Skąd się bierze ogromny lewicowy przechył mediów? Wszystkie tropy wiodą do rewolty końca lat 60.

Fot. pixabay.com
Fot. pixabay.com

Wśród dziennikarzy Donald Tusk jako lider obozu liberalnego uzyskiwał siedmiokrotnie wyższe poparcie od Jarosława Kaczyńskiego jako przywódcy obozu konserwatywnego.

Niemal codziennie mamy w mediach na Zachodzie świeże donosy z frontu zagłady demokracji w Polsce. Najnowszy to zwierzenia z podziemia i bohaterskiej antypisowskiej konspiracji dyrektora Teatru Polskiego we Wrocławiu i posła Nowoczesnej Krzysztofa Mieszkowskiego. Do niego, pokonując pisowskie zasieki i okopy, przedarli się wysłannicy „New York Timesa”. Najczęściej są to jednak donosy rodzimych dziennikarzy, zwykle na co dzień pracujących dla gazety Michnika-Sorosa czy krakowskiego „ateistycznego tygodnika dla katolików”, donosy zachodnich korespondentów wojennych będących kolegami tych pierwszych bądź nieformalnymi rzecznikami obecnej opozycji czy też delatorskie popisy ludzi kultury i nauki z Polski, o których elity na Zachodzie coś słyszały, czyli inaczej niż w wypadku konspiratora Mieszkowskiego. Wniosek z ich działalności jest taki, że w dającej się przewidzieć przyszłości nie zmieni się obraz Polski rządzonej przez PiS w lewicowo liberalnych mediach. Ani w Polsce, ani za granicą, a szczególnie poza naszym krajem.

Paradoksalnie donosy na Polskę, których pretekstem (bo w żadnym razie nie realną przyczyną) jest przede wszystkim kryzys wokół Trybunału Konstytucyjnego, nie mają większego znaczenia dla obrazu Polski rządzonej przez PiS. Choć mają negatywny wpływ na zachodnie polityczne elity. Gdyby rząd PiS i prezydent Andrzej Duda robili dokładnie to, co rząd PO i Bronisław Komorowski, a nawet byli bardziej peowscy od PO, i tak byliby przedmiotem nagonki i nieustającym tematem seansów nienawiści. Wynika to z prostego faktu, że od ponad 20 lat właścicielami, zarządcami i najważniejszymi dziennikarzami mediów na Zachodzie są ludzie wywodzący się z lewicowej rewolty przełomu lat 60. i 70. lub dzieci uczestników tamtej kontestacji. Także dzieci duchowe, bo przez takich ludzi wykształcone na uniwersytetach albo byli oni dla tych młodych idolami. W Polsce te związki są bardziej skomplikowane, ale zasadniczo nie różnimy się od Zachodu. I nie zmieniają tego specjalnie nowe inicjatywy oraz nowe formy dziennikarstwa, czyli to wszystko, co dzieje się w Internecie. Oczywiście takie nowe media jak tygodnik „W Sieci” czy portal wPolityce.pl są coraz silniejsze i coraz bardziej wpływowe, lecz generalnie sfera medialna jest wciąż zakładnikiem lewicowo-liberalnego paradygmatu i takiegoż dogmatu.

Dziesięć lat temu, gdy pracowałem w tygodniku „Wprost”, poprosiliśmy o ujawnienie swoich poglądów (politycznych, gospodarczych, dotyczących wartości, religii, kwestii obyczajowych itp.) ośmiuset ludzi mediów (szefów redakcji, redaktorów, publicystów, reporterów), reprezentujących najważniejsze media: telewizyjne i radiowe redakcje informacyjne (publiczne i komercyjne), największe dzienniki ogólnopolskie, tygodniki opinii, największe gazety i stacje regionalne. Na ankietę odpowiedziała jedna czwarta z nich, ale bardzo reprezentatywna, w tym praktycznie wszystkie ówczesne „gwiazdy”. I w tym gronie poparcie dla PO było ponad dwukrotnie wyższe niż w ogólnopolskich wyborach, natomiast dla istniejącej jeszcze wtedy Partii Demokratycznej (spadkobierczyni Unii Wolności) - prawie czterokrotnie wyższe. Poparcie dla PiS było natomiast ponad dwukrotnie niższe od tego w ogólnopolskich wyborach. Wśród dziennikarzy Donald Tusk jako lider obozu liberalnego uzyskiwał poparcie siedmiokrotnie wyższe od Jarosława Kaczyńskiego jako przywódcy obozu konserwatywnego. Ponad dwie trzecie ludzi mediów przyznawało, że w wyborach prezydenckich w 2005 r. głosowało na Donalda Tuska, a mniej niż jedna piąta na Lecha Kaczyńskiego. W kwestiach obyczajowych ponad 80 proc. dziennikarzy deklarowało poglądy lewicowo-liberalne, a niemal trzy czwarte miało poglądy antyklerykalne i niechętne Kościołowi katolickiemu. W kwestach gospodarczych ponad trzy czwarte ludzi mediów deklarowało nastawienie wolnorynkowe.

Gdyby dziś przeprowadzić podobną ankietę, poglądy i sympatie lewicowo-liberalne dominowałyby pewnie w porównywalnej skali. Dość łatwo stawiać takie hipotezy analizując to, co ludzie mediów piszą, mówią i za co odpowiadają jako menedżerowie. Tak samo dominowałoby zapewne obecnie nastawienie antyklerykalne i generalnie niechętne Kościołowi. Zmieniło się w ciągu ostatniej dekady nastawienie ludzi mediów do wolnego rynku, a wynika to z bardzo znaczącego obniżenia przeciętnych zarobków w mediach tradycyjnych oraz generalnie niewielkich zarobków w tzw. nowych mediach. W tym wypadku zapewne zadziałałaby marksistowska zasada, że byt określa świadomość. Natomiast sympatie polityczne ludzi mediów skupiałyby się obecnie przy PO, Nowoczesnej, KOD oraz Partii Razem, co zresztą łatwo obecnie zrekonstruować i bez ankiety. To oznacza, że bardziej niż dziesięć lat temu byłyby demonstrowane sympatie lewicowe. Najlepszym tego dowodem ewidentny lewicowy przechył Jacka Żakowskiego (zawsze lewicowego, ale wcześniej jednak bardziej liberała) oraz podobna ewolucja części dziennikarzy gazety Michnika-Sorosa.

Czytaj dalej na następnej stronie ===>

12
następna strona »

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.