Egzamin na "otwartość" i "dialog" wypadł dla warszawskiego biskupa pomyślnie. Ale po zakończeniu lektury wywiadu pozostaje więcej pytań niż odpowiedzi.
Redakcja "Polityki" pewnie jest z rozmowy zadowolona, ponieważ warszawski biskup (wychowanek Wojtyły) przedstawił wizję Kościoła, która jest jej bardzo bliska. Pytanie, czy ma to coś wspólnego z naszą rzeczywistością i wyzwaniami, przed którymi stoi dzisiaj polski Kościół?
Okrągłe słowa o potrzebie dialogu i wystrzeganiu się przez Kościół wpływu na przestrzeń publiczną oraz sprowadzanie Go do "społecznej, moralnej i duchowej formacji ludzi" to - proszę wybaczyć - posoborowa poprawność polityczna.
Słowa, które można wypowiedzieć wszędzie, zawsze, w każdej sytuacji do kogokolwiek i każdy będzie zadowolony. No bo, czy nie jest miło rozmówcy, kiedy usłyszy, że potrzeba nam "mądrego dialogu"? Tylko, do cholery, o czym? I w jakim celu? Tego się już nie dowiemy.
Kiedyś "katolicy otwarci" tak się otwarli na lewicę laicką, że skończyli na obronie "świętego kompromisu aborcyjnego" i "świętej zasady dialogu", nie dostrzegając tego, jak zostali brutalnie wykorzystani do legitymizacji politycznego projektu Adama Michnika, w którym Kościół miał prawo do obecności publicznej tylko na prawach i w granicach określonych przez "Gazetę Wyborczą".
Dzisiaj ich następcy odrzucają krytyczne teksty na temat środowiska "Krytyki Politycznej" w obawie przed popsuciem sobie dobrych relacji z wpływowym lewackim obozem. Niegdysiejszy katolicki miesięcznik "Znak" wygląda jak krakowski dodatek parareligijny do kwartalnika "Krytyka Polityczna" i nie ustępuje mu w rozmontowywaniu tradycji polskiego katolicyzmu.
Ks. kardynał Nycz uważa, że "rodzajem serca w Kościele są też środowiska "Znaku", "Więzi" czy "Tygodnika Powszechnego", potrafiące rozmawiać i współdziałać przy wszystkich różnicach".
Mam na ten tema skrajnie odmienne zdanie (może z wyjątkiem "Więzi" i jej naczelnego) i mam wrażenie, że ks. kardynał dawno nie czytał wspominanych czasopism. Polecam zwłaszcza wnikliwą lekturę miesięcznika "Znak".
Dla mnie serce Kościoła bije w nowych ruchach, wspólnotach, rodzinach, parafiach i zakonach, które to wszystko utrzymują modlitwą. Oczywiście formacja intelektualna jest ważna, ale jej absolutyzacja kończy się tak, jak na Zachodzie. Pustymi kościołami, w których można sobie teraz wypić kawę i poczytać książkę.
Proszę sobie kiedyś podjechać pod kościół, w którym akurat odbywa się liturgia neokatechumenatu. Można je poznać po dużej ilości 7 -osobowych samochodów rodzinnych. Proszę sprawdzić, gdzie jest najwięcej powołań i gdzie jest najwyższa religijność w Polsce. I zadać sobie pytanie do dyskusji redakcyjnej w niszowych pisemkach: Jak to możliwe? Miłej dyskusji...
Katolicyzm otwarty miał swoje chwile wielkości - ale tak dawno, że już prawie nikt tego nie pamięta. Dzisiaj jego przedstawicieli najczęściej można spotkać w miejscach, w których obowiązuje nieskomplikowana dogmatyka: ideałem polityka jest Donald Tusk, wcieleniem ducha polskiej inteligencji hołota z Krakowskiego Przedmieścia pod przewodnictwem Dominika Tarasa, a najistotniejszym wyzwaniem przed jakim stoi polski Kościół jest z jednej strony teologia queer a z drugiej straszni, krzykliwi, radykalni katole, których należałoby się jak najszybciej pozbyć. Bo szkodzą wizerunkowi "dialogicznego" Kościoła, nad którym tak ciężko od wielu lat z wielkim powodzeniem pracują "katolicy otwarci".
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/136740-posoborowa-poprawnosc-polityczna-prowadzi-do-pustych-kosciolow-w-ktorych-mozna-napic-sie-kawy-i-poczytac-ksiazke
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.