Pamiętacie jeszcze #metoo? W pędzącej niczym kule wystrzeliwane z giwer Johna Wicka rzeczywistości medialnej, to wiekopomne wydarzenie mogło zostać zapomniane. No, albo przynajmniej traktowane jak ukryte za mgłą wspomnienie kolejnej erupcji hollywoodzkiej hipokryzji.
Skąpane w hedonizmie, celebracji seksualnego wyzwolenia Hollywood przebudziło się z letargu. Na moment. Aby polepszyć sobie humor, wyrwać na chwilkę ze zblazowania, zwrócono wzrok na mechanizmy kształtujące „fabrykę snów”. Nagle robienie przez łóżko, traktowanie kobiet jak lalki do seksu, molestowanie stały się czymś okropnym. Histeria była na tyle głośna, że zagłuszała dudniącą hipokryzję. Feministki i lewica systematycznie prowadzący do seksualnego wyzwolenia, które sprowadziło zwierzęce instynkty do formy cnoty, jęczały, że to wszystko wina patriarchalizmu. Ba, na polskim Facebooku czytałem wpisy pragnących być jak hollywoodzkie niewiasty dziewczyn, zaczynających swoje wpisy o byciu molestowanym od zdania: „ to był ksiądz”.
Nihil novi. Zawsze grzechy lewicy są przypisywane jej wrogom.
Mija kilka miesięcy od #metoo. Pamiętacie kogo oskarżono o molestowania? Padło wiele dużych nazwisk. Feministki prześcigały się w formach potępienia kolejnych artystów. I co? Nothing, my dear reader. Kilkanaście dni temu oklaskiwano w Polsce odbierającego nagrodę Romana Polańskiego. Nie widziałem ani jednego głosu krzyczącego o jego problemach nie tylko z #metoo, ale wciąż nie rozwiązaną prawnie kwestią seksu z 13 latką.
Gdzie te nasze kochane rozwrzeszczane feministki? Puff! Nie ma ich.
Metoo miało zakończyć karierę Woody Allena, będącego teraz bronionym przez niektóre gwiazdy Hollywood. Czy gdyby ten niewątpliwy geniusz kina przyjechał do Warszawy, to nasze dziennikarki-feministki wystąpiłyby przeciwko niemu? Z pewnością. Odmówiłyby nawet zrobienia wywiadu. Tak samo jak krytykowały fetowanie wyróżnienia dla Polańskiego. Puff! Nie ma jednak problemu.
Znikł? Nigdy go nie było. Rytualne wietrzenie izby z duchów, złożenie ofiary pogańskiemu bożkowi i powrót do karnawałowego szaleństwa. Oto, co się zdarzyło nie tak One upon a time in Hollywood. A co z tym najgorszym demonem seksu, którego wycięto z gotowego filmu i wyrzucono z popularnego serialu, choć był jego głównym filarem?
Kariera gumkowanego z filmów w stalinowskim stylu Kevina Spaceya miała być ostatecznie zakończona. Spodziewałem się, że wygnanie potrwa jakieś 5 lat. Potem białym krukiem będzie wersja na blu-ray „Wszystkich pieniędzy świata” z Spaceyem w roli złego Getty’ego. Sceny z dwukrotnym zdobywcą Oscara wycięto i niedługo przed premierą zastąpiono je rolę Christophera Plummera. Na wersji za Spaceyem, który jak przekonywano przed wybuchem afery, miał stworzyć oscarową kreację, można jeszcze sporo zarobić.
Hollywood chce mieć wszystkie pieniądze świata, więc pokusa przykrycia nimi najbardziej wzniosłych haseł jest zrozumiała. Najpierw jednak trzeba przywrócić Spaceya do żywych. Oczywiście po terapii w drogim hollywoodzkim ośrodku leczącym uzależnienie od seksu i pokucie na kanapie Oprah Winfrey.
Kiedy dowiedziałem się, że Ridley Scott zgodził się na wycięcie scen Spaceya z „Wszystkich pieniędzy świata”, wysłałem wiadomość do montażysty Petera Scali, by powiedział Scotowi, że ten powinien się wstydzić. Od razu zapragnąłem nakręcić film ze Spaceyem.
rzekł właśnie 78 letni Bernardo Bertolucci. Stary włoski libertyn i jedna z ikon światowego kina sam był oskarżany w świetle #metoo. Media rozpisywały się o tym jak na planie erotyka „Ostanie tango w Paryżu” wraz z Marlonem Brando doprowadzili do psychicznego załamania aktorkę Marię Schneider. Teraz reżyser, który jako jedyny był w stanie nakręcić czysto pornograficzną scenę z udziałem samego Roberta de Niro i Gerarda Depardieu ( „1900”), ujął się za ikoną agresji #metoo.
Cóż, musiało to wyjątkowo mocno ucieszyć ludzi Hollywood, którzy czekają by banicja ich kolegi Spaceya się skończyła. Tyle, że im nie wypada go bronić. Lepiej jak robi to jakiś „wariat” z libertyńskiej Europy. Nie przez przypadek takie ikony europejskiego kina jak Bridget Bardot, Catherine Denueve i Michel Haneke wyśmiały #metoo.
Szlak został przetarty. Ofiary mogą już zejść z tęczowego ołtarzyka. Wszystko wraca do normy. Do czasu jak przyjdzie kolejny czas magicznych rytuałów i ofiar składanych dobremu samopoczuciu wybotoksowanych bożków siedzących na Olimpie z napisem Hollywood. I tak się kręci to kręci.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/392500-czas-by-zlozeni-na-teczowym-oltarzyku-wrocili-do-zywych-od-razu-chcialem-krecic-film-ze-speceyem