„Cel ‘100 procent OZE’, który pojawia się w postulatach polityków i organizacji ekologicznych, jest obecnie nieosiągalny. To raczej slogan, żeby przyciągnąć do siebie wyborców o określonej wrażliwości klimatycznej” – mówi Jakub Wiech z portalu Energetyka24 w rozmowie z gazeta.pl.)
Analityk zwraca uwagę na potrzebę budowania elektrowni jądrowych w Polsce. Przypomina, że OZE potrzebuje wsparcia, a przez najbliższe dekady nie zostanie rozwiązany problem magazynowania energii.
Odpowiedź jest niezbyt atrakcyjna politycznie: budować elektrownie jądrowe. Według większości scenariuszy Międzyrządowego Zespołu ds. Zmian Klimatu - IPCC - energetyka jądrowa musi zostać uwzględniona przy rozwiązywaniu problemu globalnego ocieplenia. Jej moce są stabilne, kontrolowane, niezależne od warunków atmosferycznych i bezemisyjne
– przekonuje Wiech.
Trzeba jak najszybciej budować jak najwięcej źródeł odnawialnych. A energetyka jądrowa to ma być ten stabilizujący zapas
– dodaje.
Mówi też o błędach „zielonej lewicy”.
Snując rzewne opowieści, że „sto procent OZE tu i teraz”. I wtedy prawicy łatwo straszyć ludzi, że to szaleństwo. Albo rozdmuchiwać takie sytuacje jak z Niemiec na początku roku, kiedy w systemie praktycznie zabrakło źródeł odnawialnych, energetyka wiatrowa pracowała na poziomie kilku procent mocy
– czytamy.
Zwraca uwagę na działania Niemiec, który odchodzą od atomu.
Chcą kompensować ubytek w atomie energetyką gazową z.. I przy okazji sprzedawać ten surowiec do krajów ościennych. Niemcy są dużym handlarzem gazu w Europie, obracają wolumenem rzędu 30 mld metrów sześciennych rocznie, to są dane sprzed pandemii. Dla porównania Polska zużywa rocznie około 18 mld metrów sześciennych. Dzięki gazociągowi Nord Stream 2 po dnie Bałtyku mogą mieć dodatkowo 55 mld sześciennych gazu - do własnego użytku, ale głównie na eksport, co zresztą widać po infrastrukturze, którą rozbudowują
– twierdzi Wiech.
Niemcy grają gazem
Zwraca uwagę na polityczne znaczenie tej sytuacji.
W Europie toczy się „wojna jądrowa”, która zmierza do wyrzucenia za burtę atomu. Z powodów czysto politycznych. Chodzi o partykularne interesy poszczególnych państw. Niemcy mają interes, żeby w krajach Europy nie powstawały nowe moce jądrowe, bo wtedy będzie więcej miejsca na rynku do sprzedaży gazu
– czytamy.
Zdaniem Wiecha, Niemcy bronią idei Nord Stream 2, bo chcą stać się europejskim hubem gazowym.
W umowie koalicyjnej między niemieckimi chadekami i socjaldemokratami zapisano wprost: oni chcą rozszerzyć własny model transformacji energetycznej - Energiewende - na całą Europę. Chcą, żeby reszta krajów UE tak samo wychodziła z energetyki jądrowej i węglowej, przechodziła coraz szerzej na źródła odnawialne w połączeniu z gazem jako stabilizatorem systemu. Z perspektywy Niemiec jest to doskonały deal handlowy, bo już teraz są dużymi sprzedawcami gazu, budują Nord Stream 2, za wszelką cenę chronią politycznie ideę tego gazociągu i jednocześnie stawiają już infrastrukturę, która ma rozprowadzać gaz po Europie Środkowej, gazociągi powstają między innymi wzdłuż polskiej granicy, one w przyszłości mają nasycić Europę gazem z obu nitek Nord Streamu. Niemcy chcą się stać takim centralnym hubem gazowym. Stąd ten paradoks: wycinanie czystych mocy, żeby zastąpić je emisyjnymi
– przekonuje analityk.
Niemiecka polityka klimatyczna jest bardziej polityką niż formą ochrony klimatu
– dodaje.
mly/gazeta.pl
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/gospodarka/541322-wiech-cel-100-procent-oze-jest-obecnie-nieosiagalny