Debaty o edukacji ciąg dalszy. "Jaki będzie efekt tego szkalowania, tych wyliczanek finansowych, tej niekonstruktywnej krytyki?"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. sxc.hu
Fot. sxc.hu

Do naszej skrzynki mailowej dotarła odpowiedź na artykuł Artura Grabka: "Nauczyciele na dorobku" pochodzący z "Rzeczpospolitej" z dn. 15.09.2012r. Jak pisze autorka tekstu, jest on dopełnieniem artykułu Piotra Zaremby z naszego portalu.

CZYTAJ TAKŻE: Kampania na rzecz oszczędzania kosztem nauczycieli jest niemądra. Wkrótce w polskim liceum naukę zastąpi partanina

Pierwsza refleksja nasuwająca się po przeczytaniu artykułu: liczbami łatwo manipulować. Można wyliczać ile wynosi średnia płaca za godzinę pracy nauczyciela w Polsce biorąc pod uwagę nawet czas jego snu i świętowania Bożego Narodzenia, ale czy o to chodzi? Czy w ten sposób osiągniemy jakiś pozytywny efekt? Chyba nie. Mam nadzieję - że ta wyliczanka znalazła się w "Rzepie" po to, aby zobrazować inne zjawisko. Teza artykułu brzmi: podwyżki nauczycieli nie poprawiają jakości kształcenia. Autor winien zamiast skupiać się na samych liczbach i podwyżkach przedstawić powody takiego stanu rzeczy. Pozwolę sobie tylko na kilka refleksji. Otóż - po pierwsze - pokutuje tu błąd z czasów, kiedy do zawodu nauczycielskiego dopuszczano każdego, co więcej - garnęli się tam głównie ci, którzy nie potrafili robić nic innego, życiowi nieudacznicy, ludzie o wąskich horyzontach myślowych i niskim poziomie intelektualnym. To ci ludzie są w szkołach i będą tam (dzięki reformie emerytalnej) jeszcze bardzo długo. I to ci ludzie otrzymali rzeczone podwyżki, które nie zadziałały jak cudowny, magiczny automat przemieniający mentalność czy nawet zdolności pedagogów.

Po drugie - co sugeruje autor - trzeba spojrzeć na podejście państwa do szkolnictwa, do reform ostatnich lat. Założenie, że 80% społeczeństwa musi mieć maturę, czy chcemy czy nie, obniża poziom kształcenia. Całe rzesze młodzieży, które kiedyś kształciłyby się w szkołach zawodowych trafiają dziś do liceów, a później - co przeraża - "zapisują się" na studia i je kończą, gdyż uczelnie walczą o przetrwanie.

To tylko niektóre z aspektów tej skomplikowanej sprawy, które powinny zasygnalizować, że podwyżek nauczycieli z jakością kształcenia nie można łączyć tak bezpośrednio. Uważam, że w szkole muszą pracować ludzie starannie dobrani - mądrzy, otwarci, moralni. Nie mogą wybierać tego zawodu z braku innej szansy. Tylko dzięki dobrym zarobkom kandydaci do nauczycielstwa będą mieli motywację, by się rzetelnie kształcić i przygotować do pracy. Druga rzecz dotyczy reform - zaniżamy standardy i wymagania na każdym etapie kształcenia, a później oczekujemy efektów... a "cudów nie ma" (przynajmniej w tym przypadku). To tylko hasłowe zasygnalizowanie problemu.

Na zakończenie chcę wyrazić rozczarowanie, że nawet "Rzeczpospolita" - celowo czy też nie - wpisała się w tzw. budowanie negatywnego wizerunku nauczycieli. Rozprawiliśmy się już z lekarzami, księżmi, a teraz "załatwimy" nauczycieli. To nie jest trudne do zrobienia - środowisko jest skłócone, często nielubiane, zróżnicowane pod wieloma względami. Trzeba jednak wrócić do pytania z początku tego tekstu: jaki będzie efekt tego szkalowania, tych wyliczanek finansowych, tej niekonstruktywnej krytyki? Czy my - nauczyciele jesteśmy jeszcze w stanie być kiedykolwiek dla kogokolwiek jakimkolwiek autorytetem? Niestety, bez tego nasza praca nie ma sensu - powiem więcej - autorytet jest naszym podstawowym narzędziem pracy. Nauczyciel nie tylko uczy, ale także - jak mówi prawo (ustawa o systemie oświaty) -  wychowuje. Takie artykuły uniemożliwiają mam normalną pracę, więc jak mamy podnieść jakość kształcenia?

Joanna Czyż-Cieciak, doktor nauk humanistycznych, nauczyciel w LO i wykładowca akademicki

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych