Rafał Ziemkiewicz zauważył, że jeszcze kilka lat temu „salon” podpierał swoje argumenty Leszkiem Kołakowskim. Dziś powołuje się zaś na Dana Browna. Ta myśl idealnie pokazuje z jakim poziomem polemiki z lewicowej strony mamy coraz częściej do czynienia. To, że niektórzy posłowie, którzy chcą uchodzić w mediach za intelektualistów są w rzeczywistości chamami i prostakami nie jest nowością. Znakomicie nastrój panujący w Sejmie opisał Piotr Gursztyn we wczorajszej „Rzeczpospolitej” wykładając jak wygląda „polemika” np. Stefana Niesiołowskiego (nie jest oczywiście jedyny) z osobami, które wchodzą na mównicę sejmową. Szczerze mówiąc dla „prowincjusza” jak autor tego tekstu, który mieszka dwie setki kilometrów od Wiejskiej, tekst był niemile zaskakujący. Okazało się, że jest gorzej niż wielu z nas myśli. Niestety nie tylko pojawienie się na scenie politycznej „barbarzyńców w ogrodzie” z wytworem medialnym ostatnich lat, miejską wersją Leppera na czele zwiastowało upadek naszej debaty publicznej wprost do rynsztoka. Od dłuższego czasu widać było nieśmiałe wywody yntelektualistów zwanych przez Sołżenicyna „wykształceńcami” tudzież „wykształciuchami”. Gdy Ludwik Dorn użył tego określenia by opisać część polskiej „naukowej sceny” (inaczej nie da się nazwać miejsca harcowania dla pacynek), śmieszki medialne zaczęły nosić T-shirty z napisem „wykształciuch”. W naszym kraju okazało się, że podkoszulek jest najwyższą formą polemiki pewnych środowisk. Zaskakujące to nie jest. W końcu pamiętamy wszyscy popularność koszulek z „błyskotliwym” hasłem „Nie płakałem po papieżu” czy „Miałam aborcję”. „Salon” się śmiał do rozpuku. Tak samo pewnie pokładał się na podłodze przez wczorajsze słowa prof. Magdaleny Środy, która niczym ulubiona maskotka premiera ściga się w żenadzie z samą sobą.
„Kierownictwo Ministerstwa Sprawiedliwości chce realizować Dzieło Boże na ziemi, a ofiarą tego są kobiety. Ustawa o in vitro jest zamrożona, a pisze się oszołomską ustawę o klauzuli sumienia dla aptekarzy” - mówiła wczoraj w programie "Sterniczki" profesor Magdalena Środa, która szybko weszła na lubiany przez „wykształciuchów” grunt. „Bardzo proszę zatem o klauzulę sumienia dla sprzedawców warzyw. Wśród warzyw są ogórki i inne falliczne z kształtu warzywa i być może sprzedawca warzyw nie powinien sprzedawać niektórych warzyw z powodu możliwości ich niewłaściwego, seksualnego użycia”- dodała. Temu żałosnemu wywodowi przysłuchiwała się była rzecznik praw obywatelskich i sędzia (sic!) Sądu Najwyższego Ewa Łętowska, która specjalnie nie sprzeciwiała się wypowiedzi Środy. Dlaczego miałaby to robić? Czyż nie przyzwyczailiśmy się do takiego poziomu argumentacji naszych „intelektualistów”, którzy winni być przecież rzecznikami merytorycznej debaty i tonowania emocji? Ostatnie 20 lat III RP spowodowało, że nasza znieczulica została pogłębiona i zastąpiła normalną reakcję. Niestety w Polsce sprawdziła się maksyma, że jak przyzwoici ludzie nic nie robią to budzą się demony. Oczywiście słuchając wywodów naszych „intelektualistów”, które utorowały drogę na salony współpracownikom mordercy ks. Popiełuszki, miłośnikom Dzierżyńskiego od rzecznika bandyckiego komunistycznego reżimu czy reszcie idoli naćpanych fanów koncesjonowanego śmieszka z telewizji, można przywołać jedynie nieśmiertelne słowa wybitnego filozofa Mikołaja Dávili: „Lewica jest najzdolniejszym menedżerem kloaki”. Wypowiedzi naszych, pożal się Boże, liberalnych intelektualistów świadczą o tym najdobitniej. Szkoda. W rozwiniętych krajach ludzie nauki inaczej ze sobą rozmawiają. Niestety my jesteśmy krajem postkolonialnym ze wszystkimi tego konsekwencjami.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/131489-prof-sroda-o-ogorkach-i-seksie-i-jak-tu-nie-mowic-o-wyksztalciuchach
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.