Od środy trwa posiedzenie Sejmu. Podczas obrad zdenerwowani posłowie PJN żądają od swoich liderów jasnych deklaracji: czy ich formacja wystawi listy w wyborach, czy też oni sami zamierzają opuścić swoich kolegów.

Doszło już w tej sprawie do kilku gwałtownych rozmów, głównie na korytarzach i w sejmowych restauracjach. W piątek ma się odbyć zebranie klubu na ten temat. Można się na nim spodziewać ciężkiej awantury.

W pierwszym tygodniu maja miało się odbyć partyjny kongres, ale go przełożono z powodu braku środków. Zresztą partia nie jest wciąż formalnie zarejestrowana. Nowa strona internetowa PJN świeci pustkami, praca w terenie ustała. Ostatnie sondaże dają nowemu ugrupowaniu od 0 do 2 procent.  W tej sytuacji plotki o samodzielnej grze liderów natrafiają na podatny grunt.

Według plotek, Joanna Kluzik-Rostkowska i Paweł Poncyljusz mają startować z list PO, a nielubiana w Platformie Elżbieta Jakubiak być może z list PSL. Z kręgów bliskich marszałkowi Schetynie płyną informacje, że  ofertę startu w barwach PO dostała trójka polityków: poza Kluzik-Rostkowską i Poncyljuszem tradycjonalista z Poznania Jan Filip Libicki, który zasłynął z jadowicie antypisowskiego blogu.

Reszta może w tej sytuacji zostać na lodzie. Niekórzy jak Jan Ołdakowski i Lena Cichocka już dawno postanowili nie kandydować. A inni?

Większa liczba PJN-owców nie wystartuje z list PO. Dlaczego? Niektórzy po prostu nie chcą, dla innych nie znajdzie się miejsce.

Pikanterii całej sytuacji dodaje fakt, że hamować ich napływ do PO będzie sam Donald Tusk. Pozyskanie Kluzik-Rostkowskiej czy zwłaszcza Libickiego to dla niego sukces - równoważy w ten sposób wrażenie marszu samych tylko lewicowców w szeregi Platformy. Ale cała ta grupa jest odbierana jako potencjalna frakcja Schetyny. A Tusk nie ma ochoty wzmacniać pozycji marszałka w przyszłym klubie parlamentarnym. 
W każdym razie możliwe, że klub PJN nie dotrwa nawet do końca kadencji tego Sejmu.

poz