W „Polityce” ukazał się wywiad Jacka Żakowskiego ze współzałożycielem holdingu ITI Mariuszem Walterem. Wywiad dość kuriozalny, bo historia powstania gigantycznej firmy, której potęga legła później u podstaw TVN, w wersji rozmówcy dziennikarza to pasmo szczęśliwych przypadków, wspartych ciężką pracą. Żakowski zaś łyka słowa rozmówcy jak żarłoczny pelikan, w żaden sposób nie kwestionując kompletności jego relacji.
W rozmowie nie pojawia się więc np. kwestia ciekawej rekomendacji Jerzego Urbana, który w 1983 roku proponował ministrowi Kiszczakowi tegoż Waltera na członka kierownictwa dziennikarskiej grupy, mającej zostać stworzoną w ramach MSW, której zadaniem miałoby być prowadzenie „przemyślanej, zręcznej i stałej kampanii na rzecz zmiany obrazu SB, MO i ZOMO w społeczeństwie” i generalnie realizowanie najważniejszych w państwie politycznych operacji propagandowych. Żakowski nie pyta też o zeznania twórcy FOZZ Grzegorza Żemka, według którego w latach 80 na początku swego istnienia ITI miała współpracować z wojskowym wywiadem PRL. Ani o żadną inną okoliczność, pozwalającą widzieć okoliczności powstania i sukcesu ITI w świetle innym niż preferowane przez Waltera. Ot, po prostu Walter z Weichertem byli inteligentni i ciężko pracowali. I wszędzie przechodzili z tragarzami.
Ale OK, takie mamy czasy, swoim nie stawia się już niewygodnych pytań po obu stronach dzielącego Polaków konfliktu. Nie chodzi mi więc o znęcanie się nad Żakowskim, tylko o odnotowanie interesującego wspomnienia Mariusza Waltera, właśnie z lat 80.
Wspomina otóż emerytowany milioner, jak to na prośbę swojego wieloletniego biznesowego partnera Jana Weicherta napisał w pewnym momencie plan rozmaitych możliwych wspólnych przedsięwzięć. Weichert przeczytał, zdaje się że uznał iż są one zbyt minimalistyczne, i powiedział:
panie Mariuszu, niech pan myśli o telewizji.
Wyprowadziłem go z błędu, że w stanie wojennym nie ma sensu nawet spisywanie takich marzeń
— mówi Walter.
Zrekapitulujmy to. Jest stan wojenny, czyli czas przed 22 lipca ’83. Wielu wprawdzie używa tego pojęcia nieprecyzyjnie, określając mianem stanu wojennego cały okres aż do momentu, kiedy (w 1988 roku) komunizm zaczął kruszeć. Niech więc będzie, że Weichert powiedział to Walterowi nie w ’82 czy ’83 roku, tylko rok, dwa, czy trzy lata później. Nie zmienia to wiele, dalej jesteśmy w okresie „twardego” PRL i totalnego monopolu władzy na media. Co więcej, każdy kto te czasy pamięta zgodzi się ze mną, że nie było wówczas symptomów, które mogłyby wskazywać że ten stan w przewidywalnej przyszłości ulegnie zmianie.
I w takim czasie Weichert okazuje się wizjonerem co się zowie.
Zapytałem służby wojskowe, czy mogę podjąć kontakt z Wejchertem. Otrzymałem wówczas informację, że on już współpracuje ze służbami wojskowymi, więc będzie to proste
— zezna kilkanaście lat później przed sądem Grzegorz Żemek.
Nie jestem zwolennikiem tezy o wszechmocy demonicznych peerelowskich służb. Nie znaczy to jednak, bym ich nie doceniał. Rozmowa opublikowana przez „Politykę” skłania mnie do doceniania ich jeszcze bardziej.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/361067-wizjonerzy-czyli-kto-w-stanie-wojennym-marzyl-o-prywatnej-telewizji