy mieszkanie cioci natrafiliśmy na zdjęcia rentgenowski, ale zniszczyliśmy je, bo nie myśleliśmy, że będą potrzebne. Dwa miesiące później prokuratura zapytała, czy nie mamy takich zdjęć. Spóźnili się o dwa miesiące...

- opowiadali.

Ale ostatnią rzeczą której mogliśmy się spodziewać, że źle rozpoznano panią Walentynowicz. Nie braliśmy w ogóle pod uwagę, że zostało zamienione

– podkreślił Wojtczak.

Kolejne wystąpienia były nie mniej emocjonalne

Beata Gosiewska, wdowa po Przemysławie Gosiewskim stwierdził, że ekshumacja jej męża potwierdziła jego tożsamość, ale też ujawniła skalę nieprawidłowości rosyjskich sekcji, które określiła jako "barbarzyństwo".

Wiedziałam, jak to śledztwo jest skandalicznie prowadzone od początku. Ale nie sadziłam, że prokurator jest zdolny do tego żeby w sejmie powiedzieć, że to rodziny są odpowiedzialne. Jasno już widać, że na uczciwe śledztwo liczyć nie możemy

– mówiła Gosiewska.

My nie chcemy zemsty. My nawet nie potrafimy kogokolwiek oskarżać. Interesuje nas prawda i elementarne poczucie, że żyjemy w państwie, w którym obowiązuje prawo, o elementarną sprawiedliwość

- dodała.

Jeszcze ostrzejszą ocenę wydarzeń przedstawił Dariusz Fedorowicz, brat tłumacza Lecha Kaczyńskiego, Aleksandra Fedorowicza:

W tej chwili nikt z nas nie może być pewien kogo pochowaliśmy

– powiedział.

Oświadczył też,że nie przyjmuje wygłoszonych w Sejmie przeprosin premiera Donalda Tuska i marszałek Ewy Kopacz:

Chciałbym podziękować premierowi za przeprosiny. Premier oświadczył,że bierze na siebie pełną odpowiedzialność. Jaka to jest odpowiedzialność? Premier odpowiedzialny powinien podać się do dymisji

– oświadczył.

I złożył dramatyczne wyznanie:

Tak, nie byłem w Moskwie. Pojechać nie mogłem, bo miałem chorego ojca. Doszedłem do wniosku,że bratu już nie pomogę ale mogę pomóc jeszcze ojcu. Ale liczyłem, że państwo polskie zadba, że będziemy mogli być spokojny, że śledztwo będzie prowadzone w sposób prawidłowy, rzetelny i wiarygodny. A ono ma być tylko wiarygodne. Stąd zabiegi medialne

– stwierdził Fedorowicz.

Mówił też o tym, że jako lekarz od początku miał wiele zastrzeżeń do rosyjskiej dokumentacji sekcyjnej oraz, że konsultował kwestie przeprowadzania badań po ekshumacjach ze specjalistami w tej dziedzinie.

Im większy zespół ekspertów – tym wyższa wiarygodność. Dlaczego zrezygnowano dotąd z udziału międzynarodowych ekspertów – nie wiem...

Andrzej Melak przypomniał z kolei, że ciało brata, które mu okazano nosiło już ślady sekcji.

Brat wyglądał jak by spał, ale nosił ślady sekcji. Blizna – szyta na okrętkę. Otrzymałem świadectwo zgonu – z adnotacją data śmierci godz. Śmieci 10.52 – relacjonował. To znamienne, skoro ustalono, że katastrofa miała miejsce o 10.41

– podkreślił.

Zdaniem Melaka rodziny powinny złamać prokuratorski zakaz ujawniania akt śledztwa.

Wydaje mi się, że my, wszystkie rodziny powinniśmy złamać prokuratorski zakaz w aktach – i mówić to co tam jest to co nas boli. Bo to co tam jest jest toczka w toczkę jak śledztwo katyńskie

– mówił.

Z kolei syn Krzysztofa Putry potwierdził, że na własne uszy słyszał informację o tym, że w Polsce nie będzie można otwierać trumien. Padła na spotkaniu z rodzinami 11 kwietnia:

Był minister Arabski i Ewa Kopacz. Był taki wstęp, który był potrzebny, bo rodziny nie wiedziały czego się spodziewać. I na koniec padło sformułowania: Po przekroczeniu granicy trumien nie będzie można otwierać. Będą ocynkowane. Potwierdził to potem urzędnik ambasady.

Opowiedział też o okolicznościach identyfikacji swojego ojca. Najpierw z bratem musiał obejrzeć zdjęcia wszystkich ofiar. Nie znalazł na nich ojca. Dopiero potem przedstawiono im listę na której znajdowały się nazwiska wstępnie zidentyfikowanych ciał.

Ku mojemu zdziwieniu było napisane Krzysztof Jakub Kutra ( była literówka). To ciało zostało nam okazane – to było ciało ojca. Wszystko było tak jak trzeba. Ciało było rozpoznawalne. Ale pamiętam potworny grymas na twarzy, którego do końca życia nie zapomnę

- powiedział.

Według Putry w Moskwie przy identyfikacjach panował chaos i bałagan. Urzędnicy starali się być pomocni ale często nie wiedzieli co robić. Psycholodzy mdleli przy okazywaniu ciał a Tomasz Arabski stał blady pod ścianą i nie wiedział co robić.

To my mieliśmy ich poklepywać po plecach? To my byliśmy w traumie. To od nich oczekiwaliśmy fachowości

– mówił Putra.

Jadwiga Gosiewska, matka Przemysława Gosiewskiego – sformułowała dramatyczny apel

Zróbmy coś, zacznijmy działać. Nasi bliscy, mój syn, prezydent zasługują na to, by ci którzy nie dopełnili obowiązków – zostali ukarani!

Zdaniem mecenasa Stefana Hambury po tych dwóch ekshumacjach można powiedzieć, że prokuratura nie radzi sobie ze śledztwem.

- To są żołnierze, którzy są przyzwyczajeni do przyjmowania i wykonywania rozkazów. A tu są potrzebni prokuratorzy z otwartym umysłem z pewną dozą fantazji

– mówił.

Wystąpienie Andrzeja Seremeta uznał za przekroczenie wszelkich standardów.

Ten bezprecedensowy atak prokuratora generalnego na rodzinę moich mocodawców jest niepojęty. To był atak tonącego!

Ostro skrytykował też zachowanie członków rządu:

Czy pan premier pojechał do Moskwy jako historyk, który zbierał materiały do książki "Jak oddałem śledztwo smoleńskie"? Jak doktor Ewa, która pojechała wspierać tam polskie rodziny?Tomasz Arabski też nie pojechał jako dziennikarz. Byli przedstawicielami państwa polskiego,. Wszyscy oblali egzamin. Dwója i to na a oczach Europy i świata

- oświadczył Hambura.

Przedstawiciele rodzin postanowili zacieśnić współpracę w sprawie wyjaśniania katastrofy. Temu między innymi ma służyć wzajemne upełnomocnienie do wglądu do prokuratorskich akt. Taki zabieg ma po pierwsze poszerzyć wiedzę poszczególnych osób i ograniczyć manipulacje prokuratury.

ansa

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.