Przecież gdyby Stasiuk czy Tokarczuk sami tak nie bulwersowali swoimi słowami, to ja też ich bym nie atakował

– mówi Krzysztof Masłoń w rozmowie z „Plusem Minusem”.

Krytyk literacki, na co dzień piszący dla tygodnika „Do Rzeczy”, opowiada o ataku jaki na niego przypuścili niektórzy pisarze. Założyciele wydawnictwa Czarne Monika Sznajderman i Andrzej Stasiuk protestują przeciwko jego obecności w jury nagrody Angelus.

Pytany o to, czy sam zrezygnuje z członkostwa w tym gremium, Masłoń odpowiada, że nie chce udawać, że dobrze czuje się w takim towarzystwie i dodaje:

Zawsze uważałem, że sprawy politycznie nie powinny mieć jakiegokolwiek znaczenia przy ocenianiu książek od strony politycznej

– mówi Masłoń.

Masłoń komentuje również sprawę kontrowersji wokół książek Olgi Tokarczuk.

Dawniej uważałem, że Olga Tokarczuk jest jedną najbardziej obiecujących pisarek, ale z czasem jej twórczość podobała mi się coraz mniej

– mówi.

Krytyk w mocnych słowach odnosi się też do działań niektórych ludzi pióra w naszym kraju.

Bardzo nie podoba mi się to, co w ostatnich latach robią polscy pisarze. Angażują się w jakieś okropne inicjatywy, ni to polityczne, ni celebryckie

– powiedział.

Masłoń odnosi się również do postaci Andrzeja Stasiuka.

Nie atakowałbym go przecież, gdyby on sam nie budził agresji

– powiedział.

Masłoń przypomina słowa Stasiuka o tym, że Polacy czasem modlą się do Matki Boskiej i Ojca Świętego a czasem do Adolfa Hitlera.

Przecież gdyby Stasiuk czy Tokarczuk sami tak nie bulwersowali swoimi słowami, to ja też ich bym nie atakował. Po prostu uznałem, że nie można się na taki antypolski kurs godzić, szczególnie jeśli obierają go autorzy, których twórczość reprezentuje polską kulturę na świecie.

Masłoń odrzuca też oskarżenia o przychylność wobec partii rządzącej.

Bawi mnie, gdy czytam, że to prezes Jarosław Kaczyński dyktuje mi moje artykuły

– powiedział Masłoń.

Mly/PlusMinus