Uczmy się od Amerykanów. "O własne interesy trzeba walczyć do końca, ponad partyjnymi podziałami i bez względu na koszty"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
PAP
PAP

Morderca i psychopata Osama Bin Laden zginął na przedmieściach stolicy Pakistanu - Islamabadzie. Wraz z nim śmierć poniósł jego syn i ludzie z jego otoczenia. Za to należą się brawa dla administracji Baracka Obamy, który  pokazał, że dobro,  interes i honor USA jest dla niego ważniejsze niż lewackie brednie o składaniu broni przez bandziorami.

Prezydent Barack Obama złożył specjalne oświadczenie w sprawie śmierci bin Ladena. Powiedział, że wytropienie szefa Al-Kaidy było priorytetowym zadaniem USA. Operacja była rezultatem nagromadzenia informacji wywiadowczych i akcji, do której prezydent osobiście dał zielone światło. W operacji zaatakowania domu, w którym ukrywał się Bin Laden, Amerykanie nie ponieśli żadnych strat. W akcji wytropienia przywódcy Al-Kaidy uczestniczyła także strona pakistańska. Lider Al-Kaidy zginął od strzału w głowę, a wraz z nim zginęły trzy osoby. Terrorysta bronił się przed śmiercią, doszło do wymiany ognia. Tymczasem pojawiają się głosy, że Al-Kaida może głosić, że jej przywódca jednak nie zginął.

Trudno dziwić się przywódcom tej terrorystycznej organizacji. Bin Laden był dla niej mitem, który inspirował do walki. Al- Kaida nie rozpadnie się oczywiście natychmiast  jak przewidują pięknoduchy. Jednak będzie jej trudniej werbować nowych, zmanipulowanych i zarażonych nienawiścią do bliźniego młodzieńców, którzy zamieniając się w żywe bomby budowają niechęć do wielkiej religii jaką jest islam.   Jednak nie można zapominać, że to właśnie cykliczne orędzia Bin Ladena w Internecie podgrzewały do walki wielu fanatyków i podkopywały zaufanie świata do  US-Army. „Al-Kaida na pewno będzie próbowała w najbliższych tygodniach udowodnić, że nadal jest poważną siłą, ale śmierć Osamy bin Ladena i prodemokratyczne rewolucje zmiatające kolejnych arabskich przywódców to prawdziwy początek końca radykalnych, średniowiecznych, imperialnych i dyktatorskich pomysłów Al-Kaidy na urządzenie świata."- pisze entuzjastycznie Bartosz Węglarczyk w Gazecie Wyborczej. Ja jednak nie byłbym aż takim optymistą. Obawiam się, że przez jakiś czas trup Bin Ladena może służyć jako latarnia dla ludzi, którzy chcą zniszczyć nasz styl życia i naszą judeo-chrześcijańską cywilizację. Z pewnością zginie również wielu „niewiernych" w odwecie za śmierć mordercy z 11/09.  Od 11 września toczymy wojnę z terroryzmem i jej nieodłączną częścią są ofiary śmiertelne. Musimy więc być na nie przygotowani.  Jednak zgadzam się z Tomaszem Terlikowskim, który przestrzega przed zbyt wczesną radością, przypominając, że dżihad ma się świetnie na polu walki demograficznej. Jednak jest to temat na oddzielny tekst.

Michał Karnowski zauważał, że  w doniesieniach zarówno CNN jak i Fox News  na temat zabicia Osamy bin Ladena  dominuje zimny ton „z nutką tylko triumfalizmu" i przekonanie, że zadanie zostało wykonane.

„Zmieniła się po drodze administracja, "war on terror" (wojna z terrorem) była tematem niejednej kłótni i kampanii wyborczej. Ale Stany Zjednoczone Ameryki Północnej, wszystkie jego instytucje, nigdy nie zapomniały o swoim zadaniu. Obamę trzeba było dopaść, bo od tego zależała powaga, siła, duma i wiara Ameryki."- pisze publicysta.

I trafia w samo sedno. Amerykanie, w przeciwieństwie do nas, potrafią unieść się ponad podziały partyjne i działać dla dobra swojego kraju. Mimo obelg jakie padły w ostatniej kampanii wyborczej w USA, Republikanie i Demokraci wiedzą, że interes USA i wizerunek tego kraju za granicą jest sprawą priorytetową. Taka filozofia panuje w tym kraju już od czasów jego założenia.  Już Tomasz Jefferson i Aleksander Hamilton, mimo tego, że się nie znosili to potrafili ze sobą współpracować na arenie międzynarodowej. Tam nikt nikomu fotela na statku nie zabierał...

11/09 był wielkim wstrząsem dla Amerykanów. Był czymś takim ( choć w innym wymiarze) jak katastrofa smoleńska dla nas. Zabicie Bin Ladena kończy pewien etap w amerykańskiej wojnie  nie tylko z terroryzmem, ale również wojnie o honor i narodową dumę. Pozbycie się tego mordercy jest również wyrazem zwykłej sprawiedliwości, której domagali się Amerykanie masowo popierając Georga W.Busha i, czego nie rozumieją lewacy, Baracka Obamę. Ten lewicowy polityk, który dostał pokojową nagrodę Nobla od przeintelektualizowanych, zmanierowanych i oderwanych od rzeczywistości  bufonów, nigdy nie zamierzał wycofać wojska z Afganistanu.

Ba, nawet zwiększył w tym kraju kontyngent wojskowy. Mimo tego, że Obama chce dokonać prawdziwej inżynierii społecznej w USA, to robi to na polu obyczajowym.  Jednak swoje lewicowe przesądy trzyma z dala od polityki zagranicznej USA.  Nie można nie zwrócić oczywiście uwagi na to, że zabicie Bin Ladena musi być na rękę Obamie, który tonie w sondażach. Teraz prezydent, któremu prawica zarzuca ukrywanie swojej religii i sympatię do islamu może powiedzieć: „jednak to ja dopadłem Bin Ladena, a nie wy." To naprawdę poważna karta przetargowa w najbliższych wyborach, która dowodzi, że Obama jest jednak pragmatycznym politykiem.

Oczywiście zarówno w USA jak i w naszym kraju znajdą się tacy, którzy będą bredzić, że to CIA i Żydzi rozwalili WTC a Bin Laden jest kozłem ofiarnym. Stare przyłowie mówi, że „polemika z głupstwem nobilituje je bez potrzeby" więc zostawmy głupie spiskowe teorie i cieszmy się sukcesem administracji Baracka Obamy, która również pokazuje nam, Polakom, że o własne interesy trzeba walczyć do końca, ponad partyjnymi podziałami i bez względu na koszty.

 

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych