Popkultura pozostaje jedną z największych potęg współczesnego świata: nic, albo niemal nic jej się nie oprze, nawet otchłanie piekielne, albo może one przede wszystkim. Stąd wysyp opowieści o nieludzkich czasach i władcach, przeraźliwie banalizowanych. Tego rodzaju powieści o stalinizmie powstaje mniej niż o Trzeciej Rzeszy, ale wystarczająco wiele, by osiem na dziesięć z nich było nużąco przewidywalne: źli oprawcy oraz mistrzowie gry psychologicznej z GPU, główny bohater – kruchy i po ludzku słaby artysta. Do tego jedna bujna rosyjska piękność, melancholijny fryzjer lub dentysta w roli greckiego chóru, komentującego zwroty akcji, plus monumentalna architektura jako tło. Proszę, można biec do wydawcy!
Na tym tle tym większe wrażenie robi pociągnięta na jednej nucie, na zapisie jednego monologu powieść György Spiró o omotaniu przez Stalina i jego państwo próżnego, dziecinnego, niefrasobliwego i wielkiego zarazem Maksyma Gorkiego i uczynieniu z pisarza piewcy pracy niewolniczej. Węgierski pisarz nie od dziś znany jest z uważności, z jaką potrafi przyglądać się innym epokom i narodom: w doskonały sposób znajduje trzecią drogę między „pisarstwem historycznym”, w którym bohaterowie są niczym w magazynie muzealnym, przeciskając się wśród szpad, klawesynów, peruk i koncerzy, co chwila przy tym potykając o przypisy, a „pisarstwem ahistorycznym”, w którym całkiem współcześni nam bohaterowie konwersują na tle tła z basztą i pożarem, maźniętego od niechcenia, kilkoma pociągnięciami pędzla.
Spiró tymczasem przysłuchuje się epoce latami: w rezultacie bohaterowie jego powieści są bez reszty z opisywanego czasu, z właściwymi mu marzeniami, lękami, wyobrażeniami, w kleszczach właściwych dla danej dekady mód, wojen i epidemii – a zarazem na pierwszym planie pozostają ich własne, najzupełniej prywatne rozterki. Tak było z „Iksami” – pierwszą, wielką, niedawno wznowioną w Polsce powieścią Spiró, w której stypendysta z Budapesztu w nieprawdopodobny sposób ożywił i ówspółcześnił postać Wojciecha Bogusławskiego na tle całej „ciemnej dekady” polskich dziejów, między trzecim rozbiorem a narodzinami Królestwa Kongresowego. Tak jest w powstałej niedawno „Diavolinie” – wyznaniu wielkiej, bezradnej, pozbawionej złudzeń miłości, która każe narratorce, istniejącej naprawdę, choć do tej pory na marginesie historii, Olimpiadzie Czertkowej, spędzić trzydzieści lat u boku pyszałka, kokieta, sybaryty, tytana pracy (krótko mówiąc: pisarza), pochlebcy i ofiary Stalina: Maksyma Gorkiego.
Więcej o „Diavolinie” - ale także o „kluczu do Ukrainy” – znakomitym, stustronicowym kompendium pióra Tadeusza A. Olszańskiego, analityka Ośrodka Studiów Wschodnich - w najnowszym wydaniu tygodnika „W Sieci”, obecnym w kioskach od 3 lipca.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/346991-siedem-smierci-osmy-krag