Przeglądając działy „kultura”, „rozrywka” czy „gwiazdy” w amerykańskich mediach można docenić łagodność polskich celebrytów glanujących znienawidzoną prawicę. Stopień nienawiści Hollywood do Donalda Trumpa przebija wszystko, co o Kaczyńskim mówi nawet taki zdziecinniały mędrek jak Zbigniew Hołdys. To już nie tylko faszyzm i porównania do Hitlera ( ograna i nudna gadka lewicy), ale otwarte życzenia Trumpowi śmierci sączą się ze strony dawnych przyjaciół Donalda z showbiznesu.
Zdarzają się jednak wyjątki. Zakochany w sobie muzyk Kanye West otwarcie wyraża poparcie dla Trumpa, uderzając tym samym w mit, że wszyscy Afroamerykanie są przeciwni jego prezydenturze. Snoop Dog nazwał Westa właśnie Wujem Tomem. West kocha szokować i podkreślać własne ego. Dlatego trudno mi uwierzyć w jego szczere poparcie prezydenta USA. Co innego w przypadku innej afroamerykańskiej ikony Hollywood.
„Modlę się by prezydent osiągnął sukces”- mówi w telewizyjnym wywiadzie Chris Tucker. Gwiazda serii „Godziny szczytu” i kultowego „Piątku” F Gary Graya, aktor grający u Bessona ( „Piąty Element), Tarantino („Jackie Brown”), Russella („Poradnik pozytywnego myślenia”) oraz popularny komik powiedział coś, co coraz rzadziej przechodzi przez usta znanym ludziom. Szczególnie tym zaangażowanym w ideologiczną wojnę. Tucker również wyśmiewa w swoich występach Donalda Trumpa. Wbija mu szpilę i rani ostrzem żartu. Robi to jednak inaczej niż większość Hollywood. Dlaczego? Odpowiedź kryje się w jego całościowym podejściu do życia.
Mam nadzieję, że on ( Trump-przyp. Ł.A) wykona dobrą robotę. Modlę się o to. Mam nadzieję, że wykona dobrą robotę, bo potrzebujemy dobrego prezydenta. Musi wiele rzeczy stać się w naszym kraju. Więc mam nadzieję, że prezydent jutro się obudzi i podejmie słuszne decyzje”.
powiedział w popularnym brytyjskim programie Piersa Morgana, który notabene też nie odżegnuje się od przyjaźni z Donaldem Trumpem.
„Chcę by prezydent wykonał dobrą robotę, bo potrzebujemy dobrego prezydenta”. Banał i truizm, prawda? Taki pogląd nie powinien być żadnym specjalnym zaskoczeniem. Kto nie pragnie by jego kraj szedł w dobrym kierunku? Kto, nie pragnie być rządzony przez mądrych ludzi? A jednak niewielu jest w stanie powiedzieć, że modli się o to by jego oponent polityczny osiągnął sukces.
W USA do czasu wyboru Trumpa ( który sam sobie solidnie zapracował na histeryczną krytykę, sprowadzając debatę publiczną do twitterowych wpisów) politycy starali się w cywilizowany sposób przegrywać wybory. Słowa o modlitwie i wsparciu dla prezydentury oponenta przez miłość do kraju nie była czymś rzadkim. Wszystko zmieniło się z Trumpem w Białym Domu. Dziś słowa takie jak Tuckera muszą brzmią zupełnie wyjątkowo.
Czyż tak samo nie jest w Polsce? Wyobrażacie sobie dziś polskich polityków mówiących o modlitwie za rządy politycznego wroga „bo Polska potrzebuje dobrych rządów”? Moja wyobraźnia przestała produkować takie wizje.
Tucker jest szczery w tym, co mówi. Po nawróceniu się na początku tego wieku zdystansował się od Hollywood. Od 18 lat wystąpił w zaledwie czterech filmach. Nie chciał grać popularnej postaci wesołego ćpunka w kontynuacjach „Piątku”, bo nie pozwalały mu na to przekonania religijne. Niegdyś jeden z najlepiej zarabiających aktorów w „fabryce snów” przeprowadził się nawet do Georgii, by być z dala od showbiznesu.
Możliwe, że właśnie takie prostoduszne, niewyrachowane ideologiczne podejście do prezydentury zdemonizowanego Trumpa wynika z jego wiary i wynikającej z niej uczciwości. Coraz mniej jej w przestrzeni publicznej. Szczególnie w showbiznesie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/415091-zamiast-hejtu-modlitwa-za-dobre-rzady-trumpa-niezwykle