Zabójstwo małżeństwa Piotra i Alicji-Solskiej Jaroszewiczów sprzed 26 laty nie przestanie wyzwalać gorących sporów i snucia najbardziej karkołomnych teorii na temat motywów, sprawców i zleceniodawców tej zbrodni.
Sprzyja temu wiele czynników. Paradoksalnie jednym z nich jest upływ czasu, jaki minął między czasem dokonania mordu a niedawnym odkryciem prawdopodobnych sprawców przez prokuraturę. Zwolennicy teorii spiskowej na samym wstępie podkreślają, że to nie może przypadek, iż dopiero po ćwierćwieczu zabójcy wpadli w ręce śledczych. No i to, przy założeniu, że prokuratura podaje prawdziwą wersję o decydującym kroku, jakim było niespodziewane ujawnienie przez jednego z bandytów faktu napadu na dom samotnie mieszkających Jaroszewiczów, zakończone okrutną śmiercią obydwojga starych ludzi.
To niewiarygodne, mówią sceptycy, że jeden ze sprawców po tylu latach, kiedy już niemal wszyscy pogodzili się, że sprawa nigdy nie zostaje wyjaśniona, nagle ujawnia tajemnicę, która straszliwie obciąża jego kartę kryminalisty. W takim stopniu, to oczywiste, który praktycznie przesądza jego dalszy los. Opowiadając o tamtej zbrodni, bandyta wie, że do końca życia nie opuści murów więziennych. A ponadto, wskazuje swoich dwóch wspólników, uczestniczących w zbrodni, popełnionej w willi Jaroszewiczów w Aninie. Jak to możliwe, że jeden ze wskazanych szybko i bezboleśnie przyznaje się do dokonania mordu na Jaroszewiczach. Potwierdza wersję tego, który zaczął „sypać” jako pierwszy. Trzeci ze wspólników przeczy oskarżeniom obydwu swoich kompanów. Twardo nie przyznaje się do zbrodni w Aninie.
Bandyci, którym prokuratura postawiła zarzuty, a sąd zdecydował o ich tymczasowym aresztowaniu – choć jeden z tej trójki siedział już jako podejrzany sprawca zbrodni porwania, zakończonej śmiercią ofiary – są tylko narzędziem wykonującym zlecenie kogoś innego.
Od tego punktu pojawiają się kolejne wersje, w zależności od zainteresowań i wyobraźni interpretującego. Mocnym argumentem na rzecz wersji spiskowych zabójstwa jest wyjątkowa wysoka pozycja jaką zajmował Piotr Jaroszewicz w strukturach komunistycznego aparatu władzy w PRL przez ponad 35 lat. Z tego, blisko ćwierć wieku pełnił różne role w armii, zawsze na jej szczycie, mając szczególny wpływ na tajne służby wojskowe. Jego wgląd znacznie się powiększył oraz wzrosły wpływy zarówno na tajne służby armii jak i cywilne przez ostatnią dekadę aktywności politycznej, między rokiem 1970 a 1980, kiedy pełnił funkcję premiera. Wprawdzie w czasach PRL prawdziwą władzę miał I sekretarz partii, ale Jaroszewicz jako członek Biura Politycznego partii, odpowiadającego za sprawy wojska nadal miał ogromną władzę. W związku z kolejnymi rolami politycznymi, jakie w czasach PRL pełnił Jaroszewicz, w wersjach spiskowych pojawiają się motywy zemsty jego wrogów albo chęć zamknięcia mu ust. Traktowano go jako żywą uzbrojoną bombę, mogącą zdemaskować ludzi, którzy w wolnej Polsce bali się ujawnienia ich kompromitującej przeszłości. Krążyły mity o pisaniu przez niego pamiętników, co być może dla części elity władzy komunistycznej miało melodię szantażu.
Chętnie też rozwijane są wersje zabójstwa związane z tzw. Archiwum Schellenberga, z którego część akt dawnej SS przywłaszczył sobie Piotr Jaroszewicz w ostatnich tygodniach drugiej wojny światowej, będąc jednym z dowódców tzw. grup operacyjnych polskich wojsk walących u boku rosyjskiej Armii Czerwonej. Amatorzy tego motywu twierdzą, że tajne dokumenty Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy, jakie zagarnął Jaroszewicz zawierały donosy na wielu ludzi, ich ciemne interesy i sprawy związane z kolaboracją z Niemcami. Zatem motywem zlecenia zabójstwa mogło być zdobycie tych dokumentów, ukrytych w domu Jaroszewiczów.
Mam nadzieję, że prokuratura, forsująca obecnie wersję klasycznego napadu rabunkowego, ku której i ja się skłaniam, nie tylko z solidności rzemieślniczej, dokładnie zbada wszystkie inne możliwości.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kryminal/386335-morze-pracy-przed-prokuratura