Jerzy Jachowicz: śmierć płk. Tobiasza paradoksalnie mogła zmartwić byłych oficerów WSI

Wojciech Sumliński   fot. S.Sieradzki
Wojciech Sumliński fot. S.Sieradzki

Wracamy jeszcze do śmierci płk. Leszka Tobiasza, b. oficera WSI, głównego świadka w tzw. aferze marszałkowej, w którą zamieszany jest obecny prezydent Bronisław Komorowski. Był też głównym oskarżycielem w sprawie o płatną protekcję przeciwko dziennikarzowi Wojciechowi Sumlińskiemu. O komentarz i ocenę sytuacji prawnej po jego śmierci poprosiliśmy dziennikarza śledczego Jerzego Jachowicza.

Jednych ta śmierć zaniepokoi, dlatego, że zakłóci im plany, jakie mieli wobec osób uznawanych za swoich przeciwników, bądź za ludzi, którzy byli dobrym pretekstem do stawiania ich pod pręgierzem oskarżeń. Tych ludzi ta śmierć zmartwi - myślę, że do tych "zmartwionych" będzie należała część środowiska Wojskowych Służb Informacyjnych, skupionych głównie wokół SOWY.

Zmartwi na pewno także szefostwo ABW, które liczyło na to, że płk Tobiasz pogrąży Wojciecha Sumlińskiego jako człowieka, który był takim ogniwem między niektórymi członkami Komisji Weryfikacyjnej, a na których było stosunkowo łatwo rzucić cień oskarżeń o korupcję.

Nie wiem, czy do osób "zmartwionych" śmiercią Tobiasza należy pan prezydent Komorowski, bo początkowo wyglądało, że on również jest w tym kręgu osób zainteresowanych wykorzystaniem niezwykłych umiejętności pana pułkownika Tobiasza.

Oczywiście człowiekiem numer jeden, którego ta śmieć ucieszy jest sam Wojciech Sumliński. Jego żal i zapowiedzi, że nie będzie mógł teraz sprostować czy przeciwstawić się oskarżeniom płk. Tobiasza, nie będzie mógł ich zdyskwalifikować, nie będzie mógł wykazać kłamstw, jakie formułował płk Tobiasz wobec niego, myślę, że są wypowiadane tak "dla kurażu". A chyba w głębi duszy Wojciech Sumliński jednak się cieszy, bo teraz te zeznania płk. Tobiasza, jako człowieka, który już nie żyje, nie będą brane przez sąd pod uwagę. Wobec tego ten olbrzymi kłopot dla Wojciecha Sumlińskiego się skończy. Uważam więc, że przypadkiem, to jednak jest szczęśliwy omen dla Sumlińskiego.

Ale faktem jest, że płk Tobiasz nagle i niespodziewanie wybrał się na drugi świat - słyszałem bowiem, że roił dalekosiężne plany, nie tylko związane z tym procesem. Ale to Opatrzność zdecydowała.

Raczej bym nie zakładał w jego zgonie udział jakichś osób trzecich, którym miałoby zależeć na tym, żeby on nie zdradził jakichś szczegółów. Gdzieś np. wyczytałem, że pan prezydent będzie bardzo zadowolony, bo teoretycznie - i to jest prawda oczywiście - płk Tobiasz mógł, nazwijmy to "zadenuncjować" - wyjawić przynajmniej jaką postawę miał pan prezydent wobec tych wiadomości, które on przynosił.

A wiemy, że ta postawa odbiegała daleko, zarówno od elegancji, jak i wymogów urzędu, który wówczas pan prezydent pełnił - czyli urzędu marszałka Sejmu. Marszałek Sejmu nie powinien bowiem - jak wiemy - po pierwsze przyjmować prywatnie człowieka służb, wysłuchiwać jego oskarżeń, traktować ich poważnie i w dodatku - zachęcać go do dalszego zbierania kolejnych "dowodów" na te oskarżenia.

Marszałek Sejmu powinien po pierwsze, od razu go wyrzucić od siebie z gabinetu i powiedzieć, że jeżeli ma cokolwiek do powiedzenia i chce przekazać informacje o przestępstwie, to właściwym miejscem jest prokuratura. A jeśli już pan marszałek był bardzo zainteresowany, to powinien jednak zawołać albo wicemarszałka, albo np. jakiegoś posła z opozycji, a nie przyjmować tam, u siebie w gabinecie, człowieka tak podejrzanego jak pan płk. Tobiasz - związanego kiedyś z wojskowymi służbami i traktować jego poważnie, a siebie samego jak sędziego śledczego albo jako prokuratora.

Oczywiście, że pan płk Tobiasz w jakiejś nadzwyczajnej sytuacji mógłby zaszkodzić panu prezydentowi, choć ja tak nie sądzę - nie po to on podejmował różne gry operacyjne i nie po to był szkolony, żeby nie zdawać sobie sprawy z tego, że obowiązują go: a - dyskrecja, b - tajemnica i c - czysty rachunek, że nia ma co szkodzić osobom wysoko postawionym. Można natomiast szkodzić takim osobom, jak np. Sumliński.

- Ale "Gazeta Wyborcza" uważa, że ta śmierć nie ma żadnego znaczenia dla toczącego się procesu, bo Tobiasz już złożył zeznania - co prawda Czuchnowski twierdzi, że w sądzie, a tak nie było - ale na pewno złożył w prokuraturze i będą teraz one dołączone do akt sprawy...

Ależ tak, będą dołączone do akt, tylko ja uczestniczyłem w dziesiątkach procesów i nieraz widziałem, że dla sądu brak potwierdzenia ze strony świadka oskarżenia, czy nawet świadka obrony - powtórzenia tych słów na żywo przed sądem - bardzo często dyskwalifikował te zeznania, były one odrzucane. Oczywiście, że prokurator będzie się domagał, co jest jasne, uznania tego, co jest zawarte w protokole i uznania tego za prawdę. Adwokat będzie mówił coś przeciwnego i to jest sprawa do uznania przez sąd. Pan Czuchnowski myli się mówiąc, że to będzie dowód w sądzie - to może być dowód w sądzie, ale nie musi - to zawsze pozostaje do uznania sądu.

Wiele było takich procesów, w których zdawało się, że niezwykle ważne zeznania ze strony świadka padały na policji lub w prokuraturze a później przed sądem były obalane lub świadek mówił absolutnie coś innego i sąd musi brać pod uwagę, że gdyby i pan Tobiasz żył, to mógłby coś przeciwnego powiedzieć. Przed sądem świadkowie bardzo często zmieniają, odwołują swoje zeznania, więc nie można z góry zakładać, że akurat ten sąd przyjmie za absolutnie wiarygodne i prawdziwe zeznania pana Tobiasza, który właśnie umarł i nie jest w stanie tych swoich zeznań przed sądem potwierdzić.

not. JaSt

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.