Najbardziej ponurym skutkiem reformy emerytalnej będzie pozbawienie rodziców małych dzieci pomocy dziadków

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. wPolityce.pl
Fot. wPolityce.pl

Premier Donald Tusk tak dziś tłumaczył - po spotkaniu z SLD i Ruchem Palikota konieczność reformy emerytalnej:

"Nie mam żadnego interesu politycznego, chcemy to przeprowadzić ze świadomością, że to nie jest pomysł na łatwą politykę. Nie ubiegam się o kolejne kadencje i myślę, że poważnie potraktowano moje zapewnienie o zupełnej bezinteresowności".

Premier, który chciał rządzić (i rządzi) zgodnie z zasadą "tu i teraz", bez zawracania sobie głowy przyszłością, ni stąd ni zowąd przekonuje, że dzień i noc myśli o przyszłych pokoleniach. A marszałek Sejmu i bliski współpracownik premiera Ewa Kopacz dodaje:

"Dzisiaj premier Tusk jest tym odważnym, który tak jak kiedyś Jerzy Buzek, podejmuje trudne decyzje jako odpowiedzialny polityk. (...) . Nad chęcią bycia lubianym i popularnym góruje odpowiedzialność."

Dlaczego rząd wykazuje się wielką determinacją akurat w sprawie ustawy, która będzie tak bardzo kosztowna społecznie? Doniesienia o niezwykle żwawych zaleceniach Unii Europejskiej w tej kwestii wiele wyjaśniają. W strukturach unijnych z Europy Środkowej awansują tylko prymusi. A premier - który nie ubiega się, jak zapewnia, o kolejną kadencję, awansować chce.

Proponowany przez rząd 67. rok życia jako wiek emerytalny wydaje się rozwiązaniem wręcz skrajnym. Spójrzcie na swoich rodziców - ci, którzy są od lat wielu na emeryturze, zgodnie z nowymi zasadami musieliby pracować jeszcze wiele lat. A Polska to nie Skandynawia, starsi ludzie są często naprawdę sterani. Słusznie zwraca też uwagę prof. Andrzej Nowak, że średnia życia ludzi w Polsce jest wciąż o wiele niższa niż na zachodzie.

Najbardziej ponurym skutkiem tej reformy wydaje mi się jednak co innego: pozbawienie rodziców małych dzieci pomocy dziadków. Wystarczy rozejrzeć się wokół, by zobaczyć, że bez kochanych babć i dziadków wiele rodzin nie dałoby rady łączyć pracy zawodowej i wychowywania maluchów. Bez babć i dziadków wielu rodziców nie miałoby szans na wspólne wyjście np. do kina czy do przyjaciół. Teraz babcie i dziadkowie będą pracowali na obiecywaną przez premiera wyższą emeryturę, a młodzi Polacy jeszcze rzadziej będą decydowali się na dzieci.

Podnoszenie wieku emerytalnego wynika z dwóch czynników: rosnącej średniej długości życia oraz zapaści demograficznej. W Polsce ta druga przyczyna jest ważniejsza. Ubywa nas, i to w tempie zastraszającym, rośnie liczba osób starszych, maleje młodych. Do tego młodzi wyjeżdżają, ku uciesze medialnej publiki i władz (kiedyś mądrzy ludzie będą się śmiali z tej bezmyślnej postawy wobec zjawiska emigracji).

Przedłużanie wieku emerytalnego bez jednoczesnego prowadzenia wręcz agresywnej polityki prorodzinnej to tylko brutalne leczenie objawów choroby, a nie przyczyn. To także budowanie swoistej "spirali śmierci" - nie będzie babć, będzie jeszcze mniej dzieci, wiek emerytalny trzeba będzie znów wydłużyć, społeczeństwo znów się zestarzeje. A stare społeczeństwo to także starzy wyborcy, który na kosztowną politykę prorodzinną się nie zgodzą, żądając transferów raczej w swoją stronę.

W tym kontekście warto przypomnieć jakże charakterystyczną odpowiedź naszego "odpowiedzialnego" premiera na pytanie o "bombę demograficzną" z końcówki roku 2010:

Bomby demograficznej nie rozbroi nikt, poza nami samymi. My możemy napisać 150 ustaw, zbudować 65 systemów emerytalnych, a bomba demograficzna po polsku nazywa się: za mało dzieci. A skoro za mało dzieci, to nie trzeba pisać ustaw, tylko wziąć się do zupełnie innej roboty. Redaktor pyta, jakiej konkretnie?

No odsyłam do... do czego?

Rzecznik rządu Paweł Graś: Wyjaśnimy po konferencji panu redaktorowi.

(śmiech)Donald Tusk: Do czegoś, do kogoś...

Na tyle było stać premiera w tej kluczowej sprawie: na rubaszność. Teraz, po pięciu latach swoich rządów, po symbolicznym podniesieniu VAT-u na ubranka dziecięce, nie chce nawet wpisać do ustawy słusznej propozycji PSL-u, by wiek emerytalny powiązać z liczbą posiadanych dzieci.

Wiek emerytalny trzeba podnieść - ale nie tak radykalnie, i łącząc to wyzwanie z demografią, z polityką prorodzinną. Ten rząd do prowadzenia tak minimalnie subtelnej, dwutorowej polityki zdolny nie jest.

Miłej starości w smutnej, starzejącej się Polsce.

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych