„Dowody albo hańba”, rzucił na Twitterze Roman Giertych. Hańba już jest. Było nią postępowanie rządu premiera Donalda Tuska wobec prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego jeszcze przed startem samolotu z polską delegacją jak i po smoleńskiej tragedii.
Mecenas Giertych zapowiada złożenie wniosku o przesłuchanie ministra obrony Antoniego Macierewicza oraz wszystkich członków podkomisji smoleńskiej. Żąda, aby pod odpowiedzialnością karną zeznali, co ustalili w sprawie tej tragedii. Nie piszę: nieszczęśliwego wypadku, bo co do tego nikt nie może mieć pewności, z mecenasem Giertychem włącznie. Choćby tylko z tego względu, że nie można zamknąć rzekomo zakończonego śledztwa, przeprowadzonego bez dostępu do wraku samolotu i czarnych skrzynek, przetrzymywanych do dziś, a właściwie zajętych przez Rosjan, i to na życzenie rządu Tuska, który dochodzenie w tej sprawie oddał w ich ręce. Już sam ten fakt powinien znaleźć finał przed Trybunałem Stanu. Nazywając rzecz po imieniu, była to zdrada narodowa największego kalibru. To jednak kwestia odrębna, bowiem czym innym jest rozliczenie zdrajców, a czym innym ustalenie przyczyny śmierci prezydenta i wielu najważniejszych osób w państwie polskim.
Specjalnie powołana tzw. komisja Jerzego Millera miała w tym kontekście wyjątkowe znaczenie. Powstała niby w celu wyjaśnienia okoliczności tego naszego narodowego dramatu. Już samo założenie, że coś wyjaśni było absurdalne: po pierwsze, stworzyli ją politycy, czyli ci, którzy mogliby być obarczeni choćby współodpowiedzialnością za śmierć polskiej delegacji, po drugie ową „komisją” kierował polityk, bez zielonego pojęcia w materii, z którą miał się zmierzyć, a po trzecie, dochodzenia prowadzone były rzekomo przez stosowne organy w Rosji i w Polsce. W kwestii formalnej, Jerzy Miller był wcześniej… prezesem Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, potem szefem Departamentu Komunikacji Społecznej Narodowego Banku Polskiego, w międzyczasie zajmował się odnową zabytków Krakowa, wreszcie, w 2009r. objął funkcję ministra spraw wewnętrznych (pełnił ją do 2011r.). Równolegle, a dokładnie 28 kwietnia 2010r., został z nadania premiera Tuska szefem Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego… To właśnie Miller ustalał i podpisał w Moskwie zasady i formy udostępniania Polsce przez Rosjan zapisów czarnych skrzynek z prezydenckiego samolotu.
Mówiąc bez ogródek, Polska postawiona została wobec Rosji w roli dziadów proszalnych, a to o dokumenty rzekomo skrupulatnie przeprowadzonych sekcji zwłok - jak zapewniała ówczesna minister zdrowia Ewa Kopacz, a to o kopie zapisów czarnych skrzynek i, co najważniejsze, o dostęp do wraku i zwrot niszczejących do dziś pod Smoleńskiem szczątków rządowego Tupolewa. Nikomu nie przyszedł czy nie chciał przyjść do głowy inny sposób dochodzenia prawdy, stosowany w cywilizowanym świecie. W efekcie świat najpierw posłyszał o czterokrotnym kołowaniu samolotu nad lotniskiem, a potem o nieodpowiedzialnej załodze, którą komenderował pijany generał…
Komisja MAK-u kierowana przez Tatjanę Anodinę orzekła swoje, a „komisja” Millera przyjęła rosyjską wersję zdarzeń jako swoją, po czym rozpoczęła się w kraju propagandowa wojna z wszystkimi, którzy ośmielali się zadawać jakieś pytania, postulować otwarcie trumien z - jak się potem okazało - zbezczeszczonymi zwłokami w workach na śmieci itd. Dociekanie tych prawd miało być mąceniem wody, tańcem szaleńców na grobach ofiar, skłócaniem Polaków i podważaniem naszych jakże przyjaznych i znakomitych stosunków z Rosją. Co tam pośpieszna wycinka drzew, zniwelowanie spychaczami i zalanie betonem terenu podsmoleńskiej tragedii, co tam cięcie składowanych pod gołym niebem resztek poszycia samolotu, kabli i wybijanie szyb, co tam jakaś „zaginiona” nie widzieć gdzie czarna skrzynka - rejestrator parametrów lotu, co tam rosyjscy świadkowie, którzy widzieli, jak samolot rozpadł się w powietrzu na części, nim zahaczył o pancerną brzózkę… Rosjanie rozgrywali i nadal rozgrywają swoją partię znakomicie, niech się „Poljaczki” żrą, i niech wiedzą, kto tu rozdaje karty.
Nowy szef Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych (2012-2016r.) Maciej Lasek dostał nowe zadanie: zadbanie, aby obywatele nie dawali wiary mąciwodom, bo przecież wszystko na temat przyczyn podsmoleńskiej tragedii już ustalono i opisano. „Chcemy dotrzeć do jak największej liczby osób, bo dotarło do nas, że raport nie przebił się w wystarczający sposób do opinii publicznej”, mówił Lasek po objęciu tej funkcji. Nic nie zostało wyjaśnione i nie będzie dopóty, dopóki nie wróci do kraju wrak polskiego samolotu wraz ze wszystkimi rejestratorami tego tragicznego lotu. Jak nie patrzeć, tzw. polski raport sporządzony został w oparciu o „korespondencyjne” materiały. I, jakkolwiek to zabrzmi, nasz największy dramat nie tkwi w samej śmierci 96 uczestników polskiej delegacji lecz w pozostawaniu ze świadomością bezradności wobec Rosji. Czy jednak rzeczywiście jesteśmy bezradni?
Jeśli nawet przyjąć, że „komisje” Millera, Laska itp. zamknęły sprawę, tak jak de facto zakończył ją swym publicznie wygłoszonym „orzeczeniem” rosyjski MAK (Międzypaństwowy Komitet Lotniczy), jeśli nawet dać wiarę, że był to „nieszczęśliwy wypadek”, cóż stoi na przeszkodzie zwrotu polskiej własności? Odpowiedź jest jedna: jesteśmy niemymi świadkami poniżenia, paskudnej rozgrywki prowadzonej przez Moskwę wobec naszego kraju. Dochodzenie ze strony polskiej wciąż się toczy, jednak nadal tylko na podstawie fragmentarycznej dokumentacji, bez tych najważniejszych dowodów, świadomie przetrzymywanych w Rosji. Stawiam zatem pytanie, którego nikt nie chce głośno zadać: czy wobec jawnego lekceważenia naszego kraju, Polska powinna do czasu zwrotu wraku i rejestratorów rządowego samolotu rozważyć zawieszenie stosunków dyplomatycznych z Rosją?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/smolensk/364566-czy-wobec-przetrzymywania-wraku-rzadowego-samolotu-polska-powinna-rozwazyc-zawieszenie-stosunkow-dyplomatycznych-z-rosja