Na przodku
Dojeżdżamy do miejsca docelowego — do przodków. Wyskakujemy z terenowego pojazdu wprost na warstwę czerwonego błota. Jest piekielnie gorąco i nieziemsko wilgotno, trudno oddychać. Krajobraz zgoła księżycowy — niziutki strop wspierany filarami ze skał, pomiędzy którymi przemykają ładowarki. Tempo robót w kopalni zadziwia — jest głośno i parno, a wszystko dzieje się niezwykle sprawnie i szybko. Bez ustanku kruszec jest zabierany z przodka i przewożony do wozów odstawczych. Obserwujemy ładowarki — mają ok. 1,5 m wysokości i wyglądają jak bezzałogowe pojazdy wysyłane na Księżyc w celach badawczych.
Waldemar Konarski, zastępca kierownika robót górniczych, uśmiecha się pod nosem.
Zgadnij, gdzie się znajduje operator
— pyta. W tym momencie z maleńkiej metalowej puszki zamocowanej z boku księżycowej maszyny wysiada uśmiechnięty mężczyzna w górniczym rynsztunku i pyta, czy chcę wsiąść. Takiej okazji się nie przepuszcza.
Dzięki klimatyzacji we wnętrzu malutkiej kabiny czuje się zdecydowanie lepiej niż na zewnątrz. Trudno się temu dziwić, bo obsługa podziemnego krążownika to robota dla profesjonalisty, który musi działać perfekcyjnie. Kokpit przypomina samolotowy, ale nieba nie widać, w ogóle niewiele widać.
Myślimy nad systemami, które pozwoliłby, aby ludzie zdalnie sterowali ładowarkami
— mówią górnicy zatrudnieni na przodkach.
Warunki pracy nie są najlepsze, więc skoro współczesna technologia pozwala wprowadzić takie rozwiązania, trzeba to zrobić jak najprędzej. Zresztą wykorzystując system kamer, operator ładowarki ma dokładniejszy ogląd tego, co się dzieje z maszyną i dookoła niej
— zauważają.
Już teraz żaden z elementów pojazdów pracujących w kopalni nie znajduje się tam przypadkowo.
Właściwie wszystkie maszyny, którymi operują górnicy bezpośrednio na frontach eksploatacyjnych, mają specjalnie zaprojektowane kabiny
— wyjaśnia Ryszard Biernacki.
Spełniają kilka zadań: po pierwsze, są swoistą kapsułą bezpieczeństwa, z odrębną klimatyzacją i niezależnym systemem łączności; po drugie, wyposażone są w czujniki i sensory informujące o stanie technicznym pojazdu.
Fedrowanie nie należy do zajęć łatwych ani lekkich, ale kiedy przechodzimy do stanowiska montowania kotw, okazuje się, że to ledwie wierzchołek góry lodowej. Po kilku minutach kopalnianej przechadzki, a więc przedzierania się przez nierówną, śliską nawierzchnię w akompaniamencie hurgotu pracujących maszyn, docieramy na miejsce. Naszym oczom ukazują się kolejne urządzenia rodem z misji eksploracyjnej kosmosu. Obok nich widzimy górnika „walczącego” z kruchą skałą, której odłamki są wyjątkowo ostre. Jego zadaniem jest wwiercenie w strop zbrojeniowego pręta, a następnie zamocowanie kotwy. Sieć takich zbrojeń zabezpiecza strop przed zawaleniem (niegdyś w kopalniach robiły to zwykłe metalowe stojaki podporowe — stemple).
Podczas wiercenia odpada kawałek skały, zahacza o dach kabiny i spada na wyrobisko. Pracujący tam mężczyzna, widząc przerażenie w naszych oczach, mówi półżartem:
Spokojnie, jesteśmy na to przygotowani.
35 kotew to mniej więcej tyle, ile na jednej zmianie montuje górnik na tym stanowisku. Docelowo KGHM chce „wyprowadzić” górników z miejsc, w których zagrożenie dla zdrowia jest największe.
Naszym priorytetem jest zwiększenie bezpieczeństwa przy pracy z kotwami. To niełatwe, bo to bardzo precyzyjna robota. Na razie testujemy specjalną odzież, która schładza organizm
— słyszę w kopalni.
Misja: miedź
Rąbka tajemnicy implementacji w kopalni specjalistycznej odzieży uchyla Ryszard Biernacki.
W fazie testu mamy rozwiązania rodem z wojsk NATO i jednostek badawczych zajmujących się bezpieczeństwem pracy z całego świata
— mówi dyrektor naczelny ds. inżynierii produkcji KGHM.
Jakiś czas temu koledzy z naszych służb wentylacyjnych nawiązali kontakt ze specjalistami, którzy testowali ubrania przeznaczone dla żołnierzy wykonujących zadania w tropikach i na pustyni. Po podpisaniu stosownych porozumień rozpoczęliśmy testy tych ubrań również pod ziemią. Specjalne sensory monitorują temperaturę organizmu, ciśnienie krwi, czasami wydatek energetyczny i sygnalizują, gdy pojawią się jakieś zagrożenia. Dodatkowe systemy wytwarzają i rozprowadzają chłodne powietrze do wszystkich elementów ubrania roboczego pracownika.
Jak widać, górnikowi nie tak daleko do Jamesa Bonda, i to nie tylko pod względem gadżetów. Infrastruktura wspomagająca jego pracę to także pokaz zaawansowanych technologii.
Ciągle rozbudowujemy szerokopasmową sieć transmisji danych
— opowiada Ryszard Biernacki.
Pracę w kopalni wspomaga system alarmowo-rozgłoszeniowy STAR-DOTRA, na który składa się ponad 380 km linii anten łączących z sobą więcej niż 2 tys. urządzeń radiotelefonicznych. Normalnie wykorzystywany jest do prowadzenia rozmów lub ustaleń operacyjnych na odległość, ale w czasie zagrożenia sprawdza się jako system alarmowy, który ostrzega załogę o niebezpieczeństwie, informuje o bezpiecznym sposobie opuszczenia miejsc zagrożonych.
Mówiąc o inteligentnej kopalni, o wdrażaniu systemów monitoringu i zdalnego sterowania maszynami, nie sposób pominąć bardzo rozbudowanej sieci kabli światłowodowych
— dodaje Biernacki.
Najnowocześniejsza infrastruktura telekomunikacyjna umożliwia wykorzystywanie na szeroką skalę nowoczesnych systemów, programów i aplikacji informatycznych. Podziemne wyrobiska to w zasadzie sieć sieci lub system systemów informatycznych. System klasy CMMS do obsługi serwisów maszyn dołowych, SCADA, e-Raport, EX, SAP, informatyczny system ewidencji materiałów wybuchowych, systemy do nadzoru i sterowania trakcją elektryczną — to tylko kilka przykładów tych narzędzi, które wykorzystujemy w naszych oddziałach wydobywczych.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Na przodku
Dojeżdżamy do miejsca docelowego — do przodków. Wyskakujemy z terenowego pojazdu wprost na warstwę czerwonego błota. Jest piekielnie gorąco i nieziemsko wilgotno, trudno oddychać. Krajobraz zgoła księżycowy — niziutki strop wspierany filarami ze skał, pomiędzy którymi przemykają ładowarki. Tempo robót w kopalni zadziwia — jest głośno i parno, a wszystko dzieje się niezwykle sprawnie i szybko. Bez ustanku kruszec jest zabierany z przodka i przewożony do wozów odstawczych. Obserwujemy ładowarki — mają ok. 1,5 m wysokości i wyglądają jak bezzałogowe pojazdy wysyłane na Księżyc w celach badawczych.
Waldemar Konarski, zastępca kierownika robót górniczych, uśmiecha się pod nosem.
Zgadnij, gdzie się znajduje operator
— pyta. W tym momencie z maleńkiej metalowej puszki zamocowanej z boku księżycowej maszyny wysiada uśmiechnięty mężczyzna w górniczym rynsztunku i pyta, czy chcę wsiąść. Takiej okazji się nie przepuszcza.
Dzięki klimatyzacji we wnętrzu malutkiej kabiny czuje się zdecydowanie lepiej niż na zewnątrz. Trudno się temu dziwić, bo obsługa podziemnego krążownika to robota dla profesjonalisty, który musi działać perfekcyjnie. Kokpit przypomina samolotowy, ale nieba nie widać, w ogóle niewiele widać.
Myślimy nad systemami, które pozwoliłby, aby ludzie zdalnie sterowali ładowarkami
— mówią górnicy zatrudnieni na przodkach.
Warunki pracy nie są najlepsze, więc skoro współczesna technologia pozwala wprowadzić takie rozwiązania, trzeba to zrobić jak najprędzej. Zresztą wykorzystując system kamer, operator ładowarki ma dokładniejszy ogląd tego, co się dzieje z maszyną i dookoła niej
— zauważają.
Już teraz żaden z elementów pojazdów pracujących w kopalni nie znajduje się tam przypadkowo.
Właściwie wszystkie maszyny, którymi operują górnicy bezpośrednio na frontach eksploatacyjnych, mają specjalnie zaprojektowane kabiny
— wyjaśnia Ryszard Biernacki.
Spełniają kilka zadań: po pierwsze, są swoistą kapsułą bezpieczeństwa, z odrębną klimatyzacją i niezależnym systemem łączności; po drugie, wyposażone są w czujniki i sensory informujące o stanie technicznym pojazdu.
Fedrowanie nie należy do zajęć łatwych ani lekkich, ale kiedy przechodzimy do stanowiska montowania kotw, okazuje się, że to ledwie wierzchołek góry lodowej. Po kilku minutach kopalnianej przechadzki, a więc przedzierania się przez nierówną, śliską nawierzchnię w akompaniamencie hurgotu pracujących maszyn, docieramy na miejsce. Naszym oczom ukazują się kolejne urządzenia rodem z misji eksploracyjnej kosmosu. Obok nich widzimy górnika „walczącego” z kruchą skałą, której odłamki są wyjątkowo ostre. Jego zadaniem jest wwiercenie w strop zbrojeniowego pręta, a następnie zamocowanie kotwy. Sieć takich zbrojeń zabezpiecza strop przed zawaleniem (niegdyś w kopalniach robiły to zwykłe metalowe stojaki podporowe — stemple).
Podczas wiercenia odpada kawałek skały, zahacza o dach kabiny i spada na wyrobisko. Pracujący tam mężczyzna, widząc przerażenie w naszych oczach, mówi półżartem:
Spokojnie, jesteśmy na to przygotowani.
35 kotew to mniej więcej tyle, ile na jednej zmianie montuje górnik na tym stanowisku. Docelowo KGHM chce „wyprowadzić” górników z miejsc, w których zagrożenie dla zdrowia jest największe.
Naszym priorytetem jest zwiększenie bezpieczeństwa przy pracy z kotwami. To niełatwe, bo to bardzo precyzyjna robota. Na razie testujemy specjalną odzież, która schładza organizm
— słyszę w kopalni.
Misja: miedź
Rąbka tajemnicy implementacji w kopalni specjalistycznej odzieży uchyla Ryszard Biernacki.
W fazie testu mamy rozwiązania rodem z wojsk NATO i jednostek badawczych zajmujących się bezpieczeństwem pracy z całego świata
— mówi dyrektor naczelny ds. inżynierii produkcji KGHM.
Jakiś czas temu koledzy z naszych służb wentylacyjnych nawiązali kontakt ze specjalistami, którzy testowali ubrania przeznaczone dla żołnierzy wykonujących zadania w tropikach i na pustyni. Po podpisaniu stosownych porozumień rozpoczęliśmy testy tych ubrań również pod ziemią. Specjalne sensory monitorują temperaturę organizmu, ciśnienie krwi, czasami wydatek energetyczny i sygnalizują, gdy pojawią się jakieś zagrożenia. Dodatkowe systemy wytwarzają i rozprowadzają chłodne powietrze do wszystkich elementów ubrania roboczego pracownika.
Jak widać, górnikowi nie tak daleko do Jamesa Bonda, i to nie tylko pod względem gadżetów. Infrastruktura wspomagająca jego pracę to także pokaz zaawansowanych technologii.
Ciągle rozbudowujemy szerokopasmową sieć transmisji danych
— opowiada Ryszard Biernacki.
Pracę w kopalni wspomaga system alarmowo-rozgłoszeniowy STAR-DOTRA, na który składa się ponad 380 km linii anten łączących z sobą więcej niż 2 tys. urządzeń radiotelefonicznych. Normalnie wykorzystywany jest do prowadzenia rozmów lub ustaleń operacyjnych na odległość, ale w czasie zagrożenia sprawdza się jako system alarmowy, który ostrzega załogę o niebezpieczeństwie, informuje o bezpiecznym sposobie opuszczenia miejsc zagrożonych.
Mówiąc o inteligentnej kopalni, o wdrażaniu systemów monitoringu i zdalnego sterowania maszynami, nie sposób pominąć bardzo rozbudowanej sieci kabli światłowodowych
— dodaje Biernacki.
Najnowocześniejsza infrastruktura telekomunikacyjna umożliwia wykorzystywanie na szeroką skalę nowoczesnych systemów, programów i aplikacji informatycznych. Podziemne wyrobiska to w zasadzie sieć sieci lub system systemów informatycznych. System klasy CMMS do obsługi serwisów maszyn dołowych, SCADA, e-Raport, EX, SAP, informatyczny system ewidencji materiałów wybuchowych, systemy do nadzoru i sterowania trakcją elektryczną — to tylko kilka przykładów tych narzędzi, które wykorzystujemy w naszych oddziałach wydobywczych.
Strona 2 z 3
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/gospodarka/274280-wydobyc-przyszlosc?strona=2